cytaty z książek autora "P.G. Wodehouse"
- Już dawno chciałem wypytać milorda o jego poglądy na konieczność zakupu nowych skarpetek.
- Hm! To jest twój ulubiony, powiedziałbym, specjalny temat. Nie daj się ponieść zapałowi, bo będziesz gadał godzinę.
- A teraz?
- Na razie musi jaśnie pan pozostać in statu quo.
- Co to takiego?
- Łacina, proszę jaśnie pana.
Kiwałem głową ze zrozumieniem.
- Wszyscy to przechodzimy. Mnie też gonił.
- Pana?
- Tak. Ścigał mnie z nożem w ręku. Z trudem zdołałem uciec.
- O ile mnie oczy nie omyliły, tym razem miał tasak.
- Różnie bywa - wyjaśniłem. - Raz nóż, to znów tasak. Kapryśny facet. Przypuszczam, że ta zmienność upodobań świadczy o artystycznym temperamencie.
- Widzę, że pan go musisz znać.
- Znam, znam jak zły szeląg. To mój lokaj.
- Pański lokaj?
- Tak. Nazywa się Brinkley. Ale nie będę go długo trzymać. Jeżeli tylko wytrzeźwieje na tyle, żebym mógł się do niego zbliżyć i dać mu dymisję. Zastanów się pan nad ironią losu - dodałem filozoficznie. - Czy pan sobie uświadamiasz, że ja mu przez ten cały czas płacę? Innymi słowy, płacę mu za to, że mnie goni z nożem. Jeżeli to nie jest życie - dokończyłem w zadumie - to nie wiem, co?
(...) za każdym biednym, niewinnym, nieszkodliwym gościem, co po raz nie wiadomo który wpada w tarapaty, zawsze, jeżeli tylko dobrze poszukać, kryje się jakaś ciotka, która go w to wszystko wrobiła.
- (...) Mógłby cię poturbować.
- Powiedział, że to zrobi.
- Użył słowa „poturbować”?
- Nie, ale zapewnił mnie, że zrobi ze mnie marmoladę na trawniku przed domem i zatańczy w podkutych butach na moich szczątkach.
- (...) Ale na przyszłość pamiętaj, że nie jesteś jej bratem.
- Będę pamiętał.
- Trzymaj się w cuglach.
- Będę się trzymał.
- Jeżeli chcesz sióstr, szukaj ich gdzie indziej.
- Będę szukał gdzie indziej.
- Nie po to się żenię, żeby moja żona wymieniała z moimi przyjaciółmi siostrzano-braterskie pocałunki.
Im lepiej bowiem poznaję kobiety, tym częściej przychodzi mi do głowy, że powinno nas chronić przed nimi jakieś prawo. Coś z tą płcią koniecznie trzeba zrobić, w przeciwnym razie zawali się cały gmach społeczeństwa i będziemy się mieli z pyszna.
-Rozumiem. Pogruchotać mu kości. Przekażę. A jeżeli zapyta, dlaczego?
-On wie, dlaczego. Bo jest motylem, który bawi się kobiecymi sercami, a potem je odrzuca, jak brudne rękawiczki.
-Aha.
Nie miałem dotychczas pojęcia, że motyle tak postępują. Bardzo mnie to zainteresowało.
- Słowu Woostera możesz wierzyć.
- Nie wiem, hm! Nie wiem. Pamiętasz, w Oksfordzie, na drugim roku, po zawodach wioślarskich, powiedziałeś urzędnikom, że nazywasz się Eustacc H. Plimsoll i mieszkasz w The Laburnams, Alleyn Road, West Dulwich:
- To był zupełnie wyjątkowy wypadek. Na to nie możesz się powoływać.
(...) nawet męty w wodzie życia bratają się z innymi mętami.
O ile sam stwierdziłem, przyjemność tego rodzaju pozostawia do życzenia wszystko, czego sobie można życzyć.
- Będzie ktoś jeszcze?
- Tak.
- Kto?
- Mama, ja i jeszcze kilka sztuk.
- A, proszone śniadanie! W takim razie powinienem zawróci i przebrać się.
- Nie pozwolę.
- Uważasz, że to ubranie będzie w sam raz?
- Wcale nie. Wyglądasz jak oberwaniec, ale już za późno wracać.
(...) sztuka została ostatnio przedstawiona publiczności w teatrze księcia Yorku i natychmiast padła, schodząc z afisza w następną sobotę. Pewien krytyk oświadczył, że oglądał ją w niekorzystnych warunkach, bo przy podniesionej kurtynie.
Już dwa razy zasmakowałem w życiu celi i zgrzytu klucza w zamykających się drzwiach. Pierwszy raz, gdy zmuszony potrzebą, podałem się za Plimsolla z West Dulwich, o czym wspominał Chuffy. Drugi raz - szczególnym trafem oba nieszczęścia spotkały mnie w dzień regat - drugi raz, gdy w porozumieniu ze starym przyjacielem O1iverem Sipperley’em, usiłowaliśmy zabrać na pamiątkę hełm policyjny, nie wiedząc, że w środku tkwi głowa policjanta. W obu wypadkach powędrowałem za kratki. Jako stary skazaniec byłem już z tymi rzeczami otrzaskany.
- (...) mam nadzieję, że cię więcej nie zobaczę ani na tym świecie, ani na tamtym.
- Doprawdy?
- Doprawdy! Nienawidzę cię! Żałuję, żeśmy się poznali. Jesteś gorsza świnka od tych, co kwiczą na twoim folwarku.
- A! Nie wiedziałem, że trzymasz świnie, Chuffy - wtrąciłem, zaciekawiony.
- Czarne berkshiry - odrzucił z roztargnieniem. - Jeżeli mnie w ten sposób...
- Świnie dają dobre zyski.
- W porządku - rzekł Chuffy. - Jeżeli takie są twoje uczucia, to w porządku.
- Pewnie, że w porządku.
- Ja to powiedziałem...
- Mój wuj Henryk...
- Bertie - rzekł Chuffy.
- No?
- Nic chcę słuchać o twoim wuju Henryku. Nic jestem ciekaw twojego wuja Henryka. Będę się śmiał, jeżeli twój wuj Henryk potknie się i skręci kark.
- Za późno, przyjacielu. Umarł trzy lata temu na zapalenie płuc. Chciałem tylko powiedzieć, że i on hodował świnie. Miał z tego duże dochody.
Tymczasem moje oczy, przyzwyczaiwszy się do ciemności, rozróżniły za progiem drugiego policjanta, w przeciwieństwie do pierwszego wysokiego, szczupłego i silnego.
- Mój siostrzeniec, proszę pana, konstabl Dobson.
Nie byłem w nastroju do towarzyskiego zebranka. Uważałem, że sierżant, jeśli chciał mnie przyjąć w grono swej rodziny i uczynić się moim przyjacielem, mógł to zrobić w odpowiedniejszej porze dnia.
- Jeeves — powiedziałem — powstała dość osobliwa sytuacja i byłbym szczęśliwy, gdybyś zechciał się wypowiedzieć na jej temat. Przepraszam, że ci przeszkadzam, kiedy czytasz Spinozę i doszedłeś już zapewne do miejsca, w którym odkryto drugiego trupa, ale to, co mam ci do powiedzenia, jest wielkiej doniosłości, słuchaj zatem uważnie.
- (...) Czy mogłabym się gdzieś schować?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie wiem - odparłem krótko. - Domki wiejskie nie miewają tajemnych komórek i podziemnych przejść.
Westchnąłem żałośnie, skoczyłem ku oknu i - spadłem na ziemię jak cicha rosa.
A może jak deszcz? Zawsze zapominam.
Jeeves by pamiętał.
- (...) obawia się, że jeśli przegra, Florence da mu kosza.
- Pewnie ma słuszność. Ona nie znosi przegrywających.
- Tak mi powiedział. Przypomnij sobie, jak to było z Percym Gorringe’em.
- I z innymi. Anglia jest usiana byłymi narzeczonymi, których odrzuciła, ponieważ nie odpowiadali jej wymaganiom. Są ich całe tuziny. Sądzę, że stworzą własne kluby i stowarzyszenia.
- Mogliby się nazywać Byłymi Florentyńczykami.
- I wydawać doroczny bankiet.
Ale ciemna szopa, zasłana narzędziami, nie nadaje się na bieżnię. Przeszkód musiało być dużo.
Voilá tout, jak mógłby powiedzieć ktoś, kto studiował język francuski.
- No, cóż, panie Wooster?
Nigdy nie wiem, co odpowiedzieć, gdy ktoś poczęstuje mnie "no cóżem", więc i tym razem milczałem.
- Dzień dobry, dzień dobry, dzień dobry — powiedziałem. — Dzień dobry — dodałem z naciskiem, gdyż przyjąłem zasadę, żeby się nie oszczędzać.
Przypuszczam, ze mam w sobie rezonans, który działa na niewiasty. Doświadczyłem czegoś podobnego przy zaręczynach z Honorią Glossop. Nawet te oporne ciągną do mnie, choćby nie chciały.
- Pytałem o to specjalistę - rzekłem. - Powiedział, ze prawdopodobnie moje zachowanie, przypominające błędną owcę, budzi w kobiecie instynkt macierzyński.
Ciotki są na ogół podobne do Napoleona, jeśli taki był Napoleon: wymagają, żeby bez szemrania wykonywać ich rozkazy, i nie słuchają usprawiedliwień.