cytaty z książki "Wrogowie publiczni"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Dlaczego piszemy? Bo nie można uprawiać miłości przez cały dzień. Dlaczego uprawiamy miłość? Bo nie można przez cały dzień pisać.
Oto, drogi Bernardzie-Henri, pierwsze źródło (źródło, które uznaję za zaszczytne) mojego niezaangażowania: pewna ideologiczna skromność granicząca z ateizmem. Rosjanie z całą pewnością nie mają poczucia, że żyją w demokracji. Myślę, że dość powszechnie to olewają, a kimże ja jestem, by wytykać im błędy? Przez wiele lat mieszkałem w kraju (Francja), w którym dysponowałem prawem głosu, lecz wcale z niego nie korzystałem. Na płaszczyźnie politycznej ciągle podejmowano różne działania, zwłaszcza w kwestii zdrowia publicznego, które całkowicie potępiałem. Przywołam luźno zakaz głupi i uparty, produktów uznawanych za „narkotyki”; niekończące się i nudne kampanie przeciwko alkoholizmowi, za używaniem prezerwatyw, przeciwko kokainie, słodzonym pokarmom – cóż tam jeszcze? Absurdalną niemożliwość kupienia bez recepty powszechnie używanych lekarstw. I bardziej od wszystkiego innego, co samo w sobie symbolizuje całą resztę, powolne, nieubłagane kleszcze, które w przeciągu kilku lat zacisnęły się nad osobami palącymi. Wszystko to w znacznym stopniu przyczyniło się do tego, że odizolowałem się od świata, i uczyniło ze mnie kogoś, kto absolutnie nie uważa się za obywatela. Niestety, nie przesadzam: stopniowo przyzwyczaiłem się postrzegać przestrzeń publiczną jako wrogie terytorium, upstrzone upokarzającymi i absurdalnymi zakazami przez które przechodzę tak szybko, jak tylko to możliwe, by udać się z jednego prywatnego mieszkania do innego prywatnego mieszkania. Terytorium, na którym w każdym razie absolutnie nie jestem mile widziany, gdzie nie mam własnego miejsca i gdzie nic miłego i ciekawego mnie nie spotka.
Jak tylko sięgam pamięcią, od czasów dojrzewania w każdym razie, istnieją dla mnie dwie rzeczy - nie trzy, nie cztery, tylko dwie - dla których moim zdaniem warto żyć. Po pierwsze, kochać, mam na myśli kochać w sensie dosłownym, kochać w sensie kochania kobiet. A po drugie, pisać, po prostu pisać, spędzać noce, spędzać dni, a potem znowu noce nad moim własnym słownym warsztatem, postępować tak, by ciasto rosło, by znaleźć formę i żeby moje kolumienki znaków trzymały się mniej więcej na nogach...
Nic dziwnego, że chodzi o obie namiętności razem. Bo, moim zdaniem, to ta sama rzecz. Dogłębnie, prawdziwie ta sama rzecz. Ten sam rodzaj energii. To samo pragnienie. Ten sam przymus. Ta sama zawarta w nas siła, która o nas decyduje. Ta sama mieszanina rozkoszy i bólu, porywczości i cierpliwości, szukania po omacku i nagłej oczywistości. Dlaczego piszemy? Bo nie można uprawiać miłości przez cały dzień. Dlaczego uprawiamy miłość? Bo nie można przez cały dzień pisać. Kiedy i w jakich okolicznościach moglibyśmy przestać pisać? W dniu, jeśli takowy by nadszedł, w którym ta druga namiętność, ten drugi zapał dałby oznaki wyczerpania. Czy działa to też w odwrotną stronę? Ta sama korelacja, ale w odwrotnym kierunku? Naturalnie!
Moim zdaniem kultywowanie przesadnej dumy narodowej jest oznaką, że nie mamy w sobie nic szczególnego, z czego moglibyśmy być dumni.
Opowiadanie historii zawsze wywoływało we mnie sraczkę. Nie mam absolutnie talentu bajarza ( czy storytellera, by użyć nowszego słowa).
W naszych zachodnich społeczeństwach dany osobnik może bez problemu odsunąć się na kilka lat od grupy i pokusić się o stosunkowo niezależne galopowanie. Lecz wcześniej czy później sfora się obudzi, wyruszy na polowanie i wreszcie go dopadnie. Więc się na nim mści, a jej zemsta jest przerażająca. Bo sfora się przestraszyła, co może zdziwić, gdyż jest przecież liczna. Lecz składa sięz osobników miernych, świadomych tego, czujących wstyd i wściekłych, że miernota mogłaby w mgnieniu oka zostać wydobyta na światło dzienne.
Przeraża mnie bowiem owa pretensja, wystepująca u pewnych średniej wielkości ssaków, apriorycznie nierozpoznawalnych, do tworzenia odrębnych esencji. To stanowi przykry kontrast z postawą mego psa(pies średniej wielkości, no, może trochę niski w łapach, ale tak czy inaczej średni), który bez wahania rozpoznaje psowatość zarówno w przestawicielach razy chihuahua, jak i u dobermanów.
A Pascal, jeśli przywrócić mu jego pierwotną gwałtowność, może wywołać dużo ostrzejsze wstrząsy nerwowe niż najbardziej agresywna z heavymetalowych grup.
Za każdym razem, kiedy wykonywałem w Google jedno z tych słynnych wyszukiwań, czułem to samo co w chwili , kiedy stając się pastwą szczególnie bolesnej egzemy, drapię się aż do krwi.
Są takie chwile, kiedy pojawiają się we mnie słowa, bez wcześniej podjętego zamiaru, bez spójności czy przemyślenia, i wtedy muszę mieć kartkę papieru, ponieważ, jak stwierdzam, coś się dzieje. To trwa jakiś tam czas, właściwie trwa, ile trwa, lecz trwa wystarczająco długo, aby pozwoliło mi to napisać wiersz, i w gruncie rzeczy o więcej czasu nie proszę.
Wszyscy,drogi Michelu, mamy filozofię naszych własnych bezsenności.
Dostrzegam z przerażeniem, że już od wielu lat nie „ nie wyrzekłem się” ani jednego dnia lub nawet wieczoru dobrego pisania dla samej przyjemności pójścia do kina, podziwiania obrazu, wysłuchania opery, jeśli nie byłem pewien, że prędzej czy później wykorzystam to w jakimś tekście.
Pozostaje tajemnicą, wieczną, ale prawdziwą, jeszcze bardziej nieprzeniknioną niż tajemnica "zaangażowania", skąd bierze się to, że ludzie tacy jak Pan czy ja, którzy mogliby robić cokolwiek innego, lub też, co oczywiście trzeba przyznać, nie robić nic, naprawdę nic, tylko się wylegiwać, podróżować, marzyć, spotykać przyjaciół, decydują się jednak na to, by poświęcać tak wiele czasu owej w sumie dziwacznej czynności, która polega na kleceniu, modelowaniu, fabrykowaniu, poprawianiu, podgrzewaniu tej innej materii jaką stanowią słowa.
Literatura czy życie? Życie, ponieważ literatura; moim zdaniem życie żyje i jest głęboko i cieleśnie życiem jedynie wówczas, kiedy mogę wyrwać z niego słowa.
Byłem w sumie zirytowany, ponieważ Daniel Lindeberg, nazywając mnie reakcjonistą, ujawnił tak wielkie niezrozumienie moich książek, iż zaświtała mi w głowie myśl, że być może jestem złym pisarzem. Później pomyslałem sobie, że to być może on był złym czytelnikiem (lub też, że mnie nie przeczytał, że pracował za pomocą fiszek). I w końcu ponownie przeczyłem świetny artykuł Philippe'a Muraya poświęcony Cząstką elementarnym zatytułowany I we wszystkim postrzegać koniec.To przywróciło mi pogodę ducha.
Za każdym razem, kiedy wykonywałem w Google jedno z tych słynnych wyszukiwań, czułem to samo co w chwili , kiedy stając się pastwą szczególnie bolesnej egzemy, drapię się aż do krwi.