cytaty z książki "Wszystko za Everest"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Istnieją jednak ludzie, dla których rzeczy nieosiągalne mają szczególny urok. Zwykle nie są znawcami tego, co dla nich jest tak pociągające. Ich ambicje i marzenia są dostatecznie silne, aby odsunąć na bok wątpliwości, które miewają osoby rozważne. Ich najsilniejszą bronią jest determinacja i wiara. W najlepszym razie ludzie ci uważani są za ekscentryków, w najgorszym - za szaleńców....
Każdy wystarczająco zdeterminowany pieprzony półgłówek może wejść na ten pagórek – zauważył Hall. – Sztuczka polega na tym, by na nim nie zostać.
Próba zdobycia tego szczytu jest jednak z samej swej natury działaniem nieracjonalnym – zwycięstwem pożądania nad rozumem.
Dotarcie na szczyt Everestu powinno wyzwalać przypływ radosnego uniesienia. Ostatecznie, brew licznym przeciwnościom losu, osiągnąłem właśnie cel, o którym marzyłem od dzieciństwa. Jednak szczyt rzeczywiście znaczył zaledwie półmetek. Jeśli choć przez chwilę miałem chęć sobie pogratulować, to została ona natychmiast zduszona przemożną obawą przed długim, niebezpiecznym zejściem, które mnie czekało.
Mimo to czasami zastanawiałem się, czy przypadkiem nie przebyłem całej tej długiej drogi, aby odkryć, że , to czego naprawdę szukam,zostawiłem daleko za sobą.
Kruczoczarny klin piramidy szczytowej był wyraźnie widoczny, górując nad otaczającymi graniami. Wyniesiony wysoko w zasięg prądów strumieniowych o prędkości ponad 200 km/h, rozcinał swoją masą opływający go huragan, tworząc w nim wyłom, za którym ciągnął się na wschód pióropusz lodowych kryształów - jak długi jedwabny szal. Wpatrując się w tę smugę na tle nieba, uświadomiłem sobie, że wierzchołek Everestu sięga dokładnie tego samego poziomu, co niosący mnie w przestworzach hermetyczny Airbus 300. W tym momencie dotarło do mnie, że chcę wspiąć się na wysokość przelotową odrzutowca, i zamiar ten wydał mi się niedorzeczny, a nawet szalony. Poczułem, że pocą mi się dłonie.
Po opuszczeniu względnego komfortu bazy wyprawa faktycznie stawała się niemal masochistycznym przedsięwzięciem. Stosunek cierpienia do przyjemności wypadał zdecydowanie na korzyść tego pierwszego i był o rząd wielkości większy niż na jakiejkolwiek górze, na której się wspinałem. Szybko doszedłem do wniosku, że zdobywanie Everestu jest głównie czymś w rodzaju szkoły wytrzymywania bólu. Przyszło mi na myśl, że poddając się trwającym całe tygodnie doznaniom znoju, nudy i cierpienia, większość z nas prawdopodobnie poszukuje przede wszystkim swoistego katharsis.
Tu właśnie tkwi sedno dylematu, przed którym staje w końcu każdy wspinacz pragnący wejść na Everest: żeby odnieść sukces, trzeba być niezwykle zmotywowanym, lecz jeśli przesadzisz z siłą motywacji, narażasz się na śmierć. Co więcej, powyżej poziomu 7900 metrów granica między słusznym zapałem i lekkomyślną ,,gorączką szczytową" staje się niebezpiecznie wąska. Dlatego też zbocza Everestu usłane są zwłokami alpinistów.
Wymogi wspinaczki - fizyczny i emocjonalny wysiłek, bardzo realne zagrożenia - sprawiały, że było to coś więcej niż zabawa. Wspinaczka była jak samo życie, tylko zarysowane o wiele wyraźniejszą kreską.
Lina wiąże i spaja zespół, jest symbolem jego jedności", powiedział. "Tymczasem ja, wbrew sobie, musiałem pozwolić jej prześlizgnąć się przez ręce i zgodzić się na to, by zniknęła w szczelinie".
Widok był szokujący. Beck leżał na plecach w poprzek zawalonego schronienia, wstrząsany konwulsyjnymi drgawkami. Miał ohydnie spuchniętą twarz, a nos i policzki pokryte czarnymi jak atrament plamami głębokich odmrożeń. Wichura zwiała z niego obydwa śpiwory, był więc wystawiony na dwudziesto-stopniowy mróz. Mając poodmrażane ręce, nie był w stanie naciągnąć na siebie śpiworów ani też zasunąć zamka u wejścia do namiotu.
- Kurwa! Jezu Chryste! - zaszlochał z twarzą wykrzywioną grymasem bólu i desperacji, kiedy mnie zobaczył.
Alpinizm jest sportem bardzo niebezpiecznym. Akceptowałem zasadniczy element tej gry, czyli ryzyko. Bez niego wspinanie niewiele różniłoby się od setek innych błahych rozrywek. Podniecające było ocieranie się o tajemnicę śmierci, balansowanie na granicy życia i ukradkowe spoglądanie poza tę granicę. Mocno wierzyłem, że wspinanie jest wspaniałą aktywnością, nie pomimo tkwiących w nim niebezpieczeństw, lecz - przeciwnie - z ich powodu.
Powyżej udogodnień obozu bazowego wyprawa zaczynała sprawiać wrażenie pokuty za grzechy. Ilościowy stosunek udręk do przyjemności był tu o rząd wielkości wyższy niż w przypadku każdej innej góry, na której byłem. Szybko pojąłem, że wspinaczka na Everest polega na przede wszystkim na wytrzymywaniu bólu. Znosząc tydzień po tygodniu trudy wspinaczki, nudę i cierpienie, zrozumiałem nagle, że większość z nas poszukiwała prawdopodobnie, poza wszystkim innym, czegoś zbliżonego do stanu uświęcającej łaski.
Płakałem za moimi utraconymi towarzyszami, płakałem z wdzięczności, że żyję, płakałem, ponieważ czułem się okropnie, że przeżyłem, podczas gdy inni zginęli.
Nie miał tyle szczęścia Maurice Wilson z Anglii, idealista o melancholijnym usposobieniu, który trzynaście lat przed Denmanem porwał się na równie lekkomyślną próbę. Powodowany fałszywym pragnieniem pomocy bliźniemu, Wilson doszedł do wniosku, że wejście na Everest mogłoby być idealnym sposobem rozpropagowania jego tezy, iż rozliczne choroby trapiące ludzkość można uleczyć głodówkami i silną wiarą w bożą potęgę. Wymyślił plan: poleci do Tybetu małym samolotem, posadzi maszynę gdzieś na stokach Everestu i stamtąd rozpocznie marsz na szczyt. Fakt, że absolutnie nie znał się ani na wspinaniu, ani na lataniu, nie wydawał mu się istotną przeszkodą. Wilson kupił więc mały samolot sportowy typu Gypsy Moth z płóciennym poszyciem skrzydeł, ochrzcił go mianem „Ever Wrest"¹ i opanował elementarne podstawy latania. Następnie spędził pięć tygodni, wędrując z namiotem po niewysokich wzgórzach Snowdonii i Lake District w Anglii, żeby nauczyć się tego, co jego zdaniem powinien wiedzieć na temat wspinania. W maju 1933 roku wyruszył swoją awionetką przez Kair, Teheran i Indie, biorąc kurs na Everest.
Poczułem, jak wzbiera we mnie rosnąca bańka cierpienia i wstydu, pełznąca po kręgosłupie z głębi mojego ciała.
Potrzeba redukcji wagi plecaka do absolutnego minimum zmusza do wyrzeczenia się literatury oprócz tej, którą można znaleźć na etykietach puszek z żywnością.
Sądzimy, że ludzie płacą nam za to, żebyśmy podejmowali słuszne decyzje, ale tak naprawdę ludzie płacą nam za to, żeby się dostać na szczyt.
Zastanawiałem się, czy nie rozpocząłem już spiralnej podróży w koszmarne odmęty szaleństwa.
Byliśmy zbyt zmęczeni, żeby ich ratować. Wysokość ponad 8000 metrów – to nie jest miejsce, gdzie ludzie mogą sobie pozwolić na moralność.
Widok pierwszego ciała zburzył mój spokój na kilka godzin. Za drugim razem szok zniknął niemal natychmiast.
Podczas mojej 34-letniej praktyki górskiej stwierdziłem, że najbardziej satysfakcjonujące elementy górskiej wspinaczki mają swe źródło w tym, iż alpinista musi polegać sam na sobie, podejmując ważne decyzje i potem ponosząc ich konsekwencje. Musi być w pełni odpowiedzialny za każdy swój ruch w górach.
Typ człowieka, który jest zaprogramowany na ignorowanie własnego cierpienia i uparte dążenie do celu, jest też często zaprogramowany na lekceważenie oznak zbliżającego się niebezpieczeństwa.