cytaty z książki "Opowieść dla przyjaciela"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci - zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc
A jednak potrzeba mi twoich słów i trzeba twojej pamięci. Pamiętaj o mnie, dobrze? Może będę się mniej bała, może będę usypiała spokojniej...
Są takie noce, przyjacielu, kiedy świat się kończy. Świat odchodzi i zostawia nas z rozszerzonymi źrenicami i bezradnie opuszczonymi rękoma.
Cisza przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń.(...) Cisza przyjacielu nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli.
Kocham życie, przyjacielu, i nawet wtedy, kiedy zraniło mnie tak bardzo, że przez krótką chwilę zapragnęłam umrzeć, nawet wtedy nie popełniłam zdrady.
Ten chłopiec, przyjacielu, przyszedł znikąd i wypełnił wszystkie moje myśli.
Daj rękę, pójdziemy wstecz po naszych wspólnych śladach, pozwól, że poprowadzę cię raz jeszcze.
Drzewa umierają inaczej niż ludzie. Drzewa wyglądają tak, jak gdyby cieszyły się własną śmiercią. Wprawdzie potem będzie wiosna i one odkwitną znowu, ale ty wiesz, że nigdy nie można mieć pewności. No i skąd o tym mogą wiedzieć drzewa? Dla nich pa pewno każda jesień jest ostatnia.
Pamiętaj także o tym, że kochałam, i że to miłość skazała mnie na śmierć.
...tęsknota jest żywiołem, podobnie jak ziemia lub wiatr.
Chcę żyć! Tak, bardzo chcę żyć! Chcę chłonąć czyste powietrze, chcę się całować z moim chłopcem, chcę tańczyć w jego ramionach!
Będę mówić przyjacielu. Najchętniej milczałabym, ale milczenie nie jest żadnym rozwiązaniem, milczenie nie wyjaśnia nic. A ja usiłuję wciąż na nowo wyjaśnić sobie i tobie, że to, co uczyniłam, nie było zdradą. Nawet wtedy, gdy zapragnęłam umrzeć, nie popełniłam zdrady i nie zawiodłam twojej wiary we mnie. I dlatego, przyjacielu, przeciw twojemu milczeniu będę się bronić słowami.
Chcę ci przypomnieć siebie taką, jaką byłam poprzez te wszystkie lata, które mijały nam wspólnie, dni - podczas których nasze myśli płynęły równolegle, świadome swojej bliskości; wystarczało napisać list, wyciągnąć rękę, żeby napotkać twoje słowa, twój przyjazny gest. Chcę przywołać naszą przeszłość, naszą wspólną przeszłość, chcę, żebyś na tych kartkach, które białe jeszcze piętrzą się przede mną, odnalazł drganie mojego żywego serca.
Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.
I to już wszystko, i jeszcze tylko ja i mój niepokój, i noc.
Upór, przyjacielu, nie uznaje żadnych argumentów i dlatego jest tak nieodparty.
Bo widzisz, kiedy już będę mogła oddychać, to trzeba będzie żyć, a ja tak bardzo boję się życia.
Patrzyłam na nich wszystkich śmiejących się, beztroskich i melancholia powoli wkradała się w moje myśli.
Trzymałeś mnie za rękę, mówiąc - wolniej, wolno, nie musisz się spieszyć, spieszą się tylko głupcy, którzy wierzą, że gdzieś i po coś można zdążyć.
Pragnienie przymierzałam do wyrazu pragnienie i dla mojej największej miłości-dla życia poszukiwałam najpiękniejszych określeń. Kocham życie, przyjacielu, i nawet wtedy, kiedy zraniło mnie tak bardzo, że przez krótką chwilę zapragnęłam umrzeć, nawet wtedy nie popełniłam zdrady.
To jest trudna chwila i dobrze wtedy uczepić się czyjejś ciepłej dłoni.
Miłość stała się moim sprzymierzeńcem. Wyposażyła mnie w odwagę i cierpliwość.
Odnaleźliśmy się w tym samym gorącym pragnieniu, aby odwrócic wytknięty bieg zdarzeń, aby zaprzeczyc światu, który nas skazał na chorobę i przedwczesną śmierc. Nie byliśmy już sam na sam z buntem, z cierpieniem, potęgowanym bolesną kontemplacją. W miłości mieliśmy znaleźc siłę, która wprawdzie nie powróciła nam zdrowia, ale uleczyła naszą chorą wiarę. Wierzyliśmy, że jeśli tylko zechcemy, potrafimy byc zdrowi.
Nie bój się, jest we mnie coś, co sobie mnie ceni, chociaż nie wiem za co. Nie umrę jeszcze, poczekam, poczekamy razem; my umiemy przecież pięknie czekać, na życie, na śmierć, na cokolwiek...
Strzeż się słońca, w słońcu tęskni się najbardziej.
Myślałam o tym, jak doskonale ziemia unicestwia to wszystko, co jest człowiekiem: ambicje, pragnienia, uczucia; to wszystko, co jest ważne, pulsujące życiem, zdobyte i nie zdobyte na równi. Dziwiłam się ludziom, którzy wypełniając codzienne obowiązki nie zwracają uwagi na nieodwołalny kres swej krzątaniny. Śmierć wypełniła moje myśli i tym razem jej atak był celny.
Moje ciało [...] stało się nagle ważne i użyteczne. W miarę jak poznawałam ciepło jego zaklęśnięć, wrażliwość naskórka, podziwiałam je i lubiłam coraz bardziej. W ten sam sposób patrzyłam i na jego ciało, trochę inne niż moje, ale przecież takie samo we wszystkich odruchach i odczuciach. Prędko przywykłam zasypiać z głową wtuloną w jego ramię, z plecami mocno przywartymi do jego piersi. Odwracając się w nocy na bok, czułam, jak jego ręce przygarniają mnie poprzez sen. W dzień także starałam się być blisko niego. Kiedy chodziliśmy po ogrodzie, wisiałam uczepiona jego ramienia, w domu najchętniej sadowiłam mu się na kolanach, a gdy malował, kręciłam się niecierpliwie dookoła i pod pretekstem, że chcę zobaczyć w jaki sposób miesza farby, pochylałam się nad nim i wchłaniałam jego zapach. Początkowo nie chciałam się godzić na rozstania, najchętniej spędzałabym z nim wszystkie dni, po kilku miesiącach jednak, podczas których wyjeżdżał i przyjeżdżał kilkakrotnie, przywykłam do tego, że odchodzi. Sama odprowadzałam go na stację, całowałam na do widzenia i biegłam wzdłuż ruszającego pociągu, machając podniesioną ręką. Wiedziałam, że za kilka dni wystarczy wspiąć się na parapet okienny, żeby zobaczyć go znowu, idącego szybko ścieżką wzdłuż ogrodu. Wiedziałam, że na mój widok przyspieszy kroku, przeskoczy furtkę i weźmie mnie na ręce.
Nie bądź niecierpliwy, przyjacielu, idź ze mną do końca.
No, widzisz, jestem, znowu jestem, chociaż podobno daleko. Jestem, aż dokąd?
Życie nie pozwalało się przekreślać. karmiło nadzieją najbardziej woskowe z postaci ludzkich. Tam, gdzie unosiły się ręce, uchylały powieki i usta szeptały prośby lub skargi-było życie.