cytaty z książki "Obsługiwałem angielskiego króla"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Największą firmą jest Kościół katolicki, który handluje czymś czego nikt nigdy nie widział, czego nikt nigdy nie dotknął, jak świat światem nigdy tego nie spotkał, i to jest właśnie to, co nazywamy Bogiem.
A niewiarygodne, które stawało się faktem, nie opuściło mnie, wierzyłem w to niewiarygodne, w te zaskakujące niespodzianki, w te osłupienia. To była moja gwiazda, która towarzyszyła memu życiu chyba tylko po to, żeby przekonać się, że ciągle na nią czeka coś zadziwiającego, a ja, wciąż mając przed oczyma odblask tej gwiazdy, wierzyłem w nią coraz bardziej, a to dlatego, że kiedyś wywyższyła mnie na milionera, a teraz, kiedy zleciałem z niebios na łeb na szyję, stwierdziłem, że ta moja gwiazda lśni mocniej niż przedtem i że dopiero teraz będę mógł zajrzeć wprost do jej serca, do samego środka, i że to wszystko, co dotychczas przeżyłem, musiało osłabić moje oczy tak, żeby mogły więcej przeżyć i więcej znieść. Znaczy, żeby zobaczyć i poznać, musiałem osłabnąć. Tak to było...
(...) po śmierci życzę sobie być obywatelem świata: Wełtawą spłynąć do Łaby, nią do Morza Północnego, a druga moja część Dunajem do Morza Czarnego i przez oba morza dostać się do Oceanu Atlantyckiego...
(...) człowiek zagaduje do konika, psa, kotki i kozy, ale najchętniej rozmawia sam ze sobą - najpierw po cichu, jakby bawiąc się w kino, przesuwa w myślach obrazy z przeszłości, a potem, tak jak ja, zwraca się do siebie, radzi się i wypytuje, zadaje sobie pytania, przesłuchuje samego siebie, chcąc się o sobie dowiedzieć tego, co najskrytsze, oskarża siebie samego niczym prokurator i broni się, i w ten sposób, poprzez tak zmienną rozmowę z samym sobą, dociera do sensu życia, nie do tego, co było i wydarzyło się dawno, ale do tego, jak iść naprzód - jakaż to droga, którą już przebyłem, a jaką jeszcze muszę przebyć, i czy mam jeszcze czas, żeby myśli osiągnęły taki spokój, który uchroni człowieka przed pragnieniem ucieczki od samotności, ucieczki od pytań najbardziej zasadniczych, bo człowiek powinien mieć siłę i odwagę, żeby je sobie zadawać.
s.170.
Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że poczucie wygranej jest decydujące, że jeśli tylko człowiek zwątpi albo da to sobie wmówić, to ciągnie się to za nim przez całe życie i nigdy już nie stanie na własnych nogach, zwłaszcza w swojej ojczyźnie i w swoim środowisku, gdzie spoglądają na niego jak na gówniarza, na wiecznego pikolaka, kim wśród swoich ja właśnie miałem być. [str.116].
Rozwodziłem się nieskładnie w tej gospodzie o tym, że piękno ma jednak i drugą stronę, że na ten piękny bochen pejzażu trzeba patrzeć też inaczej, że trzeba kochać także wszystko to, co niemiłe, opuszczone: kochać pejzaż z tymi godzinami, dniami i tygodniami, kiedy pada, kiedy wcześnie się ściemnia, kiedy człowiek siedzi przy piecu i myśli, że jest dziesiąta wieczorem, a tymczasem dopiero wpół do siódmej; kochać rozmowy, to, że człowiek zagaduje do konika, psa, kotki i kozy, ale najchętniej rozmawia sam ze sobą - najpierw po cichu, jakby bawiąc się w kino, przesuwa w myślach obrazy z przeszłości, a potem, tak jak ja, zwraca się do siebie, radzi się i wypytuje, zadaje sobie pytania, przesłuchuje samego siebie, chcąc się o sobie dowiedzieć tego, co najskrytsze, oskarża samego siebie niczym prokurator i broni się, i w ten sposób, poprzez tak zmienną rozmowę z samym sobą dociera do sensu życia, nie do tego, co było i wydarzyło się dawno, ale do tego jak iść naprzód - jakaż to droga, którą już przebyłem, a jaką jeszcze muszę przebyć, i czy mam jeszcze czas, żeby myśli osiągnęły taki spokój, który uchroni człowieka przed pragnieniem ucieczki od samotności, ucieczki od pytań najbardziej zasadniczych, bo człowiek powinien mieć siłę i odwagę, żeby je sobie zadawać...
(...) człowiek prawdziwy, z klasą, to tylko taki, który potrafi zdobyć się na anonimowość, wyzbyć się fałszywego ja.
s.174.
Profesor mówił nawet przez sen, zawsze i wszędzie przemyśliwał, jak by tu najbardziej skląć tę wyładniałą dziewczynę i znowu zasypać ją kolejnymi nowinkami, bo - jak widziałem - zakochał się w niej na tym odludziu na zabój, a jako że kiedyś obsługiwałem abisyńskiego cesarza, wiedziałem, że ta dziewczyna zgotuje mu kiepski los, ponieważ go opuści, kiedy już dowie się wszystkiego, co wiedział i czego się wbrew własnej woli nauczyła, co ją uświęcało i dzięki czemu wypiękniała.
s.161.
Teraz minęła mnie z miną osoby, dla której biblioteka uniwersytecka to już chleb powszedni, a ja z całą pewnością wiedziałem, że ta dziewczyna nie będzie szczęśliwa, że jej życie będzie smutne i piękne, a dla mężczyzny życie z nią będzie jednocześnie udręką i spełnieniem...
Ta Marcela, dziewczyna z fabryki czekolady Orion Marszner, zwidywała mi się często tak, jak spotkałem ją wtedy z książką pod pachą. Równie często myślałem o tej książce: co też z jej stron spłynęło do tej zadumanej głowy? Przede wszystkim jednak widziałem tę głowę z pięknymi oczyma, które jeszcze rok wcześniej nie były piękne, ale ten profesor, tak, on uczynił z tej dziewczyny piękność z książką. Widziałem, jak jej ręce z pietyzmem, z szacunkiem rozwierają okładki, a czyste palce niczym hostię biorą stronę za stroną; widziałem, że zanim te ręce wezmą książkę, najpierw idą się myć, bo już sam sposób, w jaki ją niosła wtedy tę książkę, kłuł w oczy uroczystym, pełnym szacunku nabożeństwem. Wtedy, taka pogrążona w myślach, podobna była do rezonansowego świerku; cały jej urok tkwił wewnątrz, a na zewnątrz rozbrzmiewał w stroikach oczu, przez które można było ją ujrzeć taką, jaką niespodziane się stała, w jaką się zmieniła, jak gdyby poprzez szyjkę butelki przeciekła na drugą stronę, na odwrotną stronę tej drugiej właściwości rzeczy, które są piękne.
(...) widziałem, jak jej znajomi pokrzykują na nią, jak odnoszą się do niej tak, jak to robili, zanim zesłano ją na roboty, jak ją namawiają, żeby rozmawiała z nimi tak jak przedtem, tylko brzuchem i nogami, całą tą dolną partią oddzieloną cienką gumą jej majtek, i nikt nie pojmuje, że ona dała pierwszeństwo ciału powyżej tej granicznej gumki...
s.162-163.
Moje szczęście polegało na tym, że zawsze spotykało mnie jakieś nieszczęście.
s.63.
(...) lepszy jest taki człowiek, który potrafi się wyrazić...
s.176.
Wracałem potem do domu z zakupami i całą drogę zastanawiałem się, przez cały ten czas opowiadałem sobie, co też takiego w ciągu dnia powiedziałem i zrobiłem; i pytałem siebie, czy dobrze coś powiedziałem albo zrobiłem, a za dobre uważałem wyłącznie to, co mnie bawiło, ale nie tak, jak rozumieją to dzieci, czy pijacy, tylko tak, jak mnie uczył profesor literatury francuskiej, zabawa jako potrzeba metafizyczna..."Bo jak człowieka coś bawi, to jest właśnie to, wy nasienie złe, głupie i występne", powtarzał nam i tak wymyślał, żeby przyciągnąć nas do tego, na czym mu zależało, żeby bawiła nas poezja, piękne rzeczy i wydarzenia, bo piękno zawsze podąża ku transcendencji, to znaczy do nieskończoności i wieczności.
s.172.
(...) widziałem, jak wszyscy ludzie zaciemniają mi to, co chciałem widzieć i wiedzieć, że wszyscy zajmują się tylko tym samym, co i ja dawniej, odkładając na później to, o co i tak kiedyś muszą zapytać, jeśli spotka ich szczęście i będą na to mieli czas przed śmiercią... Właściwie zawsze w tej gospodzie utrzymywałem, że sens życia polega na pytaniu o śmierć: jak też się zachowam, kiedy nadejdzie mój czas, bo śmierć...Nie, owo wypytywanie się samego siebie jest właściwie rozmową pod kątem nieskończoności i wieczności i takie podejście do śmierci jest już początkiem myślenia w kategoriach piękna i o pięknie, bo upajać się bezsensownością tej swojej drogi, która i tak kończy się przedwczesnym odejściem, delektować się swoim upadkiem - to wszystko napełnia człowieka goryczą, czyli własnie pięknem.
s.170.
O filozofach twierdził zawsze - nie wyłączając Chrystusa - że to banda szubrawców, cwaniaków, zbrodniarzy i kanalii, że gdyby ich nie było, ludzkość miałaby się lepiej, ale ludzie to nasienie złe, głupie i występne... I pewnie to profesor utwierdził mnie w przekonaniu, że trzeba być samemu, że gwiazdy widać wieczorem, a w dzień tylko z głębokiej studni...
Zapłaciłem taksówkarzowi, a on przyglądając się mojemu orderowi i szarfie powiedział, że się nie dziwi mojemu zdenerwowaniu, że zna te sprawy, bo wielu oberkelnerów każe się wieźć do parku na Stromowce albo gdzie indziej, żeby sobie pospacerować... Roześmiałem się i oświadczyłem, że nie idę na spacer... ale że się chyba powieszę. Nie uwierzył mi. - Poważnie? - zaśmiał się. - A na czym? - Fakt, nie miałem na czym. - Na chusteczce do nosa - odparłem. - Taksówkarz wysiadł z auta, otworzył bagażnik, chwilę w nim szperał, a potem w świetle reflektora podał mi sznur, taki powróz. Uśmiechnął się, puścił do mnie oko i przekładając sznur przez pętlę z uśmiechem radził mi, jak mam się zgrabnie powiesić... A potem jeszcze opuścił szybkę i zakrzyknął: - Szczęśliwego powieszenia! - Odjechał pozdrawiając mnie światłami, a zanim zniknął za laskiem, jeszcze zatrąbił...
Uznałem, że tak być musi, bo chociaż każdy z nas jest gdzie indziej, to tylko w taki sposób mogliśmy sobie pogadać, tą ciszą wyrazić to, co nam leży na sercu (...).
A mnie pociągało to, co widziałem, więcej nawet - ucieszyłem się, że widzę takie spustoszenie, które napawa mnie lękiem. To było coś takiego jak z każdym człowiekiem, który boi się występku i wystrzega się nieszczęścia, ale jak się czasem coś wydarzy, wtedy każdy, kto tylko może, idzie i gapi się na siekierę w głowie czy przejechaną przez tramwaj staruszkę. Ale ja teraz kroczyłem naprzód i nie uciekałem, jak niektórzy, z miejsca nieszczęścia, cieszyłem się, że jest właśnie tak, jak jest, a w końcu stwierdziłem, że tego nieszczęścia i cierpienia, tej potworności jest dla mnie za mało, że nie tylko na mnie, ale i na cały świat mogłoby się tego zwalić więcej...
Niemki noszą wszystko jak mundur, te ich ubiory, dirndle, zielone kostiumy i myśliwskie kapelusiki zawsze mają coś wspólnego z wojskiem...
s.125.
A teraz śpiewałem, wymyślając słowa i zdania, którymi zapełniałem dziury w tekstach piosenek...Wilczur zaczął wyć, usiadł i wył przeciągle, dałem mu kawałek kiełbasy, a on otarł mi się o nogi. Ja jednak śpiewałem dalej, jakbym poprzez ten śpiew, już nie piosenki, jako że wydawałem z siebie skrzeki, które dla mnie były piosenką, a w sumie jednak podobne to było do wycia tego psa, że przez to śpiewanie wysypuję z siebie szkatułki i szufladki pełne nieważnych weksli, niepotrzebnych listów i widokówek, że przez usta wyfruwają mi strzępy starych, na wpół rozerwanych, przylepionych jeden na drugim plakatów, które po zdarciu tworzą bezsensowne teksty, mieszankę afiszów meczów piłkarskich z ogłoszeniami koncertów, afisze z wystaw pomieszane z reklamami występów orkiestr dętych, wszystko to osiadłe w człowieku jak papierosiany dym w płucach palacza. Śpiewałem więc, a czułem się przy tym, jak gdybym kaszlał i odpluwał osadzoną w krtani i przełyku flegmę, jak gdybym był przewodzącymi piwo rurkami, które knajpiarz wyparza i czyści strumieniem wody, miałem wrażenie, że jestem pokojem, a z jego ścian ktoś zrywa naklejona jedna na drugą całe warstwy tapet, w których rodzina żyła przez dwa pokolenia...
Postanowiłem, że jeszcze to przemyślę, bo to rozrywka na cały rok, i zrozumiałem, że za pieniądze można kupić nie tylko ładną dziewczynę, ale i poezję.
Słychać było wiatr, który pachniał i można go było jeść jak lody, jak ubity na krem śmietankowy niewidzialny śnieg, można go było niemal jeść łyżeczką, miałem wrażenie, że gdybym wziął bułkę albo kawałek chleba, to mógłbym to powietrze gryźć, prawie jak wosk.
Najbardziej ludzkim uczuciem dla drugiego człowieka jest cisza.
Kelner na służbie posiada tylko jedną godność, a tą jest nienaganne obsługiwanie gości.
Nieprawdopodobieństwo stało się rzeczywistością.
Hotel Tichota był co wieczór brzemienny oczekiwaniem (…), przygotowany na przyjęcie gości jak jakaś szafa grająca, wrzucisz do niej tylko monetę i zacznie grać, ten hotel był jak kapela, tylko dyrygent ma podnieść batutę, wszyscy muzycy czekają przygotowani, skoncentrowani, ale batuta nie podaje jeszcze taktu...
Wspomnienie pieniędzy dodało mi siły, którą zawsze traciłem, kiedy zobaczyłem coś pięknego, zwłaszcza piękną kobietę...
Moje szczęście zawsze polegało na tym, że spotykało mnie jakieś nieszczęście.
Dobry handlowiec posiada zawsze trzy rzeczy: nieruchomości, sklepy i magazyny; kiedy stracisz interes, pozostanie magazyn, kiedy stracisz magazyn, pozostaną nieruchomości...