cytaty z książek autora "Michel de Montaigne"
Nie popełniam tego pospolitego błędu, abym miał sądzić drugich wedle samego siebie; łatwo mi pojąć rzeczy odmiennego niż mój pokroju. Że sam wzrosłem w pewnym obyczaju, nie zmuszam przez to doń całego świata, jak zwykle czynią; dopuszczam i pojmuję tysiąc odmiennych sposobów życia i na wspak większości ludzi, łacniej przyjmuję różnice niż podobieństwa. Zwalniam, ile tylko kto zapragnie, kogoś drugiego od moich nawyków i zasad; zważam go po prostu samego w sobie, nie przyrównując, jeno sądząc każdego jego miarą.
Nie z każdej wielkości się spada i więcej jest takich, z których można zstąpić bez upadku. Mimo to zdaje mi się, że my ją przeceniamy; i przeceniamy także rezolucję owych, których albo widzieliśmy, albo słyszeliśmy o nich, iż wzgardzili wielkością lub też zbyli się jej z własnej chęci. W istocie swej nie jest ona tak oczywistym dobrodziejstwem, aby nie można było wyrzec się jej bez cudu.
Nie mam tego w charakterze, aby mnie gniewało, gdy spotkam się z różnicą w zdaniach i abym nie mógł ścierpieć towarzystwa ludzi, dlatego, że myślą i rozumują odmiennie niż ja. Raczej znajduję to bardziej osobliwym gdy się trafi na zgodność w usposobieniach i zamiarach. I nigdy nie było na świecie dwóch mniemań jednakich, tak samo jak dwóch włosków i dwóch ziarn: najpowszechniejszą ich cnotą jest odmienność
Zatrudniać się sobą, zdaje się im, że to jest lubować się w sobie; obcować z sobą i wchodzić w siebie, że to jest nazbyt się miłować. Być może. Ale ten zbytek rodzi się tylko w tych, którzy macają się jeno powierzchownie, którzy oglądają się jeno wówczas, gdy nie mają nic lepszego do roboty; którzy uważają rozmowę z samym sobą za próżniactwo i błazeństwo, zaś kształtowanie i budowanie samego siebie za wznoszenie zamków na lodzie, uważając się jakoby za rzecz trzecią i obcą samym sobie.
Obcowanie z książkami towarzyszy mi w całym życiu i wspomaga wszędzie; pociesza w starości i samotności; zwalnia z ciężaru nudnej bezczynności i wyzwala w każdej porze z towarzystwa, które mnie mierzi; tępi ostrze cierpień, o ile nie są zbyt ostateczne i wszechwładne. Aby się oderwać od dokuczliwej myśli, starczy mi jeno uciec się do książek. Odciągają mnie łatwo ku sobie i uwalniają od własnej wyobraźni; i nie są mi krzywe, widząc, iż szukam ich jeno w braku owych innych przyjemności, prawdziwszych, żywszych i naturalniejszych; zawżdy przyjmują mnie z jednaką twarzą”.
Więcej troszczymy się o to, aby o nas mówiono, niż o to, jak o nas mówią. Starczy nam, aby imię nasze krążyło w ustach ludzi w jakiej bądź postaci. Zdaje się, że „być znanym” to znaczy życie swoje i jego trwałość oddać w pieczę drugich.
Moje życie pełne było strasznych nieszczęść, z których większość się nie zdarzyła.
Owo powszechne mniemanie i obyczaj, aby patrzeć gdzie indziej niż w siebie, bardzo nam są zbawienne i pożyteczne. Jest to przedmiot pełen niezadowolenia; widzimy w nim samą nędze i próżność. Aby nas nie udręczać, natura bardzo sposobnie powiodła działanie naszego wzroku na zewnątrz. Naprzód płyniemy z prądem; ale zwrócić nasz bieg ku sobie to ruch wielce uciążliwy: toć i morze mąci się i kłębi, kiedy wraca w swoje granice. Patrzcie, powiada każdy, na odmiany nieba; patrzcie na ludzi, na sprzeczkę tego, na puls owego, na testament tego inszego; słowem, patrzcie zawsze wysoko lub nisko, albo na bok, albo przed, albo za siebie. Wielce sprzeczny z obyczajem, zaiste, był ów rozkaz, dany niegdyś przez bóstwo w Delfach: patrzcie w siebie; poznajcie siebie; dzierżcie się siebie; waszego ducha i waszą wolę, które się trawią gdzie indziej, sprowadźcie do siebie; rozpływacie się, rozpraszacie się; stężcie się, umocnijcie: świat was zdradza, rozprasza was, kradnie was wam samym. Czy nie widzisz, że ten świat ma wszystek wzrok skupiony do wewnątrz i oczy otwarte ku oglądaniu siebie? Wszystko jest próżność dla ciebie, zewnątrz i wewnątrz: ale ta próżność jest mniej próżna, jeśli mniej rozprzestrzeniona. Prócz ciebie, o człowieku, powiedział ów bóg, każda rzecz studiuje przede wszystkim siebie i wedle swych potrzeb określa granice swych prac i pragnień. Nie ma ani jednej tak próżnej i tak łaknącej jak ty, który ogarniasz wszechświat. Tyś jest badaczem bez wiedzy; sędzią bez władzy; i ostatecznie, błaznem z szopki.
Trzeba nauczyć się cierpieć, to czego się nie da uniknąć. Życie nasze złożone jest, jak harmonia świata, z rzeczy sprzecznych, jakoby z rozmaitych tonów, łagodnych i chropawych, ostrych i miętkich, figlarnych i głębokich; cóż by zdolił muzyk, który by lubił tylko jedne z nich? Trzeba, aby umiał posługiwać się nimi społem i mieszać je ze sobą: tak samo i my owym dobrem i złem, które są współistotne naszemu życiu. Nasz byt i nasza istota nie mogą się ostać bez tej mieszaniny; jedna struna jest nie mniej potrzebna niż druga. Stawać dęba przeciw naturalnej konieczności znaczy powtarzać szaleństwo Ktesyfona, który próbował się ze swym mułem na uderzenia kopytem”.
Wielkość duszy nie tyle polega na tym, aby iść ku górze i naprzód, co aby umieć umiarkować się i ograniczyć. Wielkim jest dla niej wszystko, co dostateczne; ukazuje swą wysokość w tym, iż bardziej lubi rzeczy pośrednie niż strzelające w górę. Nie ma nic równie pięknego i godnego, niż dobrze i należycie spełniać swą rolę człowieka; ani też nie ma wiedzy tak trudnej, jak umieć dobrze i wedle natury przeżyć to życie. Najdziksza ze wszystkich chorób to gardzić własną istotą.
Uważam wszystkich ludzi za swoich rodaków, tulę do serca Polaka, tak samo jak Francuza, niżej stawiając w tym spójność narodową od powszechnej i ogólnej. Nie zdaje mi się własne niebo najbardziej niebieskie
Nie idziemy, jeno dajemy się nieść: jako przedmioty płynące na wodzie, to z wolna, to w wielkim pędem, wedle tego, czy woda burzliwa, czy łagodna; „Czyż nie widzimy, że nikt nie wie, czego właściwie chce, a zawsze czegoś szuka; że zmienia miejsce pobytu, jakby mógł pozbyć się swego ciężaru?”. W każdy dzień nowe zachcenie; humory nasze poruszają się z ruchem czasów: chwiejemy się między rozmaitymi mniemaniami; nie pragniemy nic swobodno, nic wyłącznie, na stałe.
Większość naszych zatrudnień jest natury komedianckiej: „cały świat gra komedię”. Trzeba odgrywać przystojnie swą rolę; ale jak gdyby rolę przybranej osobistości. Z maski i pozoru nie trzeba czynić rzeczywistej istoty ani też z cudzego własne. Nie umiemy odróżnić ciała od koszuli; wystarczy już, gdy sobie umączymy twarz, nie potrzeba mączyć i piersi. Znam takich, którzy przeobrażają się i przeinaczają w tyleż nowych postaci i nowych istot, ile podejmują urzędów; puszą się i nadymają aż po wątrobę i jelita i niosą się z ową godnością aż do swej wygódki”.
Trzeba dopuścić w sobie nieco szaleństwa, kto nie chce popaść w tyleż więcej głupoty. Tak powiadają i przepisy mistrzów, i jeszcze więcej, ich przykłady.
Kto lęka się cierpienia, cierpi już przez to, że się lęka. Dodajmy, iż wątpliwość i ignorancja tych, którzy bawią w tłumaczenie sprężyn natury i jej działań oraz niezliczona mnogość wypadków, w których przepowiednie ich okazały się fałszywymi, winny nas pouczyć, iż natura ma swoje najzupełniej nieznane środki. Jest wielka niepewność, rozmaitość i tajemnica w tym, co nam obiecuje lub czym grozi. Z wyjątkiem starości, która jest nieomylnym znakiem zbliżającej się śmierci, we wszystkich innych przypadłościach mało widzę wskazówek, na których byśmy mogli opierać przepowiednie na przyszłość.
Tak jest i z duchem; jeśli go nie zatrudnić pewnym przedmiotem, który go spęta i okiełza, wówczas rzuca się bezładnie to tu, to ówdzie, w szerokie pole urojeń, i nie ma szaleństwa i niedorzeczności, której by nie spłodził w czasie tego wzruszenia. Dusza, która nie ma ustalonego celu, gubi się: jak bowiem powiadają, być wszędzie znaczy nie być nigdzie. Kiedy niedawno temu usunąłem się w domowe zacisze, mając postanowienie, o ile mi będzie możebne, nie zaprzątać się inną rzeczą, jeno spędzić w spokoju i w ustroni to niewiele, co mi zostało do życia, zdawało mi się, że nie mogę uczynić nic pomyślniejszego dla swego ducha niż zostawić go w zupełnej bezczynności, iżby się mógł zabawić sam ze sobą i wzmocnić i osiąść w sobie; i spodziewałem się, że teraz będzie mu to łatwiejsze, ile że stał się, z czasem stateczniejszy i dojrzalszy; ale widzę, jako to, iż przeciwnie, stawszy się jako koń urwany z uzdy, sto razy żwawiej ugania sam z siebie, niż to czynił w obcej posłudze. Ano płodzi mi teraz tyle chimer i fantastycznych monstrów, jedno przez drugie, bez ładu i składu, że aby móc rozważać swobodno ich niedorzeczność i dziwactwa, jąłem spisywać je porządkiem, w nadziei, iż z czasem, stawiwszy mu je przed oczy, zdołam go samego przywieść do zawstydzenia i opamiętania”.
Trzeba nauczyć się cierpieć, to czego się nie da uniknąć. Życie nasze złożone jest, jak harmonia świata, z rzeczy sprzecznych, jakoby z rozmaitych tonów, łagodnych i chropawych, ostrych i miętkich, figlarnych i głębokich; cóż by zdolił muzyk, który by lubił tylko jedne z nich? Trzeba, aby umiał posługiwać się nimi społem i mieszać je ze sobą: tak samo i my owym dobrem i złem, które są współistotne naszemu życiu. Nasz byt i nasza istota nie mogą się ostać bez tej mieszaniny; jedna struna jest nie mniej potrzebna niż druga. Stawać dęba przeciw naturalnej konieczności znaczy powtarzać szaleństwo Ktesyfona, który próbował się ze swym mułem na uderzenia kopytem”.
Zaiste człowiek jest to istota osobliwie lekka, różnoraka i odmienna; niełacno budować o nim stałe i jednolite mniemanie
Cesarz Adrian wdał się w rozprawę z Faworynem filozofem o znaczenie jakiegoś słowa; w czym Faworyn wnet mu ustąpił zwycięstwa. Gdy przyjaciele mu to przyganiali, odparł: „Żartujecie chyba! Chcielibyście, aby nie był uczeńszy ode mnie, on, który dowodzi trzydziestu legionami?”. August napisał wiersze przeciw Azyniuszowi Pollionowi: „Ja – rzekł na to Pollio – ja milczę; nie byłoby dorzeczne współzawodniczyć w pisaniu z tym, który umie podpisać wyrok śmierci”.
Tylko ty jeden wiesz, czy jesteś podły i okrutny, czy prawy i nabożny. Inni nie widzą cię, odgadują jeno z niepewnych domysłów, widzą nie tyle waszą naturę, ile sztukę. Dlatego nie polegajcie na ich zdaniu, polegajcie na waszym; „Musisz posługiwać się własnym sądem: właśnie poczucie cnoty i grzechu jest wielkim ciężarem, kiedy się je usunie, wszystko runie.
Najmędrszy człowiek, jaki był kiedy, skoro go spytano, co wie, odpowiedział, „iż wie to, że nic nie wie”. Stwierdzał to, co powiadają, iż największa część tego, co wiemy, jest najmniejszą cząstką tego, co nie wiemy; to znaczy, iż nawet, co mniemamy, iż wiemy, jest cząstką, i to bardzo małą, naszej niewiedzy. „Należy mówić tak, by niczego nie twierdzić, szukać wszystkiego, wątpić przeważnie i sobie nie ufać”.
Cokolwiek by to było, z chwilą gdy coś poznamy i posiądziemy na własność, czujemy, iż nas nie zadowala, i bieżymy chciwie za rzeczami przyszłymi i nieznanymi, ile że obecne nas nie sycą; nie dlatego, moim zdaniem, by nie miały nas czym nasycić, jeno iż chwytamy je w sposób jak gdyby chory i niestateczny. Pragnienie nasze jest niezdecydowane i niepewne; nie umie niczego zdzierżyć ani zażywać, jak należy. Człowiek, mniemając, iż leży to w ułomności rzeczy, które posiada, napawa się i karmi innymi rzeczami, których nie zna i których nie przeniknął; ku nim obraca żądze i nadzieje, te otacza czcią i respektem.
Toć pamięć, odbija nam nie to, co sami wybierzemy, ale to, co jej się podoba; ba, nie masz nic, co by tak żywo utrwalało jakąś rzecz w naszym wspomnieniu jak chęć zapomnienia. Starać się jakąż rzecz zatracić to najlepszy sposób, aby ją przechować i odcisnąć trwale na duszy. „Pamiętam nawet to, czego nie chcę pamiętać; zapomnieć nie mogę o tym, co chcę.
Choćbyśmy nawet mogli stać się uczonymi uczonością drugich, mądrzy możemy być jedynie własną mądrością.
Opuszczam tę pierwszą rację i wolę raczej mniemać, iż zło płynie z tego, że źle się biorą do nauk. Wobec sposobu, w jaki odbywa się nasza nauka, nie dziw, że ani uczniowie, ani mistrze nie porastają w rozum, mimo iż porastają w wiadomości. W istocie cała troska i wydatki naszych ojców mierzą jeno ku temu, aby nam naładować głowę wiedzą: o kształtowaniu pojęcia i charakteru ani słychu. Krzyknijcie w tłumie o jakimś przechodniu „O, cóż za uczony człowiek!”, o drugim zasię: „O, cóż za dobry człowiek!”, nie omieszkają wszyscy skierować spojrzeń i podziwu ku pierwszemu. Aż się prosi, aby ktoś trzeci krzyknął „O pały zakute!”. Wywiadujemy się skwapliwie: „Czy umie po grecku, po łacinie? Czy pisze wierszem czy prozą?”. Zasię czy stał się lepszym albo roztropniejszym, co przecież jest główną rzeczą, to pozostaje na ostatnim miejscu. Słuszniejsza byłoby pytać, kto jest lepiej, a nie kto więcej uczony”.
Dostatek przeto i niedostatek zależą od mniemania każdego. Bogactwo, zarówno jak sława i zdrowie, tyle tylko mają powabu i rozkoszy, ile mu użyczy ten, kto je posiada. Wszystko jest dobre i złe wedle naszego odczuwania. Nie ten, o kim ludzie to mniemają, ale ten, który sam to mniema, jest zadowolony; w tym jednym wiara sama sobie daje istotę i prawdę. Los nie świadczy nam ani złego, ani dobrego; dostarcza jedynie materii i nasienia po temu: te dopiero dusza nasza, potężniejsza od niego, obraca i stosuje, jak się jej podoba: ona, jedyna przyczyna i pani własnego szczęścia i nieszczęścia. Zewnętrzne wydarzenia pożyczają smaku i koloru od naszego wewnętrznego stanu, tak jak odzież grzeje nas nie swoim ciepłem, ale naszym, które zdolna jest jeno ochraniać i hodować; kto by nią okrył ciało zimne, zyskałby tę samą usługę dla zimna: w ten sposób przechowuje się śnieg i lód. Jak dla leniwca cierpieniem jest nauka, tak znowuż dla pijaka wstrzemięźliwość od wina; umiarkowanie jest udręką dla żarłoka; ćwiczenia ciała torturą dla gnuśnego i niewieściucha: i tak z innymi rzeczami. Rzeczy nie są tak dotkliwe ani trudne same z siebie; nasza słabość i tchórzostwo uczyniły je takimi. Aby sądzić wielkie i wzniosłe sprawy, trzeba i duszę mieć takąż; inaczej przypisujemy im przywary, które są w nas. Wiosło proste wydaje się krzywe w wodzie; nie tylko idzie o to, aby widzieć, ale jak się widzi”.
Przedstawiam tu życie liche i bez blasku; wszystko jedno: można tak samo nawiązać całą filozofię moralną do życia pospolitego i ustronnego, jak i do najbogatszego treścią. Każdy człowiek nosi w sobie całkowitą postać ludzkiego stanu