cytaty z książki "Przeklęta bariera"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Och, no tak, samodzielność to rzecz dla niewiasty miła i upragniona, ale może nie zawsze i bez takiej przesady...
Gdzież rozum miały te obecne kobiety, wszelkiej swojej tajemniczości się wyzbywając?!
- Dlaczego mi wczoraj uciekłaś? - spytał wprost, głosem dosyć cichym. - Co za wała ze mnie robisz?
- Tego osobliwego pytania w ogóle nie rozumiem - odparłam zimno.
- Rozumiem, pielęgnowała pani chorego męża? I z jakim skutkiem?
- Śmiertelnym - wyrwało mi się zgryźliwie (...)
Ja miałam do tego wsiąść?! Jak...?! Jakim sposobem...?! Głową do przodu czy nogami, czy wypinając się w sposób absolutnie nieprzyzwoity...?!!!
Dziwnie mi się zrobiło na myśl, że przypadki zewnętrzne i niezależne ode mnie najwyraźniej przeszkadzają mi w upadku moralnym...
- Jaśnie pani zechce wsiąść - rzekł tak rozkazująco, jakby o narowistego konia chodziło, a on mi wskazówek udzielał.
Ludzie...! Dziewczynę ujrzałam. Musiała to być dziewczyna, włosy do pół pleców, rozpuszczone, kształty żeńskie... I, Boże wielki, naga...!!! Całe nogi gołe kompletnie, w kłębie ledwo ciasnym czymś, czarnym, owinięta... Zamarłam na ten widok, sama nie wiedząc, gdzie oczy podziać, bo wszyscy ją przecież widzieli. I nikt na nią najmniejszej uwagi nie zwracał...!!!
Melancholijnie pomyślałam, że i ja, sama w sobie, na jakimś miejscu chciałabym się znaleźć, bo jak na razie sama nie wiem, w jakim świecie żyję. O ile żyję w ogóle...
Gorzej, dwie razem przeszły młode panienki, nagie prawie, cóż one miały na biodrach, ścierkę...? Kawałek spodni chyba...? Czy im ktoś resztę oderwał...? Nogi całe obnażone, bez pończoch, gołe!
Jeśli smok wawelski albo syrena z ogonem pojawi mi się w pokoju, przyjmę ten widok z rezygnacją.
- Jestem wdową - zwróciłam fryzjerowi uwagę, kryjąc żal. Zdumiał się wyraźnie.
- Proszę...?
- Jestem wdową - powtórzyłam z naciskiem.
- Niemożliwe! W tak młodym wieku?!
W młodym wieku, pochlebca... No owszem, wyglądałam dobrze, ale dwadzieścia pięć lat to już nie jest wiek taki bardzo młody, trafiają się wdowieństwa i wcześniej.
Zaraz potem ujrzałam twarz kobiecą, młodą i piękną, ale umalowaną tak, jak chyba żadna kurtyzana by się nie odważyła. Miał to być przykład odstraszający...?
Przywykłszy już nieco do tych wizerunków wstrząsających, dokonałam nagle odkrycia, że mogłabym chyba firankę z okna zdjąć i nią się okręcić albo chust kilka na siebie nałożyć i tak wyjść, żadnego zdziwienia nie budząc.
Twarzy ich nawet nie dostrzegłam, dolnymi częściami zajęta, ależ, na Boga, czyż ci ludzie w jakimś kataklizmie wierzchnią odzież stracili?!
I cóż się dziwić płci żeńskiej, skoro płeć męska nagość aż tak nieprzyzwoitą prezentuje, jakby specjalnie po to, żeby wszelkie mankamenty swojej urody ujawnić!
Strój wszakże temu służy, by wszelkie braki prezencji ukryć, a jej zalety wyeksponować. Ten pogląd, od dawna we mnie ugruntowany, może i trochę cynicznie głosząc, spotykałam się zazwyczaj z potępieniem i naganą, bo moja szczerość wydawała się przesadna i nawet gorsząca. Proszę, obraz nowej mody wskazuje, że miałam rację bezapelacyjną!
(...) widać było, że ciekawość ją straszna rozpiera, skąd też mogłam przyjechać. Sucho rzekłam, że z głębokiej prowincji i czerwone wino sobie kazałam otworzyć.
Eksperymentów naukowych i owych fizyków od razu postanowiłam nie tykać i nie rozważać, bo jedno, co mogłabym osiągnąć, to całkowity upadek umysłowy.
Łzy powstrzymałam, świadoma, iż po szlochach i łkaniach twarz mi zapuchnie i okropnie będę wyglądać, a tego by mi jeszcze do szczęścia brakowało.
Oczywiście, że interesowała mnie moda! Podejrzewałam, iż musiała się zmienić, chciałam ją ujrzeć na ulicy, wiedząc doskonale, że w hotelu dostrzegę zapewne jej szczyty. Od dawna jednakże wiedziałam, że ulica swoje mówi i spragniona byłam widoku osób własnej płci, pospolicie ubranych, szczególnie zaś intrygowała mnie owa krótkość spódnic, przed hotelem dostrzeżona.
Cóż teraz kogoś obchodziła opinia ludzka, im gorzej ktoś się w jej oczach prezentował, tym większe wywoływał zainteresowanie, sama wyraźnie to stwierdziłam na podstawie publicznych wiadomości, w prasie, w telewizji, w stosunkach towarzyskich...
Służba cała w komplecie, o moim struciu dokładnie powiadomiona, udzielała mu odpowiedzi bardzo chętnie, tyle że każdy mówił co innego, a nikt prawdy.
W cichości ducha musiałam przyznać, że bezwstyd ma wielkie zalety, o ileż milej było na ciele niczym nie okrytym czuć lekki powiew wiatru, gorąco promieni słonecznych i chłód morskiej wody niż zażywać tego wszystkiego w sukniach i bieliźnie!
(...) Roman z samochodem już na mnie pod domem Ewy czekał. I tak drzwiczki otworzył, i takim gestem do wsiadania mnie zaprosił, żem otrzeźwiała nagle i jakaś odrobina moralności z powrotem we mnie wstąpiła. Choć przyznać muszę, że razem wdzięczna mu byłam i zła na niego.