cytaty z książki "W syberyjskich lasach"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W życiu potrzeba trzech składników: słońca, punktu widokowego i zakwasów.
Nic nie może równać się z samotnością. Do szczęścia brak mi jedynie kogoś, komu mógłbym to powiedzieć.
Dzisiaj, kiedy się kogoś spotyka, zaraz po uściśnięciu dłoni i pobieżnym spojrzeniu, notuje się adresy stron i blogów. Seans przed ekranem zastąpił rozmowę. Po spotkaniu nie zostanie nam w pamięci czyjaś twarz, ani barwa głosu, tylko wizytówka z numerami. Ziściło się marzenie społeczeństwa ludzkiego: pocieramy się antenami jak mrówki. Pewnego dnia zadowolimy się obwąchiwaniem.
Zawsze spóźniamy się z życiem. Czas nie daje drugiej szansy. Życie rozgrywa się od razu na czysto.
Człowiek wolny panuje nad czasem. Człowiek, który ma władzę nad przestrzenią, jest po prostu potężny. W mieście wymykają się nam minuty, godziny, lata. Płyną z rany krwawiącego czasu. W chacie czas się uspokaja. Kładzie się u waszych stóp jak stary poczciwy pies i nagle zapominacie o jego istnieniu. Jestem wolny, ponieważ takie są moje dni.
Czy trzeba za wszelką cenę uciekać do lasu, jeśli odrzuca się swoją epokę? Można znaleźć ciszę pod sklepieniami własnej duszy. Można też zamknąć oczy: powieka jest najskuteczniejszym ekranem między nami a światem.
Ofiarować kobiecie kwiaty to herezja. Kwiaty są obscenicznymi narządami płciowymi, symbolizują efemeryczność i niewierność, rozkładają się na skraju drogi, oddają się wszystkim wiatrom, czułkom insektów, obłokom nasion, zębom zwierząt; depcze się je, zrywa, wącha. Ukochanej kobiecie trzeba ofiarować kamienie, skamieliny, łupek, czyli jedną z tych rzeczy, które trwają wiecznie i nie więdną.
To w interesie samotnika leży życzliwa postawa wobec wszystkiego, co go otacza, opowiedzenie się po stronie zwierząt, roślin i bogów. Dlaczego miałbym dorzucać do surowości swojego stanu poczucie wrogości świata? Eremita zabrania sobie wszelkiej brutalności w stosunku do otoczenia. To syndrom świętego Franciszka z Asyżu. Święty rozmawia ze swoimi braćmi ptakami, Budda głaszcze wściekłego słonia, a Rousseau szuka pociechy w studiowaniu roślin.
Pozwoliłem szczęściu odejść. Życie powinno polegać na jednym: nieustannym dziękowaniu losowi za najmniejsze dobro. Być szczęśliwym, to wiedzieć, że się nim jest.
Podmuch wiatru wciska się pod drzwiami lodowatym przeciągiem. Odizolowany, eremita? Ale od czego? Powietrze wślizguje się między belkami, słońce zalewa światłem stół, woda rozciąga się o rzut beretem, humus jest pod podłogą, zapach lasu przenika szparami, śnieg wcieka porami chaty, owad pojawia się na podłodze. W mieście warstwa asfaltu chroni stopę przed wszelkim kontaktem z ziemią, a między ludźmi wznoszą się kamienne mury.
Rosjanie, tak dumni z integralności swojej ojczyzny, nie zwracają uwagi na tę zorganizowaną wycinkę. Pełni iluzji, że mieszkają w bezkresnym kraju, myślą, że jego zasoby są niewyczerpane. Człowiek szybciej staje się ekologiem na patch-worku alpejskich łąk Szwajcarii, niż umierając ze strachu na niezmierzonych rosyjskich równinach.
Żegnam się, utwierdzony w mojej miłości do Rosji, do narodu, który wysyła rakiety w kosmos i przed atakiem wilków broni się kamieniami.
Co to jest samotność? Towarzyszka dobra na wszystko.
Jest balsamem na rany. Odgrywa rolę pudła rezonansowego: wrażenia są zwielokrotnione, kiedy jest się samemu. Zmusza do odpowiedzialnego zachowania: jestem ambasadorem gatunku ludzkiego w lesie, w którym człowiek jest nieobecny. Muszę radować się spektaklem niedostępnym dla innych. Generuje myśli, ponieważ jedyna możliwa konwersacja to rozmowa z samym sobą. Likwiduje niepotrzebną gadaninę, pozwala na zapuszczenie sondy w głąb siebie. Skłania eremitę do przyjaźni z roślinami i zwierzętami, a czasem i bożkiem, który akurat się nawinął.
Wszystko co zostaje z mojego życia, to notatki. Piszę dziennik, by wspomóc pamięć. Jeśli nie prowadzi się rejestru faktów i czynności - po co żyć: godziny upływają, każdy dzień się zaciera i triumfuje nicość. Dziennik osobisty, operacja komando przeciw absurdowi. Prowadzę ewidencję mijających godzin. Pisanie dziennika zapładnia egzystencję. Codzienne spotkanie z białą kartką zmusza do zwracania baczniejszej uwagi na wydarzenia dnia, zachęca, żeby lepiej słuchać, głębiej myśleć, patrzeć intensywniej. Głupio byłoby nie mieć nic do zapisania w notesie wieczorem. To jest jak kolacja z narzeczoną: żeby mieć coś do powiedzenia, najlepiej pomyśleć o tym wcześniej.
Przekonałem się, że można żyć obok gigantycznej ślizgawki, żywić się kawiorem, niedźwiedzimi łapami i wątrobą łosia, ubierać w norki, spacerować po lesie z fuzją na ramieniu i co ranka, gdy promienie słońca docierają do lodu oglądać jeden z najpiękniejszych widoków na planecie, a mimo to marzyć o mieszkaniu w mieście, wyposażonym w sprzęt elektroniczny i gadżety zaawansowanej technologii. Pokusę pustelnictwa poprzedza zawsze ten sam etap. Najpierw trzeba zaznać niestrawności życia w centrum nowoczesnych miast, aby marzyć o chacie ze smugą dymu z komina na leśnej polanie. Dopiero kiedy obrośnie się tłuszczem konformizmu, jest się gotowym na apel lasu.
Każdego mużyka zadziwiają we Francji dwie rzeczy: to, że naród Wielkiej Armii Napoleona domaga się pomocy od rządu, kiedy spadną dwa centymetry śniegu, i że pozwala na palenie samochodów na przedmieściach, podczas gdy trzy tysiące francuskich żołnierzy bierze udział w interwencji w Afganistanie.
W Rosji las wyciąga gałęzie do rozbitków. Nicponie, bandyci, dziwacy o czystych sercach, opozycjoniści, ci, którzy uznają jedynie niepisane prawa, uciekają do tajgi. Las nigdy nie odmówił schronienia. Książęta wysyłali drwali do lasów, by wycinać drzewa. Trzeba je wykarczować, żeby rządzić państwem. W porządnym królestwie las jest ostatnim bastionem do zdobycia.
Odwagą byłoby zobaczyć rzeczy takimi, jakie są: moje życie, moją epokę i innych ludzi. Nostalgia, melancholia, marzenia dają romantycznym duszą iluzję szlacheckiej ucieczki. Uważa się je za estetyczne sposoby sprzeciwu wobec brzydoty, lecz są tylko przykrywką tchórzostwa. Kim jestem? Cykorem, który przeraził się świata i zaszył w głębi lasu. Tchórzem popijającym w ciszy, by nie oglądać spektaklu swojej epoki ani nie stanąć oko w oko z własnym sumieniem podczas spaceru na plaży.
Czytanie kompulsywne zwalnia z obowiązku posuwania się w lesie medytacji w poszukiwaniu polanek. Książka po książce zadowalamy się rozpoznawaniem myśli, które intuicyjnie przeczuwaliśmy. Lektura ogranicza się do odkrywania sformułowań idei, które nosiliśmy w sobie, lub sprowadza się do utkania sieci połączeń między dziełami setek autorów.
W pobliżu stacji [meteorologicznej] na wyspie na Morzu Łaptiewów odnaleziono walonki meteorologa, co dowodzi, że białe niedźwiedzie nie trawią filcu.
Mam przyjaciół, którzy tylko tym żyją: wspinają się na wysokości, gdzie powietrze szczypie w nos, i trwają zawieszeni między niebem, a ziemią, w królestwie abstrakcyjnych form pozbawionych zapachu. Kiedy schodzą w doliny, mają wrażenie, że życie śmierdzi. Alpiniści w mieście są nieszczęśliwymi ludźmi.
Podczas tych dni na wysokościach oddaję się czystej radości życia. Wypalić szluga sam na sam z jeziorem, niczemu nie szkodzić, nie musieć nikogo słuchać, nie pragnąć niczego więcej poza tym, co się ma, i wiedzieć, że natura nas nie odrzuca. W życiu potrzeba trzech składników: słońca, punktu widokowego i zakwasów.
W nocy budzi mnie mysz, która weszła do śpiwora, co nie jest tak straszne, jak pająk, ale mniej przyjemne niż tancerka z baletu Kirowa.
Dlaczego Bóg w swojej nieskończonej mądrości nie sprawił, żeby człowiek mógł w Niego spokojnie wierzyć bez tych wszystkich szopek i niepewności? Wymyślić rzecz tak niesamowitą, jak zapładnianie kwiatów przez błonkoskrzydłe, a zapomnieć o zostawieniu wyraźnych znaków Swojego istnienia: co za nonszalancja!
Z listu R. M. Rilke do F. X. Kappusa :"Jeśli dzień powszedni zdaje się Panu ubogi, niech go Pan za to nie obwinia; siebie niech Pan oskarża, niech Pan sobie powie, że nie dość jest poetą by wysławiać bogactwa codzienności.
Im lepiej znamy rzeczy, tym stają się piękniejsze.
Natura ociera się o kicz, ale nigdy nim nie jest.
Myśl, że trzeba zrobić zdjęcie, jest najlepszym sposobem na zabicie intensywności chwili.
W świecie, który opuściłem, obecność innych sprawuje kontrolę nad naszym działaniem. Utrzymuje w dyscyplinie. W mieście bez spojrzenia sąsiadów zachowywalibyśmy się mniej elegancko. Kto nigdy nie jadł kolacji sam na stojąco w kuchni, szczęśliwy, że nie musi nakrywać do stołu, napychając się zimnymi pierożkami prosto z pudełka? W chacie grozi rozprężenie. Ilu samotnych Sybiraków, pozbawionych wszelkich społecznych przymusów, wiedząc, że nikt ich nie ogląda, kończy wśród stosu niedopałków, drapiąc się po świerzbie? Robinson zdaje sobie sprawę z zagrożenia i żeby nie zdziczeć, postanawia co wieczór jadać kolację przy stole i w najlepszym ubraniu.
W Paryżu przed wyjazdem ostrzegano mnie. Nuda będzie moim śmiertelnym wrogiem! Zdechnę z nudów. Uprzejmie słuchałem. Ludzie, którzy to mówili, byli przekonani, że sami w sobie są wspaniałą rozrywką. "Zdany na siebie samego karmię się, to prawda, moimi wewnętrznymi zasobami, ale one się nie wyczerpują i wystarczam sam sobie [...]" - pisze Rousseau w "Marzeniach".