cytaty z książek autora "Tove Jansson"
Wszystko trzeba odkryć samemu. I również przejść przez to zupełnie samemu.
Nigdy nie jest się zupełnie wolnym, jeśli się kogoś za bardzo podziwia.
Wszystko staje się trudne, kiedy chce się posiadać różne rzeczy, nosić je ze sobą i mieć je na własność. A ja tylko patrzę na nie, a odchodząc staram się zachować je w pamięci. I w ten sposób unikam noszenia walizek, bo to wcale nie należy do przyjemności.
Nie można przecież wciąż być uprzejmym i towarzyskim. Po prostu nie można nadążyć.
Paszczak obudził się powoli i gdy tylko stwierdził, że jest sobą, zapragnął być kimś innym, kimś kogo nie znał. Czuł się jeszcze bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy kładł się spać, a tu tymczasem nastał już nowy dzień, który będzie trwał aż do wieczora, a potem przyjdzie następny i jeszcze następny i ten znów będzie taki sam, jak wszystkie dni w życiu Paszczaka.
Schował się więc pod kołdrę i zagrzebał nos w poduszkę, potem przesunął się brzuchem na brzeg łóżka, gdzie było chłodne prześcieradło, a potem rozłożył się na całym łóżku, wyciągając ręce i nogi i wciąż czekał na przyjemny sen, który nie nadchodził. Wreszcie zwinął się w kłębek i zrobił się malutki, ale i to nie pomogło. Starał się być Paszczakiem, którego wszyscy lubią, i starał się być Paszczakiem, którego nikt nie lubi. Lecz co z tego, kiedy i tak ciągle był tylko Paszczakiem, który wszystko robi, jak może najlepiej, ale nic mu naprawdę dobrze nie wychodzi.
Właściwie chodzi wyłącznie o to, żeby nie poddać się zmęczeniu, nigdy nie dopuścić do braku zainteresowania, do obojętności, nigdy nie zagubić swej bezcennej ciekawości, bo wtedy człowiek sam sobie pozwala umrzeć.
Nie wyruszył od razu. Wiedział z doświadczenia, jak ważne jest umieć odkładać to, za czym się tęskni.
Miałem krewnego, który studiował trygonometrię, aż mu wąsy odpadły, a kiedy już się wszystkiego nauczył, przyszła jakaś Buka i go zjadła. No i leżał potem w brzuchu Buki z całą tą swoją mądrością!
Dlaczego nie pozwolą mi nigdy zachować moich wspomnień o wędrówkach tylko dla siebie? Czy nie mogą zrozumieć, że gadaniem niszczą wszystko? Jeśli im opowiadam, to potem nic nie zostaje. Pamiętam tylko swoje własne opowiadanie, kiedy staram się przypomnieć sobie, jak było.
Para nieśmiałych oczu pod strzechą włosów; tak właśnie wyglądają ci, z którymi nikt się nie liczy.
Jutro będzie nowy, długi dzień. Twój własny, od początku do końca. To przecież bardzo przyjemna myśl.
Mi posiadała zdolność wesołego spędzania czasu na własną rękę i cokolwiek myślała o wiośnie, czy podobała się jej, czy nie, nie miała najmniejszej potrzeby dzielenia się swoimi poglądami na ten temat z kimkolwiek.
Dziwna rzecz z tymi rzekami i drogami – rozmyślał Ryjek. – Widzi się je, jak pędzą w nieznane, i nagle nabiera się strasznej ochoty, żeby samemu też się znaleźć gdzie indziej, żeby pobiec za nimi i zobaczyć, gdzie się kończą...
Nie przejmuj się, nie ma tu nic gorszego niż my sami.
Nie masz pojęcia... tu się tak niewiele dzieje... A my tak dużo marzymy...
Czy to nie przyjemne mieć kogoś, kto tęskni i chodzi, i czeka, i czeka?
To jest wieczór na piosenkę - pomyślał Włóczykij. - Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi z sobą dobrze.
My najbardziej lubimy to, co zmienne i kapryśne, nieoczekiwane i dziwne: brzeg morza, który jest trochę lądem i trochę wodą, zachód słońca, który jest trochę ciemnością i trochę światłem, i wiosnę, która jest trochę chłodem i trochę ciepłem.
Jak się gniewać, to się gniewać - stwierdziła mała Mi, obierając ziemniaka zębami - Trzeba czasem być złym, każde najmniejsze stworzenie ma prawo być złe. Ale Tatuś gniewa się nie tak, jak trzeba. Nic nie wydmuchuje z siebie, tylko wciąga do środka.
Któregoś wczesnego ranka w Dolinie Muminków Włóczykij obudził się w swoim namiocie i poczuł, że nadeszła jesień i czas ruszać w drogę.
Taki wymarsz zawsze jest nagły.
W jednej chwili wszystko się zmienia, temu, kto odchodzi, zależy na każdej minucie, szybko wyciąga namiotowe śledzie i gasi żar, zanim ktokolwiek przyjdzie przeszkadzać i wypytywać, i zaczyna biec, w biegu zarzucając plecak, i wreszcie jest już w drodze, raptem spokojny niczym wędrujące drzewo, na którym nie rusza się ani jeden liść. Tam gdzie stał namiot, świeci pusty prostokąt trawy.
Później, kiedy zrobi się dzień, zbudzą się przyjaciele i powiedzą:„Odszedł, widać jesień się zbliża.
Dawno już pozbyła się wszystkich swoich krewnych i uciążliwych znajomych i miała mnóstwo czasu, żeby zajmować się swoim domem i swoją samotnością, żeby spadać całkiem samotnie z własnego dachu.
Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza się wtedy różne rzeczy, gromadzi się i chowa jak największą ilość zapasów. Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie, możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiutkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne.
Według moich obserwacji, przeciwności życiowe, poza rzeczywistymi katastrofami, powtarzają się dość monotonnie; on albo ona są niewierni albo znudzeni, praca przestaje dawać zadowolenie, tracą również kształt rozbuchane ambicje i marzenia, czas szybko robi się coraz krótszy, rodzina zachowuje się w sposób niezrozumiały i przerażający, przyjaźń mimochodem ulega zatarciu, człowiek zajmuje się gorączkowo rzeczami bez znaczenia, podczas gdy to, co nie do naprawienia toczy się nieodwracalnym trybem; szarpie cię poczucie obowiązku i winy, a wszystko razem zostaje nazwane dość mętnie lękiem, udręką, której na ogół nie zdążasz albo nie masz odwagi zdefiniować.
Nie ma nic przyjemniejszego i nic prostszego, jak czuć się wygodnie. Mimbla nie przejmowała się tymi, których spotykała i których potem nie pamiętała, nigdy nie próbowała mieszać się w ich sprawy. Przypatrywała się im i ich kłopotom z rozbawionym zdziwieniem.[...] Na dworze padał deszcz. Za kilka godzin będzie akurat na tyle głodna, żeby zjeść przygotowaną przez Filifionkę kolację, i może będzie miała ochotę porozmawiać sobie z kimś. Na razie nie musiała nic robić, mogła pogrążyć się w otaczające ją ciepło, cały świat był jedna wielką, miękką kołdrą okrywającą Mimblę, wszystko inne pozostawało na zewnątrz. Mimbli nigdy nic się nie śniło, spała wtedy, kiedy miała ochotę, i budziła się wtedy, kiedy było warto.
Jestem niestety zawsze przekonany, że ludzie naprawdę mają na myśli to, co mówią i czuję się bardzo dotknięty, gdy stwierdzę, że kłamią albo bawią się moim kosztem.
Kocham granice. Sierpień jest granicą między latem a jesienią; to najpiękniejszy miesiąc, jaki znam. Zmierzch jest granicą między dniem i nocą, a brzeg jest granicą pomiędzy morzem a lądem. Granica jest tęsknotą: kiedy oboje są zakochani, ale wciąż nie wypowiedzieli ani słowa. Granicą jest bycie w drodze.
Można leżeć na moście i patrzeć, jak przepływa pod nim woda. Albo biegać i brodzić w czerwonych botach po mokradłach. Albo zwinąć się w kłębek i przysłuchiwać się, jak deszcz pada na dach. Bardzo jest łatwo miło spędzać czas.
To smutne, kiedy robią się mgliści i znikają. Mówi się wszystko, co trzeba, a oni i tak znikają. Wtedy nie warto ciągnąć dalej, bo to się robi głupie. Więc ogarnia cię samotność.