cytaty z książki "Dziewczyny z Solidarności"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
My, kobiety, znacznie lepiej znosimy takie nagłe zmiany. Czasami śmieję się, że jesteśmy jak rosyjskie wańki-wstańki. Można nas przechylić, ale nie da się nas przewrócić. Zawsze wracamy do pionu.
To był paradoks. Komunistyczna szarość, opresje, kłamstwa. Ale ludzie byli po prostu cudowni. Pomagali sobie zupełnie bezinteresownie, byli wobec siebie życzliwi. Dzisiaj, choć żyjemy w wolnym kraju, nie zawsze tak to wygląda.
Dziesiątki milionów ludzi odzyskiwały wolność. Waliły się mury, państwa wybijały się na niepodległość. Historia działa się na naszych oczach. Jeżeli do tych wielkich wydarzeń dołożyłam jakąś swoją niewielką cegiełkę - czuję się spełniona. Nie żałuję ani jednego dnia z mojego życia.
Gdy rozmawiamy, jest rok 2016 i znowu czuję się potrzebna. Tak jak wtedy. Chodzę na marsze Komitetu Obrony Demokracji. Spotykam na nich przyjaciół z opozycji. Przypominamy sobie stare czasy. Nie chcę pozwolić na to, żeby politycy zmarnowali nasz ogromny dorobek. To, co wywalczyliśmy. Demokrację łatwo zepsuć. Nie tylko u nas. Związek z Unią też może okazać się kruchy. A ja chcę, żeby moje dzieci żyły w bezpiecznej Europie.
Mimo przemocy i represji władzy nie zrezygnowałyśmy z naszej walki. Nie poddałyśmy się.
Wychowały mnie właściwie kobiety. Mama, ciotki i babcia. Mężczyźni walczyli w kampanii wrześniowej, a potem w Armii Krajowej. Wszystko więc zostało na głowie kobiet. Nie przeszkadzało im to działać aktywnie w konspiracji. Kobiety bowiem miały i mają niesamowitą zdolność godzenia ze sobą różnych obowiązków.
Uważam, że Solidarność nie powstałaby i nie mogłaby działać tak prężnie bez kobiet. Bez takich osób jak Alinka Pieńkowska. Teraz się o nich nie mówi, symbolem Solidarności stał się Lech Wałęsa. Za wszystkim jednak stały kobiety.
Jak wyglądałaby Solidarność bez kobiet? Obawiam się, że to nie byłoby to samo. To dzięki kobietom, ich energii, zaradności i poświęceniu Solidarność mogła tak sprawnie funkcjonować i osiągać takie rozmiary.
Byłyśmy podporą tego ruchu, jego motorem napędowym. Mrówkami robotnicami. Kobiety były w stanie odłożyć na bok swoje osobiste ambicje i wykonywały całą ciężką robotę. Bez wątpienia mężczyźni by sobie bez nas nie poradzili.
Jak za walkę z komuną odwdzięczyła mi się III Rzeczpospolita? Nijak. Wcale. Nie zaliczono mi nawet do stażu pracy tych dziesięciu lat, kiedy uciekałam przed bezpieką. W efekcie dostaję nędzne tysiąc sto osiemdziesiąt złotych emerytury. A moi prześladowcy mają miesięcznie po kilkanaście tysięcy. Za to, że trzydzieści lat temu ich głównym zajęciem było wsadzanie takich jak ja do więzień. I maltretowanie ich na przesłuchaniach. Ludzi walczących o ludzką godność, o wolność i niepodległość dla naszego kraju.
Bardziej niż Polska doceniły mnie dawne republiki Związku Sowieckiego. Za walkę z komunizmem o niepodległość dostałam order od prezydenta Litwy. W Polsce też dostałam order, ale za... "demokratyzację kraju". Wstyd. Moje własne państwo boi się nazwać rzeczy po imieniu. Naród został oszukany przez pomysłodawców Okrągłego Stołu. Politycy, którzy powoływali się na solidarnościowe korzenie, okazali się zdrajcami. Przez ostatnie dwadzieścia siedem lat, zamiast budować silne państwo, rozmontowywali je. Zrujnowali gospodarkę i kilka milionów ludzi wypędzili na emigrację.
Czasami ludzie pytają mnie, po co mi to wszystko było. Dlaczego, mając malutkie dzieci, zaangażowałam się w działalność Solidarności? Dlaczego tak ryzykowałam? Bardzo dziwią mnie te pytania. Przecież robiłam to właśnie dla nich. Dla moich chłopców. Nie chciałam, żeby wyrastali w takiej samej beznadziei, w takiej samej szarości jak ja. Chciałam dla nich lepszej przyszłości.
Aby poradzić sobie z traumatyczną sytuacją, człowiek stara się ją obrócić w żart. Odreagować strach, gniew. To dziś może wydawać się dziwne, ale myśmy się w celi naprawdę dużo śmiały. Starałyśmy się omijać bolesne tematy, choć wszystkie miałyśmy bliskich, o których się niepokoiłyśmy, a na dodatek przyszłość kraju rysowała się bardzo czarno.