cytaty z książki "Życie w rodzinie. Wartości w rodzicielstwie i partnerstwie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Dzieci nie wiedzą, czego potrzebują. Wiedzą tylko, na co mają ochotę. Kiedy zatem ich zachcianki stają się kryterium dla rodziców, ich właściwe potrzeby nie zostają zaspokojone.
Dialog, w którym godność stron jest jednakowo ceniona, pozwala każdemu wypowiedzieć swoje myśli, uczucia, marzenia, potrzeby i cele. Partnerzy nie próbują zagadać siebie nawzajem ani rozcieńczać przedmiotu rozmowy pustym teoretyzowaniem.
Po kilku latach stan zakochania w korzystnym wypadku zamieni się w miłość, która wyraża zainteresowanie i troskę o indywidualność, granice i potrzeby drugiej strony. W tej fazie uczymy się przekształcać serdeczne uczucia w serdeczne postępowanie – to znaczy takie, które przez partnera są odbierane jako wyraz miłości – albo się tego nie uczymy i stajemy się samotni w związku lub odchodzimy.
Jeśli chodzi o wychowanie dzieci, to największy problem z „metodami” polega na tym, że wszystkie służą jednemu i temu samemu celowi: posłuszeństwu dziecka wobec rodzica.
Współcześni rodzice często nie czują się dobrze ze świadomością, że posiadają władzę nad swoimi dziećmi, i boją się z niej korzystać. Może to mieć tylko nieszczęsne skutki. Dzieci są z pewnością bardzo mądre, jednak brakuje im doświadczenia życiowego i dlatego potrzebują autorytetu i przywództwa dorosłych. Pod tym względem rodzina przypomina inne organizacje: jeśli ten, kto ma władzę, postępuje tak, jakby jej nie miał, działa na niekorzyść wszystkich i zmniejsza produktywność.
Musimy nauczyć się panować nad swoim egoizmem, który wyraża się w jednostronnej koncentracji na pytaniu, czy jesteśmy dobrymi rodzicami. Zamiast tego powinniśmy uświadomić sobie, że dorośli i dzieci wzajemnie obdarowują się w życiu. Niebezpiecznie jest robić z dziecka „projekt”. Jest to równoznaczne z negacją jego indywidualności i godności. Wielu rodziców tak czyni, ponieważ zależy im na zapewnieniu mu lepszego dzieciństwa niż to, które sami mieli. To piękny cel, ale niejednokrotnie powoduje, że tracimy z oczu potrzeby, granice i cele naszego dziecka.
Pewna stara norma głosi, że jednostka powinna poświęcić swoją indywidualność, aby grupa mogła być silna. Jednak psychologia i socjologia, a także praktyka terapeutyczna ostatnich czterdziestu lat uczą nas czegoś przeciwnego: im silniejsza jednostka, tym silniejsza grupa.
Z psychologicznego punktu widzenia istnieją dwa dobre argumenty za rozwijaniem odpowiedzialności osobistej u dorosłych i dzieci. Po pierwsze, jest to najlepsza ochrona przed manipulacją ze strony innych ludzi: kto bowiem sam nie troszczy się o swoje granice i potrzeby, lecz pozostawia ten obowiązek otoczeniu, łatwo może zostać wykorzystany przez innych ludzi. I nawet jeśli ma do czynienia tylko z osobami życzliwymi, żadna z nich nie zadba właściwie o jego potrzeby, ponieważ nikt nie zna go tak dobrze, jak on sam. A nawet jeśli ktoś zna go dobrze, jest mało prawdopodobne, żeby także właściwie go rozumiał.
Po drugie, odpowiedzialność osobista to fenomen, który w wysokim stopniu określa związek dwojga ludzi, niezależnie od tego, czy się ją uznaje, czy nie. Im mniej bowiem jesteśmy skłonni lub zdolni wziąć ją na siebie, tym więcej zrzucamy na partnera.
Dzieci potrzebują przede wszystkim autentycznej obecności swoich rodziców. Autentycznej – niezależnej od wszystkich ról – obecności dorosłych jako ludzi z krwi i kości. Ta potrzeba wyraża się w zachowaniach, które kiedyś opisywano, mówiąc: „Dzieci sprawdzają granice rodziców”. Doświadczenie nauczyło mnie oceniać to inaczej. Dzieci nie sprawdzają granic, tylko to, czy za rolą, którą gra rodzic, nie ukrywa się przypadkiem prawdziwy człowiek. W ten sposób stawiają przed rodzicami wyzwanie, czy chcą i potrafią żyć w sposób autentyczny, obecny i wiarygodny.
Matki, które muszą odmówić czegoś dziecku, przeżywają największe wyrzuty sumienia. W efekcie ich „nie” z czasem przestaje być słyszane i respektowane. Rozmawiałem z wieloma matkami, które miały ten problem. Jego wyjaśnienie leży w tym, że matczyne „nie” bywa często warunkowe – i dzieci to czują. Matka mówi: „Nie zgadzam się”, ale jej ton zdradza coś innego: „Nie zgadzam się, chyba że miałbyś być z tego powodu nieszczęśliwy albo uznać mnie za złą matkę”. Matki mówią więc dwie rzeczy równocześnie i często kończą jako ofiary, ponieważ dorośli i dzieci w ich otoczeniu słyszą, oczywiście, tylko to, co chcieliby usłyszeć.
Przeciwieństwem dyktatury rodziców jest dyktatura dziecka. Alternatywą dla niej natomiast jest jednakowy szacunek dla godności obu stron i odpowiedzialność osobista dorosłych.
Europejskie matki wciąż wychowują swoich synów inaczej niż córki. Dziewczętom wcześnie przekazuje się odpowiedzialność osobistą i społeczną, co naturalnie powoduje, że stają się bardziej samodzielne, niezależne i odpowiedzialne niż chłopcy. Natomiast wielu chłopców wychowuje się na mężczyzn, za których same matki nie chciałyby wyjść za mąż, ponieważ zależą całkowicie od kobiecej obsługi, są nieodpowiedzialni i niedojrzali.
Wychowanie dzieci i życie z partnerem są po prostu wielkim eksperymentem, który trwa całe życie i w którym nie da się uniknąć różnych głupstw i błędów. Jednak w życiu nie chodzi o to, aby postępować „właściwie” czy też „doskonale”, ale aby całemu temu chaosowi nadać sens.
Tron patriarchy nie został wyrzucony z domu, ale został zajęty przez dzieci – ze szkodą dla wszystkich. Zamiast wypróbować rozmaite alternatywy dla wychowania, które się nie sprawdziło, zdecydowano się po prostu na jego przeciwieństwo.
Codzienne upewnianie się i poznawanie, kim jest nasze dziecko, odgrywa znaczącą rolę w budowaniu bliskiego kontaktu i tworzy niezbędną podstawę dla wielu małych i dużych decyzji, które każdy rodzic musi podejmować.
Ktoś spyta, czy dzieci są w stanie jednak to wszystko zrozumieć? Nie, nie potrafią. Na tym właśnie polega proces rozwoju dziecka, że zostaje ono konfrontowane z rzeczami, których sens odkryje mu się dopiero z czasem.
Nie należy dziecka specjalnie uspokajać, odwracać jego uwagi czy pocieszać, lecz po prostu dać mu czas na wyrażenie swoich uczuć. To dla niego ważne doświadczenie. W pierwszej chwili są tylko łzy i rozczarowanie, ale na dłuższą metę życie w rodzinie, w której ludzie biorą odpowiedzialność za swoje potrzeby i potrafią odmówić, jeśli coś im się nie podoba, przyniesie mu wielką korzyść. Najpóźniej w wieku dwunastu lub trzynastu lat okaże się, czy rozwinęło ono umiejętność mówienia „tak” lub „nie” alkoholowi, narkotykom, pornografii, natarczywym dorosłym albo przekraczającym granice znajomym. Dzieci muszą nauczyć się, że mówienie „nie” jest koniecznym składnikiem ludzkich relacji, czy to rodzinnych, przyjacielskich, zawodowych czy społecznych.
Takie podejście do obowiązków rodzinnych jako nieprzyjemnej konieczności niesie ze sobą także ryzyko dla dzieci, ponieważ może spowodować, że poczują się one dla rodziców przeszkodą w życiu – a nie jego wzbogaceniem. Rodzice powinni na to zwrócić uwagę, jeśli ich dzieci staną się nagle podwójnie angażujące i roszczeniowe, jakby chciały powiedzieć: jeśli jestem w waszym życiu tylko jednym z wielu obowiązków do załatwienia, to chcę być przynajmniej tym największym i najważniejszym!
W istocie, jesteśmy istotami irracjonalnymi, targanymi przez zazdrość, zawiść, egoizm, poczucie niższości lub wyższości. Wystarczy tylko jedno z tych uczuć, żeby zniszczyć związek z drugą osobą. Ale jest też inna strona ludzkiej natury, która wyraża się w nieustającym dążeniu do bycia częścią jakiejś wspólnoty.
Natomiast kłótnie obciążają związek i nie prowadzą do znalezienia wspólnych rozwiązań. Powstają wtedy, gdy partnerzy mówią o sobie nawzajem, zamiast o tym, co dla nich ważne – i często kończą się zwycięstwem jednej, a przegraną drugiej strony. Dla wygranego może to być nawet przyjemne, ale zawieszenie broni nigdy nie trwa długo i wkrótce konflikty znowu wybuchają z nową siłą. Z kolei dyskusja czysto merytoryczna, która nie uwzględnia osobistych aspektów danej sprawy, nie sięga dostatecznie głęboko. W końcu to właśnie aspekt osobisty ma decydujące znaczenie we wszystkich związkach.
Rodzina to miejsce, w którym dzieci zdobywają umiejętności społeczne znacznie wykraczające poza samo odkurzanie czy zmywanie naczyń.
Jedynym skutecznym lekarstwem na egocentryzm jest otwartość i zainteresowanie drugim człowiekiem. W związku dwojga ludzi oznacza to wolę sprawdzania, czy to, co oceniamy jako czyn wartościowy dla naszego partnera lub partnerki, rzeczywiście jest tak odbierane. Kiedy nasze działania nie zostają docenione, zamiast wyciągnąć z tego odpowiednią naukę, odbieramy to jako odrzucenie. Pomyślcie o tym, kiedy znajdziecie się w kolejnym konflikcie. Prawdopodobnie będziecie wtedy zastanawiali się nad możliwościami obrony przed zarzutami partnera lub partnerki albo nad ich wadami i błędami – co będzie właśnie przejawem daremnego egocentryzmu.
Na całym świecie jest wiele wesołych, zadowolonych i harmonijnych rodzin, które zostały zbudowane na zupełnie różnych wartościach i nieprzystających do siebie światopoglądach. W niektórych z nich z pewnością nie potrafiłbym żyć, ale cieszę się, że istnieją, ponieważ przypominają mi o ważnej prawdzie: może być wiele różnych odpowiedzi na pytanie o to, co słuszne, a co nie.
W tym miejscu chciałbym powołać się na najnowsze odkrycia badaczy mózgu dotyczące otoczenia najbardziej sprzyjającego nauce. Ustalili oni ponad wszelką wątpliwość, że zdolność przyswajania nowej wiedzy maleje, jeśli przekazywane informacje są połączone z krytyką. Dowiedziono, że to samo dotyczy także umiejętności społecznych. Krytyka jest więc zupełnie nieskuteczna, jeśli chodzi o przekazywanie dzieciom umiejętności intelektualnych i praktycznych – więcej, wywołuje skutek przeciwny do zamierzonego. Za alternatywę dla krytyki uważa się tak zwane pozytywne wzmocnienie, czyli rzeczową pochwałę. Można ją stosować z pewnym sukcesem, ale na dłuższą metę chwalenie prowadzi do wykształcenia niepewnych siebie i niesamodzielnych osobowości, które czują się dobrze tylko w mniej lub bardziej sztucznym otoczeniu, gdzie są jasno zdefiniowane autorytety decydujące o tym, co jest godne pochwały, a co nie.
Ten, kto traktuje swoich bliskich z jednakowym szacunkiem, nie będzie decydował o nich za ich plecami, narzucał swojej woli, starał się zdominować ani ośmieszyć. Nie należy jednak mylić tego z byciem miłym lub opanowanym. Można szanować czyjąś godność również wtedy, kiedy jest się wściekłym lub nieszczęśliwym. Tylko dwa uczucia mogą przeszkodzić nam w praktykowaniu szacunku: wstręt i pogarda.
Życzenia dzieci powinniśmy zatem traktować tak samo, jak życzenie naszego partnera, który chce w danej chwili uprawiać seks, albo propozycję, żeby wyjść na spacer zamiast siedzieć przed telewizorem.