cytaty z książki "Płyńcie łzy moje, rzekł policjant"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Miłość to ojciec ratujący dzieci z płonącego budynku, wynoszący je i ginący przy tym. Kiedy kochasz przestajesz żyć dla siebie, żyjesz dla innej osoby.
Jestem człowiekiem bez osobowości prawnej.
Może jestem tylko jednym z wielu ludzi żyjących syntetycznym życiem z kapsułki, zapewniającej sławę, pieniądze i władzę, a w rzeczywistości wegetujących w zapchlonych, starych pokojach hotelowych, w dzielnicach nędzy.
Czy któraś z zasad termodynamiki nie głosi, rozmyślał, że ciepła nie można zniszczyć, ale jedynie przekazać? Jednak istnieje również entropia.
Czuję teraz na sobie działanie entropii ...
Poszłam do łazienki - chciałam umyć zęby - i zobaczyłam Hanka w lewym dolnym kącie pomieszczenia; powoli i z godnością wchodził na niewidoczne schody. Patrzyłam, jak idzie do góry, aż zniknął, przeszedłszy przez sufit. Nie obejrzał się ani razu. Wiedziałam, że zdechł. Wtedy zadzwonił telefon i weterynarz powiedział mi, że Hank nie żyje. Tymczasem ja widziałam go idącego do góry. Oczywiście, poczułam ogromny żal, pogrążyłam się w nim, zatraciłam sama siebie i poszłam za nim po tych okropnych schodach.
Wymyśliłam cię, jesteś produktem mojego chorego umysłu, a teraz znów odzyskuję zdrowe zmysły.
- Solipsystyczne postrzeganie świata...
Straszliwa siła, myślał, braku logiki. Archetypów. Działająca z przepastnych głębi zbiorowej podświadomości, która łączyła go z nią - i z każdym - węzłem, którego nie da się rozsupłać, dopóki żyją. Nic dziwnego, pomyślał, że niektórzy ludzie, wielu ludzi marzy o śmierci.
- Miłość nie polega na tym, żeby pragnąć kogoś jak rzeczy ze sklepowej półki - powiedziała Ruth. - To tylko pożądanie. Chcesz to mieć, zabrać do domu i postawić gdzieś jak lampę. Miłość to... - urwała, szukając słów - ojciec ratujący dzieci z płonącego budynku, wynoszący je i ginący przy tym. Kiedy kochasz, przestajesz żyć dla siebie; żyjesz dla innej osoby.
- I to jest takie dobre?
Jemu wcale nie wydawało się to takie wspaniałe.
- To przezwyciężenie instynktu. Instynkt popycha nas do walki o przeżycie, jak gliniarze otaczający kampusy.
Pamiętam, jak kiedyś pierwszy raz paliłam haszysz w fajce wodnej, a nie jako skręta. Dym był zimny i nie wiedziałam, ile wdycham. Nagle umarłam. Na krótką chwilę, trwającą zaledwie kilka sekund. Świat, wrażenia dostarczane przez zmysły, wraz ze świadomością mojego własnego ciała, a nawet posiadania jakiegoś ciała - wszystko zniknęło. Nie byłam wyizolowana w zwykłym znaczeniu tego słowa, ponieważ będąc samotnym normalnie, odbierasz nadal bodźce, choćby dostarczane tylko przez twoje ciało. Tymczasem wtedy nie było nawet ciemności. Wszystko przestało istnieć. Cisza. Nic. Samotność. (...) W każdym razie to nie było omdlenie; nie miałam wrażenia, że spadam, bo nie miałam niczego, co mogłoby spaść, żadnego ciała... i nie było przepaści, w którą mogłabym runąć.