cytaty z książki "Krew na śniegu"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Czasami dobre wiadomości bywają tak niewiarygodnie dobre, że są złe.
To oznaka zdrowia, jeśli się zostawia to, na co nic nie można poradzić, i idzie się dalej.
Czytałem gdzieś, że ludzka głowa waży cztery i pół kilograma, co przy prędkości siedemdziesięciu kilometrów na godzinę daje łącznie taką siłę, że trzeba mieć lepszy łeb do matematyki niż mój, żeby to obliczyć.
Pozostaje po nas tylko kilka kręgów na wodzie, które pojawiają się na chwilę, a potem znikają. Tak jakby nigdy ich nie było. Jakby nas nigdy tu nie było.
(...) Chociaż coś regularnie się powtarza, to jednak nie ma pewności, że powtórzy się kolejny raz. Nie mając logicznego dowodu, nie wiemy na pewno, że historia się powtórzy.
W każdej historii bowiem istnieje odpowiednie miejsce, więc trzeba trochę poczekać. Rzeczy muszą nastąpić we właściwej kolejności.
Śnieg trzeszczał pod butami jak kartki przesuszonych książek, a ja myślałem. Zwykle staram się tego unikać; nie jest to dziedzina, w której dostrzegam potencjał poprawy poprzez praktykę.
Lubię oglądać filmy. Nie aż tak bardzo, jak czytać książki, ale dobry film pełni w pewnej mierze ta samą funkcje. Skłania człowieka do innego spojrzenia na rzeczy.
Nie potrafiłby jej nie kochać. Była wszystkim, czego nie chciał. Była jego własnym upokorzeniem. A zarazem tym, co najlepsze, najbardziej ludzkie i najpiękniejsze.
(...) Nagle pewnego dnia widzimy coś, czego istnienia sobie nie uświadamialiśmy. Czujemy coś, a nie wiedzieliśmy, że możemy to poczuć. Pukając w ścianę pokoju, słyszymy głuchy odgłos i rozumiemy, że za pokojem może być jeszcze jeden pokój. Zapala się nadzieja, bolesna, denerwująca nadzieja, która cały czas podgryza i nie pozwala się zignorować. Nadzieja na istnienie drogi ucieczki, dzięki której da się oszukać śmierć, bocznej uliczki, prowadzącej do miejsca, o którym się nie wiedziało. Nadzieja na to, że istnieje sens. Że istnieje opowieść.
Nie mam nic przeciwko komunistom jako ludziom. Chociaż właściwie mam.
Niektóre kobiety nie wiedzą, co dla nich dobre, po prostu wylewają z siebie miłość, nie żądając niczego w zamian.
[...] zarówno mężczyźni, jak i kobiety- powinni ponosić konsekwencje popełnianych błędów.
Nie żebym wierzył w poetów. W każdym razie nie bardziej niż w duchy.
I miała taką słabość do mnie, że dawała mi wszystko, czego potrzebowałem, również wtedy, gdy sama potrzebowała tego, co mi oddawała.
Jeśli ostatni strzał, który słyszysz, pochodzi z broni wroga, to zawsze oznacza złą nowinę.
W każdym razie martwi pisarze tak wysuszali powietrze, że jeszcze długi czas po tych wizytach wykasływałem celulozowy pył.
Ale wiedza o tym, że mogła kochać człowieka, który tak ją traktował, powiedziała mi tylko jedną rzecz o miłości.
A z resztą nie.
Wcale nie.
O miłości nie powiedziała mi nic.
Mówiłem, że ją kocham. Tylko po to, żeby poczuć, jak to jest, kiedy się tak do kogoś mówi.
Patrzyłem na świat, który nie miał sensu, wszystko w nim pozostawało bez związku. To było jedynie rozpaczliwe przeżywanie tego życia, które każdemu z nas przydzielono, przymusowe zaspokojenie każdej chorej żądzy, tłumienie strachu przed samotnością i walka ze śmiercią, która zaczyna się, gdy tylko uświadamiamy sobie swoją przemijalność.
(...) to co Ci się wydaje, że wiesz o ludziach, to jedna rzecz, a wiedzieć naprawdę-to zupełnie inna.
Zapala się nadzieja, bolesna, denerwująca nadzieja, która cały czas podgryza i nie pozwala zignorować.
Sądziłem, że zwykle wymyślają konkretny dzień, jeśli nie ma pewności. Żeby to nie wyglądało na taką samotność. Żeby mniej samotnie leżało się tu, w ścisku, na przysypanym śniegiem cmentarzu.
Ale chciwość jest jak woda z topniejącego śniegu: kiedy zamknie się jej jedną drogę, wynajduje sobie następną.
Czy może chodzi o coś innego. Na przykład to, że nagle pewnego dnia, widzimy coś czego istnienia sobie nie uświadamialiśmy. Czujemy coś,a nie wiedzieliśmy, że możemy to poczuć. Pukając w ścianę pokoju, słyszymy głuchy odgłos i rozumiemy, że za pokojem może być jeszcze jeden pokój. Zapala się nadzieja, bolesna, denerwująca nadzieja, która cały czas podgryza i nie pozwala się zignorować. Nadzieja na istnienie drogi ucieczki, dzięki której da się oszukać śmierć, bocznej uliczki, prowadzącej do miejsca, o którym się nie wiedziało. Nadzieja na to, że istnieje sens. Że istnieje opowieść.
Ale tak to już bywa, że kiedy raz zacznie się dostawać złe karty, to dalej się takie sypią.
Była niczym tama gotowa zaraz pęknąć, a Maria zdawała sobie sprawę z tego, jak niewiele dzieli skąpanie kogoś w miłości od utopienia w niej.