cytaty z książek autora "Anna Katarzyna Emmerich (bł.)"
Ślady Jego kolan, nóg, łokci i palców odcisnęły się na skale, na którą upadł, i później otaczano je wielką czcią. Teraz już zatraciła się wiara w takie rzeczy; a przecież widziałam nieraz w historycznych widzeniach odciski takie na kamieniu: stóp, kolan lub rąk Patriarchów, Proroków, Jezusa, Najświętszej Panny i niektórych świętych. Skały okazywały się miększe i bardziej wierzące od serc ludzkich, dając w ważnych chwilach świadectwo, że nawet na nich prawda czyni wrażenie.
W sali zrobiła się wielka cisza, a Jezus wzmocniony przez Boga, głosem mocnym i pełnym majestatu, głosem Słowa wiecznego, rzekł z niewypowiedzianą godnością: "Jam jest! Tyś powiedział! A zaprawdę powiadam wam, wkrótce ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Majestatu Bożego i zstępującego w obłokach niebieskich".
Przy tych słowach rozjaśniła się postać Jezusa, a nad Nim otworzyło się Niebo, w którym ujrzałam Boga Ojca wszechmogącego, w postaci niewypowiedzianej, przeto tego już nie potrafię opisać. Widziałam, że aniołowie i sprawiedliwi modlą się i wstawiają się do Boga Ojca za Jezusem. Równocześnie zaś czułam, jakby Bóstwo Jezusa przemawiało zarazem z Ojca i z Jezusa: "Gdybym mógł cierpieć, cierpiałbym chętnie. Lecz jako Bóg nie mogę, więc z litości przyjąłem na się ciało w Synu, by Syn Człowieczy cierpiał; jestem bowiem najsprawiedliwszy. I oto Syn Człowieczy dźwiga na sobie grzechy tych wszystkich, grzechy całego świata".
Pod Kajfaszem zaś ujrzałam otwarte całe piekło jako ponury ognisty krąg pełen straszydeł. On stał nad nim, jakby tylko cienką przegrodą oddzielony, a złość piekła przenikała jego istotę. W ogóle cały dom wydał mi się podobny do piekła, występującego nagle z ziemi. Jezus wypowiedział uroczyście, że jest Chrystusem, Synem Boga, więc piekło zadrżało ze strachu przed Nim [...].
Dwojaka jest - mówił - łączność w małżeństwie. Najpierw łączność ciała i krwi, którą rozrywa śmierć, i tacy małżonkowie nie odnajdą się na drugim świecie. Lecz powinien istnieć między małżonkami węzeł duchowy, bo ten łączy ich nierozerwalnie i w tym, i w przyszłym życiu. Niech więc o to się nie trwożą, czy odnajdą się tam z osobna, czy razem. Jeśli to było małżeństwo ducha, to odnajdą się potem w jednym ciele.
Zdawało się, że szczupła ta grota mieści w swym wnętrzu ohydne i straszne obrazy wszystkich grzechów, wszystkich żądz, ich następstw i kar od upadku pierwszego człowieka aż do końca świata. I nie darmo obrała na to Opatrzność Boża właśnie tę grotę; tu bowiem wypędzeni z raju Adam i Ewa po raz pierwszy zetknęli się z niegościnną ziemią, w tej grocie opłakiwali swój grzech, z lękiem patrzyli w przyszłość. A teraz Jezus przyjmował tu na siebie grzechy całego świata, będące wynikiem tego jedynego grzechu pierworodnego.
Tak stojąc między krzyżem Jezusa a dobrego łotra, na prawo od zwłok Zbawiciela, ujął włócznię obiema rękami i z taką gwałtownością wbił ją w zapadnięty, naciągnięty bok Zbawiciela, że włócznia, przebiwszy wnętrzności i serce, wyszła troszkę lewym bokiem, utworzywszy małą ranę. Gdy następnie włócznię nagle wyciągnął, buchnął z szerokiej rany prawego boku obfity strumień krwi i wody, oblewając zbawieniem i łaską jego podniesione do góry oblicze. W tej chwili zeskoczył Kassius z konia, upadł na kolana i bijąc się w piersi, głośno wobec wszystkich wyznał Jezusa i oddał Mu cześć.
Za miastem zaś, od południa w skalistej dolinie Hinnom, w tym miejscu nieuczęszczanym, gdzie tylko są bagna, nieczystości i odpadki, błąka się zdrajca Judasz Iskariota. Pędzi go szatan i dręczy własne sumienie, więc Judasz ucieka nawet przed własnym cieniem, a w sercu jego zagnieżdża się głucha rozpacz. Piekło ruszyło się dziś w swoich posadach, tysiące złych duchów błąkają się po świętym mieście i kuszą ludzi do grzechu. A złość szatana wciąż wzrasta, podwaja się, miesza i wikła. Niewinny Baranek wziął na swe barki wszelki ciężar, ale szatan nie tego chce, chce grzechu. A chociaż ten Sprawiedliwy nie zgrzeszy i daremnie kuszony nie upadnie, szatan stara się przynajmniej, by Jego nieprzyjaciele utwierdzili się w grzechu i stali się zdobyczą piekła.
Łaską Bożą oświecona, czułam wyraźnie, że Jezus, zgadzając się teraz na zniesienie czekających Go mąk, ofiarowując siebie samego na zadośćuczynienie Boskiej sprawiedliwości za grzechy świata, Boskość swą niejako ściśle połączył z Najświętszą Trójcą, by z nieskończonej dla nas miłości oddać się za grzechy świata całej grozie i ogromowi smutku i cierpienia, głównie w swym najczystszym i najwrażliwszym człowieczeństwie prawdziwym a niewinnym, by tylko ogniem miłości serca swego człowieczego uzbroić się przeciw czekającym Go trwogom i cierpieniom.
W widzeniu oglądam sprawowaną ponad ołtarzem liturgię niebieską, w której aniołowie uzupełniają wszystko, co zaniedbał kapłan.
Tak to pierwsze, rzewne nabożeństwo Kościoła zapisało się w kochającym, macierzyńskim sercu Maryi mieczem boleści, przepowiedzianym przez Symeona. Ona wpoiła je w swe otoczenie, współczujące z Nią, i tak przeszło to nabożeństwo do naszego Kościoła. Święty ten dar, przekazany przez Boga sercu Matki, a przez Nią przechodzący z serca do serca Jej dzieci - trwa niezmiennie jako tradycja naszego Kościoła.
Gdy Judasz wychodził za drzwi, widziałam koło niego trzech czartów: jeden wpadł mu w usta, drugi popychał go, trzeci biegł przed nim. Noc już była, ale ponieważ diabły oświecały mu drogę, Judasz popędził przed siebie jak szalony.
Tak więc odeszli arcykapłani od prawdziwego Baranka paschalnego. Pospieszyli do kamiennej świątyni, by zabić i spożyć wyobrażenie ofiary, a spełnienie tego wyobrażenia, prawdziwego Baranka Bożego, kazali sprośnym katom wieść na ołtarz krzyża. Rozeszły się tu drogi ofiary wyobrażającej i spełnionej. Arcykapłani pozostawili nieczystym, okrutnym katom czystego, przebłagalnego Baranka Bożego, którego starali się zewnętrznie zbezcześcić i zanieczyścić ohydą swej podłości, i pospieszyli do kamiennej świątyni ofiarować baranki oczyszczone, umyte i pobłogosławione. Jak starannie przestrzegali tego, by nie zanieczyścić się zewnętrznie! A tymczasem obryzgani byli plugastwem swych serc grzesznych, kipiących złością, zawiścią i szyderstwem. "Niech krew Jego spadnie na nas i na dzieci nasze" - wołali i tymi słowami spełniali niejako ten akt ceremonii, gdy ofiarujący kładł rękę na głowę ofiary. Tu rozeszły się drogi wiodące do ołtarza prawa i do ołtarza łaski.
W roku 1813, podczas badania kościelnego, Anna Katarzyna przekazała dziekanowi Rensingowi następującą relacje: "Dziś w nocy byłam w czyśćcu. Miałam wrażenie, że wprowadzono mnie do głębokiej otchłani. Ujrzałam przed sobą bezkresny obszar. Żal ogarnia człowieka, gdy się patrzy na owe dusze cierpiące w ciszy, pogrążone w smutku! Na ich obliczach maluje się jednak również jakby radość, na myśl o Bożym Miłosierdziu. Ujrzałam zasiadającą na wspaniałym tronie Matkę Bożą. Tak pięknej Maryi nigdy dotychczas nie widziałam". Do tego zwierzenia dodała następującą prośbę: "Koniecznie zachęcajcie ludzi w konfesjonale, żeby się gorliwie modlili za dusze cierpiące w czyśćcu. Z wdzięczności także one będą na pewno wiele się za nas modlić. Modlitwa za dusze czyśćcowe bardzo podoba się też Bogu, ponieważ dzięki niej szybciej osiągają one stan kontemplacji".
W ciszy ogólnej, jaka zaległa po ustawieniu krzyża, dał się słyszeć od Świątyni głos trąb i puzonów. Głosząc uroczyście i poniekąd proroczo, że rozpoczęło się zabijanie baranka paschalnego, zaledwie tylko figury i zapowiedzi prawdziwej ofiary, dźwięk ten przerywały zmieszane okrzyki, szydercze i bolesne, wznoszone tu wobec prawdziwego, na zabicie oddanego Baranka Bożego.
W czyśćcu widziałam także miejsce nabożeństw, swego rodzaju kościół, w którym dusze doznają niekiedy pocieszenia. Spoglądając w tamtą stronę, podobnie jak my patrzymy w kierunku naszego kościoła. Z nieba dusze nie doznają bezpośrednio żadnej pomocy. Wszystko otrzymują z ziemi, od żyjących ludzi, którzy za ich przewinienia ofiarują Sędziemu modlitwy i dobre czyny, umartwienia i wyrzeczenia, a zwłaszcza Msze święte.
Nadmierne wychwalanie kogoś, to moim zdaniem autentyczne ograbianie i krzywdzenie tego, komu się prawi niezależne mu komplementy.