cytaty z książki "Rubinowy krąg"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- Sydney – przerwał Adrian, biorąc moją twarz w dłonie. – Nigdy, przenigdy nie myśl w ten sposób. Nie żałuję niczego, co się stało. Bycie z tobą jest najlepszą rzeczą, jaka mi się przydarzyła, najlepszą decyzją, jaką podjąłem w swoim nieudolnym i lichym życiu. Przeszedłbym przez to ponownie, by być przy twoim boku. Nigdy w to nie wątp. Nigdy nie wątp w to, co do ciebie czuję.
Szczęka Adriana opadła, gdy uderzyło w niego zrozumienie.
- Czy my... to oznacza... Jesteśmy kuzynami?zawołał, odwracając się w stronę Dymitra.
A text message from Eddie was clear and succinct: "Made it out of Court. All is well."
I texted back: "Am I still married to a cat?"
"Yes," came the response, followed a moment later by: "But Ms. T swears it's temporary".
- Powinniśmy przywieźć mu srebrny kołek – powiedział Dymitr. – Jestem zaskoczony, że Eddie jeszcze nie nauczył go się nim posługiwać.
Eddie, którego ręka spoczywała na Jill, uśmiechnął się.
- Pracujemy nad tym tuż po porannej drzemce.
Zdjęła swój zaręczynowy pierścionek i obrączkę, a później podeszła do mnie.
- Nie chcę, żeby coś im się stało, gdy tam będę.
Wziąłem oba pierścienie z jej rąk. (...)
– Ale założę ci je z powrotem.
- Okej – powiedziała.
- Na kolanach – dodałem.
- Okej.
- I oboje będziemy nadz…
- Adrian – powiedziała ostrzegawczo.
- Omówimy warunki później.
- Myślę... Myślę, że dziecko jednak się rodzi – jęknęła. Adrian zbladł.
- Gdy mówisz rodzi, masz na myśli teraz czy jakoś w niedalekiej przyszłości?
Pytanie było wystarczająco śmieszne, by na chwilę oderwać ją od bólu.
- Nie wiem! Nigdy wcześniej nie rodziłam dziecka!
To sprawiło, że Dymitr i ja niańczyliśmy dziecko, co wydawało się wstępem do jakiejś chorej komedii.
Adrian. Mój mąż. Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że będę żoną, powiedziałabym, że żartuje. A gdyby ktoś oznajmił mi, że zostanę żoną wampira, odparłabym, że ma urojenia.
- Pierścionek zaręczynowy!
- Poczekaj – powiedziałem. – Pokaż tę błyskotkę.
Dymitr szeroko się uśmiechał, a Rose zaczęła narzekać, wyciągając swoją lewą dłoń w kierunku reszty z nas, żebyśmy mogli zobaczyć. To było niezwykłe dzieło sztuki. (...) Wspaniały pierścionek, który stanowił całkowicie niespodziewany wybór.
- Ty go wybierałeś? – spytałem Dymitra.
Szczerze mówiąc, spodziewałem się po nim, że wygnie kawał metalu gołymi rękami i z nim się jej oświadczy.
Eddie wziął jedno opakowanie i uniósł brew. Jednak się nie skarżył. Niektórzy faceci mogliby wpaść w szał na konieczność farbowania włosów, ale nie Eddie.
Podejrzewam, że jeśli unicestwianie złych, nieumarłych istot jest częścią twojego codziennego życia, troszkę salonowych zabiegów w żaden sposób nie zagraża twojej męskości.
- Tak naprawdę moim prawdziwym celem jest dostanie się do mojego samochodu ewakuacyjnego.
- Twojego samochodu ewakuacyjnego? – patrzyłem oniemiały. – Masz samochód ewakuacyjny?
Posłał mi uśmiech.
- Jestem Marcus Finch. Oczywiście, że mam samochód ewakuacyjny.
Widziałam nieustraszoną twarz Eddiego, gdy atakował strzygę, a teraz zrobił niepewny krok w tył na dźwięk psiej szarży.
Sydney musiała oddzwonić do Jackie, a widząc, że ręce mam zajęte podała niemowlę Rose.
- Po prostu trzeba go kołysać – podpowiedziałem, widząc rosnącą w niej panikę.
Rose momentalnie zbladła, ale szybko jej przeszło, gdy dotarł do niej stłumiony śmiech Dymitra.
- Jak zamierzasz go nazwać? – spytałam.
Adrian podążył tym tematem.
- Adrian Sinclair ładnie brzmi – powiedział. (...)
- Declan.
- Ładne irlandzkie imię – powiedziałam.
- To może się udać – przyznał Adrian. – Declan Adrian Sinclair.
Z tego co słyszałem o „działalności” wujka Randa, może mieć równie dobrze dziesiątki nieślubnych dzieci na całym świecie. Dlaczego nie Dymitra? (...) Choć, jeśli mam być szczery, nigdy nie myślałem o tym, że ma ojca. On po prostu wydaje się być takim typem faceta, który zaistniał od razu jako dorosły. A jeśli miałbym namalować dla niego ojca, to pewnie zrobiłbym po prostu siwowłosą wersję jego w prochowcu.
- To zwierzę – warknął Dymitr. – Nie ma żadnego powodu, by miał tutaj być.
- Dobrze, przypuszczam, że... – przerwałem i rozważyłem ponownie słowa strażnika.
- Czy ty go znasz?
Dymitr mi się przyjrzał.
- Tak. A ty?
- To mój wuj. Rand Iwaszkow.
- Tak?
Wyraz twarzy Dymitra nie zmienił się ani o cal, gdy powiedział:
- On jest moim ojcem.
Nie mam nic złamane – nalegał Adrian. – Prawdopodobnie nie będę mieć nawet blizny. A szkoda. Myślałem, że dobrze wyglądająca blizna w tym miejscu – pokazał na bok swojej twarzy – mogłaby naprawdę podkreślić moje, już i tak idealne, kości policzkowe, a równocześnie dodać ostrości męskim liniom mojej twarzy. Nie, żebym potrzebował podkreślenia moich męskich linii...
- Widziałem to już kiedyś.
- Złotą cegłę, która zamieniła się w śmiertelną, szalejącą kałużę stopionego metalu? – spytałam.