cytaty z książki "Kiedy odszedłeś"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Znacznie łatwiej jest tkwić w swojej dołującej robocie i na nią narzekać. Znacznie łatwiej jest nie ruszać się z miejsca, nic nie ryzykować i zachowywać się tak, jakbyś nie mogła nic poradzić na to, co ci się przytrafia.
- Podrywasz tak wszystkie swoje pacjentki?
- Tylko te, które przeżyły.
-Mamo, wy się nie rozwiedziecie, prawda?
Jej oczy natychmiast się otworzyły.
-Rozwód? Jestem porządną katoliczką, Louiso. My się nie rozwodzimy. Po prostu każemy naszym mężom cierpieć przez całą wieczność!
Jest tylko jedne wyjście, które mogę ci przedstawić, bo widzę je codziennie. Trzeba żyć. Angażować się we wszystko i starać się nie myśleć o siniakach.
Zrozumiałam, że mogę być centrum czyjegoś wszechwświata, czyimś powodem, aby nie odchodzić. Zrozumiałam, że mogłam wystarczyć.
Ale dobrze wiedziałam, jak maska, którą człowiek decyduje się pokazywać światu, może być zupełnie inna od tego, co się dzieje w środku. Wiedziałam, że smutek i ból mogą doprowadzić nas do zachowań, których sami nie jesteśmy w stanie zrozumieć.
Uczysz się z tym żyć, z tą osobą. Bo ona z Tobą zostaje, nawet jeśli nie jest już żywym oddychającym człowiekiem. To nie jest ten sam miażdżący smutek, który się czuło na początku, taki, który cię zalewa i sprawia, że chce ci się płakać w nieodpowiednich miejscach i że czujesz irracjonalną złość na tych wszystkich idiotów, którzy jeszcze żyją, podczas gdy ten, kogo kochasz, nie żyje. Po prostu powoli się do tego przyzwyczajasz. Jakby ciało zabliźniało się wokół rany.
Człowiek po prostu myśli, że ten ktoś zawsze będzie obok, no nie? A potem któregoś dnia budzi się i przekonuje, że to nieprawda.
Ruszamy dalej, ale zawsze niesiemy ze sobą tych, których straciliśmy.
- A co było najtrudniejsze?-zapytał pan Gopnik.
- Słucham?
- W pracy dla Wiliama Traynora. Wygląda na to,że nie było to łatwe zadanie.
Zawahałam się.W pomieszczeniu niespodziewanie zrobiło się bardzo cicho.
- Najtrudniej było pozwolić mu odejść-odpowiedziałam. I nagle zorientowałam się, że przełykam łzy.
- Nie jestem pewna, czy szczęście jest czymś, na co można zasłużyć lub nie.
Jak ona mogłaby pojąć, że jego utrata była dla mnie czymś takim, jakby ktoś przestrzelił mnie na wylot, zostawiając otwartą dziurę, ciągle boleśnie przypominającą mi o braku, którego nigdy nie uda mi się wypełnić?
- Drugi raz stąd nie spadniesz, głuptasie. Nikt nie ma aż takiego pecha.
- Jasne. Ale jakoś w tym momencie nie mam szczególnej ochoty na ćwiczenia z rachunku prawdopodobieństwa.
Kiedy człowiek jest zamieszany w w tragiczne wydarzenie, które zmienia całe jego życie, pojawia się pewien problem. Wydaję mu się, że będzie musiał zmierzyć się tylko z tym tragicznym wydarzeniem, które zmieniło całe jego życie z nagłymi wspomnieniami, z bezsennymi nocami, z obsesyjnym odtwarzaniem w głowie poszczególnych faktów, z pytaniem samego siebie, czy postępował słusznie, czy mówił to, co należało, czy może mógł wszystko zmienić, gdyby zrobił coś choćby odrobinę inaczej.
-(...)Po prostu wygląda jak półtora nieszczęścia.
-Wszystkie nastolatki tak wyglądają. Takie mają ustawienia domyślne.
A potem te głupie gorące łzy zaczynały płynąć mi z oczu, a ja zaciskałam powieki i powtarzałam sobie, że niestety, tak to już jest, jak człowiek pozwala się komuś do siebie zbliżyć.
Przez jakiś czas będzie Ci niewygodnie w tym nowym świecie. Człowiek zawsze czuje się dziwnie, kiedy zostaje wyrzucony poza swoją strefę komfortu... Clark, masz w sobie głód. Nieustraszoność. Tylko ją w sobie zakopałaś, tak jak większość ludzi.Po prostu żyj dobrze. Po prostu żyj.
Zbyt wielu ludzi goni za szczęściem i nie zastanawia się ani przez chwilę, jaki chaos pozostawiają za sobą.
Nie musisz pozwalać tej jednej rzeczy być tym, co cię definiuje.
Czasami zwykłe przeżycie kolejnego dnia wymaga niemal nadludzkiej siły.
Nie chcę, żeby moje szczęście było całkowicie zależne od kogoś innego, nie chcę być zakładnikiem losu, nad którym nie mam władzy.
Niekiedy miałam wrażenie, że wszyscy brodzimy po kolana w cierpieniu i nie chcemy przyznać się przed innymi, jak daleko zabrnęliśmy, albo że wręcz toniemy.
Ostatecznie tego właśnie wszyscy chcieliśmy, uwolnić się od smutku. Wydostać się na powierzchnię z tych mrocznych zaświatów, gdzie połowa naszego serca tkwiła pod ziemią albo była więziona w małej porcelanowej urnie.
Myślę, że ludziom żałoba się nudzi (...) Tak jakby przyznawali ci jakąś bliżej nieokreśloną ilość czasu - może pół roku - a potem zaczyna ich to trochę irytować, że nie jest ci "lepiej". Tak jakby to było użalanie się nad sobą, jakbyś celowo nie chciał rozstać się ze swoim smutkiem.
Co więcej, choć początkowo może się to wydawać niemożliwe, wszyscy dotrzemy kiedyś do momentu, w którym będziemy potrafili czerpać radość z faktu, że każda osoba, o której mówiliśmy, za którą tęskniliśmy i którą opłakiwaliśmy, żyła na tym świecie i przebywała wśród nas, i że niezależnie od tego czy została nam odebrana po sześciu miesiącach czy sześćdziesięciu latach, mieliśmy szczęście, że ją spotkaliśmy.
Żałoba miała swój szczególny zapach. Pachniała wilgotną, niewietrzoną salką w kościele i kiepską herbatą w torebkach. Posiłkami gotowanymi dla jednej osoby i zwietrzałymi papierosami, które pali się, kuląc się przed zimnem. Ułożonymi włosami i spryskanymi pachami, drobnymi praktycznymi zwycięstwami nad otchłanią rozpaczy.
Niewykluczone, że wszelka wolność - fizyczna, osobista - możliwa jest kosztem kogoś albo czegoś innego.
- Lou, nie wiem, co będzie. Nikt nigdy nie wie. Możesz któregoś ranka wyjść z domu, wpaść pod motocykl i całe twoje życie może się zmienić. Możesz iść do pracy w biurze i zostać zastrzelona przez nastolatka, który myśli, że w ten sposób stanie się mężczyzną.
– Możesz spaść z dachu.
– Owszem. Albo wybrać się w odwiedziny do szpitala do jakiegoś gościa w kusej koszuli nocnej i dostać propozycję pracy marzeń. Takie jest życie. Nie wiemy, co będzie. I właśnie dlatego musimy korzystać z możliwości, które mamy.