cytaty z książki "Seans z workiem oraz inne rady i przestrogi"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zaczęło się to, kiedy byłem dzieckiem. Pojawił się zbędny dorosły.
Siedziałem więc w Honfleur i nudziłem się. Wówczas bez wahania wstawiłem tam wielbłąda.
Zacząłem więc wyjmować z mojej czaszki wielkie skrzynie, instrumenty dęte i jakiś instrument dźwięczący dostojniej niż organy i korzystając z potężnej siły, jaką się ma w gorączce, stworzyłem z nich ogłuszającą orkiestrę.
Chciałem narysować świadomość istnienia i upływ czasu. Tak jak można dotknąć pulsu.
Czasem bez widocznej przyczyny przenika mnie wielki dreszcz szczęścia. Jest doskonale czysty. Tak długo, jak wędruje we mnie, nigdy nie styka się z narządami niższymi. Cokolwiek by było, nie styka się też z myślami czy wrażeniami, tak absolutna jest jego intymność. Ono i ja jesteśmy doskonale pojedynczy. Przebiegając przez wszystkie moje członki, być może pyta je w biegu "I jak tam? W porządku? Czy mogę coś dla Was zrobić?
W niespokojnych czasach zachowaj swoje andante. Powtarzaj sobie stale: więcej, więcej andante, starając się kierować siebie tam, gdzie powinieneś przebywać. W pośpiechu wszystko wydaje się powierzchowne.
O świecie ohydny, niełatwo wyciągnąć z Ciebie dobro.
Chciałbym wykrzyczeć moje szczęście, ale co mam powiedzieć? To rzecz ściśle osobista. I natychmiast rozkosz przechodzi w okrutne cierpienie i morderstwo. Myślę: Paraliż!
Kiedy nieszczęście zręcznymi dłońmi fryzjera chwyta za nożyczki jedną ręką, drugą za system nerwowy człowieka - kruchą, niepewną drabinkę umieszczoną w pulchnych ciałach wywołującą błyskawice, spazmy i rozpacz w tym przerażonym zwierzęciu...
Kiedy już ogarniał mnie chłód zbliżającej się śmierci, spojrzałem na istnienia ludzkie jakby po raz ostatni, głęboko. W śmiertelnym zetknięciu z tym lodowatym spojrzeniem znikło wszystko, co nie było istotne. Jednak obnażając je, pragnąłem zachować z nich coś, czego nawet śmierć nie może zniweczyć.
Malały więc, by ograniczyć się wreszcie do czegoś w rodzaju alfabetu, ale był to alfabet, którym można by się posłużyć w innym świecie, w jakimkolwiek świecie.
W ten sposób łagodziłem mój strach, że odebrany mi będzie cały wszechświat, w którym żyłem. Pokrzepiony, kontemplowałem go bez poczucia klęski, gdy uspokojona krew wracała do moich żył i arterii, powoli wspinałem się na otwarty stok życia.
Pluję na moje życie, nie solidaryzuję się z nim. Kto nie jest lepszy od swojego życia?
Rzadko zdarzało mi się spotkać w moim życiu ludzi, w których tak jak we mnie, trzeba by bezustannie pompować powietrze. Już nie zaprasza się mnie na salony. Po jednej lub dwóch godzinach (kiedy każdy zachowuje się mniej więcej jak wszyscy) ulegam zeszmaceniu. Zapadam się, przestaję istnieć, spłaszcza się na mnie marynarka, spłaszczają spodnie.
Już byliśmy na statku, już odpływałem, byłem na pełnym morzu, kiedy nagle, jak termin płatności, stanęło przed wierną pamięcią nieszczęście i rzekło: „To ja, słyszysz mnie? Wracaj!”, i zawróciło mnie w jednej chwili, cofając, jak chowa się język.
Kiedy nieszczęście bierze swój koszyk i pudło z obcęgami i udaje się do dzielnic nowo oświetlonych, zobacz, czy nie ma tam kogoś z jego bliskich, kto mógłby zmylić przeznaczenie.
I to, co nadchodzi zawsze, nadeszło: twardy, głupi sabot uderzył w głowę. Szlachetne rysy, jakimi są nawet najbardziej niecne, szlachetne rysy twarzy zostały podeptane jak byle wiązka buraków. Język nawykły do wymawiania słów staje się bezwładny, mózg nie przetrawia już myśli, serce, słaby młotek, kolejno przyjmuje ciosy, i to jakie ciosy.
Godziny ważne, to godziny nieruchome. Te ułamki zatrzymanego czasu, minuty prawie martwe, są tym, co masz najbardziej prawdziwego, one są tobą najbardziej prawdziwym.
Czytelnicy mi przeszkadzają. Piszę jednak dla jedynego czytelnika.
Kiedy mnie zobaczycie, / nie wierzcie, / To nie ja. / W ziarenkach piasku, / W ziarenkach ziarn, / W niewidocznej mące powietrza, / W wielkiej pustce, która żywi się krwią, / Tam żyję. / Och! Nie ma się czym chwalić: Mały! Mały! / Gdyby mnie ktoś schwycił, / Zrobiłby ze mną co mu się podoba.