cytaty z książek autora "Katarzyna Berenika Miszczuk"
- Latanie... jest jak pierwsza miłość. Jak zakochanie. Nie umiałem znaleźć porównania, dopóki cię nie spotkałem.
Hm, kogo wolę? Z jednej strony mam diabła, który kłamie i morduje, a z drugiej śmiertelnika, który kłamie i zdradza. Nie wiem. To naprawdę ciężki wybór. Obaj macie tyle pozytywnych cech..
Posłuchaj rady starej baby, co to niektórzy mówią, że jest mądra. Żyj tak, żeby nie żałować, ale nie dbaj tylko i wyłącznie o swój interes. Rodzina jest ważna i to nieprawda, że dobrze wygląda się z nią tylko na zdjęciu. Rodzina to jedyna rzecz, którą człowiek ma w życiu. Żadne pieniądze, domy, podróże nie dadzą ci tego co ludzie tej samej krwi. W innym wypadku skończysz jak ja. Sama.
- Czemu mnie nikt nie wypuści? - zajęczał Azazel. - Ja bardzo chce pomóc.
- Bo ciebie nikt nie lubi - wyjaśniłam.
- Kurwa...
- Maleńka, nie płacz. Przecież wiesz, że to zawsze było bez sensu. - Niezręcznie poklepał mnie po kolanie i podał wyczarowaną przez siebie chustkę.
- Wieeem - wychlipałam.
- I przecież wiesz, że on nigdy nic do ciebie nie czuł...
- Wieeem - jęknęłam jeszcze żałośniej.
- I przecież wiesz, że sama też go nigdy nie kochałaś. To tylko ci się wydawało. Tak naprawdę kochasz mnie.
Umilkłam i spojrzałam na niego ostro.
- Tego akurat nie wiem...
Przystojny mężczyzna z irokezem już go nie słuchał. Wysunął się z cienia i spojrzał do góry na balkon, na całującą się parę.
- Tak po prostu się poddajesz? - zagadnął go kompan. -Oddasz ją bez walki temu Piotrowi? Zapytany uśmiechnął się i zmrużył oczy. - Ja? Poddać się? Azazelu... ludzie się zmieniają, wypadki się zdarzają... zobaczysz, ona jeszcze będzie moja...
-Boże przenajświętszy, to wy!- zawołał [Gabriel].
Nie miał jednak zbyt wiele czasu, by zdumieć się porządnie. Szatan zerwał się na równe nogi, zrzucając na ziemię talerz pełen eklerek, i krzyknął, pokazując palcem na Archanioła:
- HA!!! Użyłeś nadaremno!
- Nigdy do niczego cię nie namawiałem - kontynuował i jeszcze raz powtórzył: - Mówiłem tylko, co ja bym zrobił. Równie dobrze mogłem powiedzieć ci, że... że... - zamyślił się - że na twoim miejscu przespałbym się z Belethem!
Beleth dosłownie storpedował go wzrokiem.
- Czego robić nie zamierzam, bo nie jest w moim typie - dopowiedział szybko Azazel.
- No ja myślę, że nie zamierzasz... - warknął Beleth z odrazą.
- Jak dla mnie, masz za małe cycki - oświadczył mu prosto z mostu Azazel.
Chichot na sali przerodził się w głośny śmiech. Podstępny diabeł właśnie do tego dążył. Teraz publiczność była po jego stronie, zauroczona jego dowcipem i urokiem osobistym.
- Czyli co dokładnie zrobimy? - zapytałam.
Azazel podrapał się w zamyśleniu po brodzie.
- Ja bym spróbował nabić ich na pale, przebić im serca, obciąć zakute łby, potem poszatkować, ciała spalić, a to, co pozostanie, ułożyć naprzeciwko rezydencji Lucyfera, tuż pod oknami jego sypialni, żeby zaraz po przebudzeniu zobaczył ich parszywe mordy ociekające posoką. Ale to tylko taka luźna propozycja...
Nie można było o nim powiedzieć, że cierpiał na brak inwencji twórczej...
Prawdziwi przyjaciele. Kto by pomyslał, ze znajdę ich w piekle.
-A właśnie – podchwyciłam. – Bo legendy mówią, że można z tobą zagrać o Zycie. To prawda?
Śmierć machnęła lekceważąco ręką.
-Tak, ale ja zawsze wygrywam. To znaczy, nie udało mi się tylko trzy razy… Jednak to i tak nieźle jak na tyle miliardów istnień, które stanęły u bram targu.
- A w jakie gry…eee… nie wiem, jak to powiedzieć, przegrałoś? – zapytałam zaciekawiona.
To mogła być przydatna informacja. Może dam radę podpowiedzieć Markowi, jaką grę powinien zacząć trenować!
- Ech… nie ma się czym chwalić… Pewien informatyk miał umrzeć. No i zagraliśmy, kto napisze lepszy program. Następnie oba po sobie wypuściliśmy na rynek.
Programowanie jako gra…? To mógł wymyślić tylko informatyk…
- I co się stało?
- On napisał XP, a ja Viste… Nie wiem dlaczego, ale nikt nie pokochał mojej Visty… No i trzeba było dać mu kolejne trzydzieści lat…
Charon przerażał mnie bardziej niż Śmierć. Mimo, że obydwoje najwyraźniej zaopatrywali się w tym samym butiku.
-Nie znasz przypadkiem Śmierci?- zagadnęłam.
-To moja siostra- odparł.
Współczuję rodzicom...
- Achilles był jego synem?! Ten Achilles? Ten?!
- Nie rozumiem, czym się tak podniecasz. Mityczni czy biblijni herosi byli w większości potomkami aniołów. Tacy lu-dzie się nie rodzą.
Wow... pomyślałam o Pudzianie. Nie... on jest człowiekiem. Półbóg nie reklamowałby piwa.
- A jakie jest twoje zwierzę? - zapytałam go szeptem. Posłał mi zaskoczone spojrzenie.
- A po co chcesz wiedzieć?
- Z ciekawości - mruknęłam.
- Komary - odparł. - Ale potem je trochę unowocześniłem, żeby mogły przenosić malarię.
Powinnam spodziewać się po nim czegoś tak wstrętnego, niemniej mnie zaskoczył.
- Poczuwam się, by w imieniu całej ludzkości powiedzieć ci: „nie lubimy cię za to" - oświadczyłam.
- Gabriel, dlaczego akurat Gabriel? - Azazel mamrotał do siebie pod nosem. - Taki pozer! Kto chce zwiastować Zachariaszowi? Ja! Ja! Słyszałem, jak się wyrywał. A potem jeszcze się dopchał do zwiastowania Maryi. Durny karierowicz!
Czy was też tak strasznie wkurzają optymiści?
Chodzi taki dookoła ciebie i ciągle się uśmiecha,
a ty masz ochotę go udusić.
- Mam pewien problem – stwierdził Beleth. - A raczej my wszyscy mamy pewien problem.
Blondwłosy Lucyfer lekko pobladł. Jego pierś ukryta pod białą koszulą z szerokim żabotem zaczęła poruszać się w rytm nerwowego oddechu.
- Co znowu zrobił Azazel? – zapytał głucho.
Oto dlaczego nie należy drażnić się z drzwiami. Mogą potem wepchnąć ci
klamkę w plecy w najmniej oczekiwanym momencie.
Poza tym spójrz na niego. Blondyn - zupełnie jakby urwał się ze Skandynawii. Mogę się założyć, że ma na chacie same meble z Ikei.
Znajdowałam się w miejscu poza czasem. Tutaj przeprowadzano targi o dusze zmarłych. Potrzebny był do tego anioł, diabeł oraz oczywiście denat eskortowany przez Śmierć.
-No bez jaj!- krzyknęłam.-Znowu?!
Nie wiem, kto mi to zrobił, ale się doigrał. Nikt nie będzie mnie mordował bez ważnego powodu!
- Czemu znowu wzywamy Gabriela?- zapytał zaskoczony[Beleth].
- Bo się za nim stęskniłem.- warknął władca Piekieł.
Ja także powiedziałam, że nie zabiorę ze sobą Azazela. Wściekły diabeł zażądał wyjaśnień. Wytłumaczyłam się prosto:
- Bo jesteś szują i cię nie lubię.
Pojął od razu.
Jakimś cudem Belfegor się nad nim zlitował i powiedział, że weźmie go jako swoją osobę towarzyszącą.
Mina Azazela - bezcenna.
Biada nam. Socjopata napalił się na socjopatkę. To może skończyć się rzezią, kiedy trzecia socjopatka, właścicielka wcześniej wspomnianego socjopaty, się o tym dowie.
-Kurwa, Beleth, ja zawsze wiedziałem, że w którymś momencie pieprznie ci na głowę, ale teraz to już, cholera jasna, przegiąłeś pałę. - Azazel chodził w kółko.
-Mój drogi przyjacielu, a po co tak przeklinasz? Chyba nie takim językiem zauroczyłeś Kleopatrę?
Podstępny diabeł zatrząsł się ze złości. Jego czarne oczy zapłonęły dziko.
-Z niej też niezłe ziółko - warknął. - Poza tym jestem diabłem i mogę się wyrażać, jak mam ochotę.
-Przez najbliższe siedemdziesiąt siedem lat jesteś też aniołem. Nie zapominaj o tym.
-Dupa! Dupa! Dupa!
-Jak wolisz.
- Ale ja nie chcę iść do Nieba.
Uzjelowie uśmiech spełzł z twarzy, na moją wstąpiło przerażenie. Śmierć zachichotała skrzekliwie.
(...)
- To nieważne. -ciągnęła staruszka uroczystym tonem. -Czuję, że moim powołaniem jest nieść Słowo Boże w odmęty piekielne.
Aż jęknęłam. Jeszcze tylko, nie daj Boże, dogada się z Joanną d'Arc, to gotowe podpalić najlepsze kluby.
-Stamtąd nie można wrócić- odparł głucho Beleth.- Straciłem ją...Na zawsze...
-Och, daj spokój. Nie doceniasz Wiktorii.- Azazel znowu zaklaskał z uciechy.- Czuję w kościach, że będzie niezła zabawa.
Beleth był niesamowicie przystojny. Nie mogłam oderwać wzroku od jego klatki piersiowej. Zmierzwione włosy, tym razem nieułożone w misternego irokeza, opadały mu na czoło.
- Skup się na tym, co mówię, a nie na tym, jak wyglądam - zagrzmiał, ale już spokojniej.
W jego oczach zobaczyłam błysk rozbawienia.
- Znowu podsłuchujesz moje myśli - mruknęłam zła, że mnie przejrzał.
- Jak jesteś pijana, to w ogóle ich nie pilnujesz - stwierdził już spokojny i usiadł na brzegu łóżka, oddając mi poduszkę.
Spojrzeliśmy z Belethem po sobie. Azazel wszystko potrafił sobie wmówić. Nawet niewinność.
- Wsadziłeś Napoleona do wazonu - zauważył mój piękny diabeł.
- A potem pobiłeś się z Cezarem - dodałam.
- W szale walki wpadliście na orkiestrę - mruknął Beleth. - A biedny Michael Jackson, kiedy usiłował przed wami uciec, wypadł przez okno - powiedziałam.
- I wpadł do fontanny - dodał.
- W której Lucyfer trzyma ozdobne piranie. - Zaśmiałam się.
- Poza tym w czasie zamieszania jak rzuciłeś Cezarem o ścianę, to trafiłeś w lustro.
- Które spadło na Ernesta Guevarę i Boba Marleya - uściśliłam.
- Za to oni oblali carycę Katarzynę szampanem.
- A miała drogą suknię.
Beleth odwrócił się do Azazela.
- Tak serio to podejrzewam, że przymknęli cię za tę suknię. W końcu wiesz, była wysadzana sobolami i diamentami.
- Jasne, śmiejcie się ze mnie - warknął Azazel, siadając. - A Cezara jakoś nie przymknęli.
- Wiesz... Cezara w przeciwieństwie do ciebie Lucyfer lubi - zauważyłam sucho.
- CO?! - ryknął Szatan.
Po trybunach potoczył się głośny gwar rozmów. Ktoś krzyknął, ktoś
zemdlał, ktoś oblał się herbatą. Normalka w takich sytuacjach. Już się
przyzwyczaiłam, że wzbudzam tyle emocji podczas rozpraw.
- Ona musi tak buczeć?- Wskazał na wirującą nad swoją głową aureolę.[...]
-Bubel mi jakiś wcisnąłeś.