cytaty z książek autora "Tatjana Polakowa"
I dobrze byłoby zdobyć gdzieś latarkę, jeśli mamy zamiar śledzić Goriemykina w nocy. - Ale gdzie ją zdobędziemy? - A, to już twój problem. - Dlaczego mój? - spytała czujnie Żeńka. - Skoro ja jestem mózgiem operacji, ty powinnaś zająć się zapleczem materiałowym - wyjaśniłam rozsądnie.
-Od dawna dręczy mnie pewna rzecz...-Nagle pochylił się do mnie, wziął mnie za rękę i przyglądając się moim palcom, zapytał:-Kochałaś mnie?-Podniósł oczy i zrobiło mi się nieswojo.-Naprawdę mnie kochałaś?(...)
-Oczywiście.-Skinęłam ochoczo głową.(...)
-Szczerze mówiąc, zawsze uważałem Cię za pozbawioną zasad sukę, która lubi w coś grać. Aktorzy grają na scenie, a Ty grasz w życiu.
-Już o tym mówiłeś-przypomniałam.
-Zapewne. Ale jednocześnie zawsze pozostawała odrobina wątpliwości, o tyle... Pokazał szczelinę między palcami. -A nuż nie kłamiesz? Możesz to nazwać nadzieją.
Raz się spotkaliśmy i rozbiegliśmy w różne strony, jak dwie kule bilardowe. A im większa jest między nami odległość, tym trudniej cokolwiek naprawić.
Nasi pacjenci dzielą się na dwie kategorie: jedni to ci, którzy już dawno powinni znaleźć się
w wariatkowie, czyli świry, którym nie pomoże żaden psychoanalityk, a drudzy tacy, jak twój
Awerin, którzy przychodzą z nudów. No dobrze, może
nie z nudów, a dlatego że nie mają pojęcia, czym, oprócz pracy, mogliby się zająć. W
Ameryce każdy średniozamożny biznesmen ma swojego psychoanalityka, do nas też dotarła
ta moda. Wprawdzie my mamy swój sposób, prostszy i tańszy: siadasz z porządnym
człowiekiem, wypijasz pół litra i gadasz o życiu - po co ci jakaś psychoterapia? Ale coś
takiego to dobre dla klasy pracującej, twojemu Awerinowi nie wypadało przyjść do spelunki i
pytać jakiegoś pijaka: „Szanujesz mnie?".
To nic, muzyka się skończy i ból minie. Trzeba tylko wytrzymać.
- A jak tam ten twój Kołobok? - zmieniłam temat.
- W porządku - skinęła głową Żeńka, ściągnęła brwi i dodała: - Może nawet wyjdę za niego
za mąż.
- No coś ty?
- W sumie to porządny facet, no i takie wydarzenie zmieni fabułę.
- W mojej powieści w ogóle nie było żadnych psychoanalityków - przypomniałam.
- No właśnie, jego nie ma, żony też nie, więc nikt mnie nie zabije.
Zabrzmiało to niewiarygodnie, ale nie spierałam się: cokolwiek by mówić, Żeńka ma gorzej
niż ja, nawet jeśli mnie ograbią, to zabić nie powinni...
-Wiesz kogo przypominamy? Dwoje szulerów. Ja wyznam Ci miłość, a ty weźmiesz mnie w ramiona. I będę się zastanawiać, dlaczego tak bardzo chcesz zostać, a Ty nadal będziesz mnie podejrzewał o wszystkie grzechy świata.
Poszłam do kuchni, zapalając po drodze światła. Nie znoszę ciemności, w ciemności nawiedzają mnie widma. Mark twierdzi, że to normalna sprawa u ludzi o nieczystym sumieniu, a Mark się na tym zna. W każdym razie w tej sprawie mu ufam, on zawsze śpi przy zapalonym świetle.
Znałem pewną kobietę. Ona zawsze wychodziła przez okno. W jej domu było tysiące drzwi, a ona zawsze wychodziła przez okno. Rozbijała się na śmierć, ale było jej wszystko jedno.
Co masz na myśli? - zdumiałam się. - Rozpasanie siły nieczystej, oczywiście - wyjaśniła bez uśmiechu.
Pomyślałam, że mam ochotę na papierosa. Kolejny rok heroicznie walczyłam z nałogiem i właściwie odniosłam sukces, jednak bywają takie chwile, że bez papierosa ani rusz. Żeńka też ma takie chwile, ale w odróżnieniu ode mnie jest na nie przygotowana, czyli powinna mieć w torebce paczkę papierosów.
Nie wiem co mnie napadło, ale wrzasnęłam jeszcze głośniej niż Żeńka - przed nami stała istota niejasno przypominająca mężczyznę. W pozbawionej palców dłoni trzymał szklankę ze świecą, płomyk oświetlał od dołu jego twarz, porośniętą rudą szczeciną. Świdrowały nas czarne guziki oczu pod krzaczastymi brwiami. Na głowie stworzenie miało czapkę uszankę, z uszami sterczącymi na boki, pierś postaci pokrywały gęste włosy, ubrania nie było. Istota uśmiechnęła się, ukazując dwa żółte, ochydne kły, zachichotała obleśnie i oznajmiła: - No nareście!
Jednak komary najwyraźniej nie wiedziały, że specyfik miał nam zapewnić "trwałą i skuteczną ochronę", bo gryzły niemiłosiernie.