cytaty z książek autora "Jan Drożdż"
W środowisku UMS nałóg picia kawy uchodzi za przypadłość gorszą niż alkoholizm, skoro alkohol nieraz pozytywnie wpływa na jakość snów.
To dzięki snom potrafimy się wznosić na wyżyny swoich możliwości, prawdziwie tworzyć i kochać.
- Chcesz powiedzieć, że doświadczę czegoś głębszego niż sen?
- Tak... w pewnym sensie tak. W PL będziesz miała swobodny kontakt ze Strażnikiem, co pozwoli ustalić istotę zadania - wyjaśnił profesor Louis.
Pod wierzchnią warstwą zawsze kryje się prawdziwy obraz nas samych, nie jesteśmy w stanie tego zmienić.
- Bo najbardziej zakłamane są twarze, one bezustannie kłamią. Twarze zdolne są ukryć każdą prawdę: radość, ból, zwątpienie, lęk, oczekiwanie, nadzieję... Nie podam ci swojego imienia, imiona też kłamią.
- Myślisz, że cierpienie jest wyznacznikiem istnienia? Sam ból niczego nie tłumaczy, niczego nie wyjaśnia. Możesz cierpieć, nie istniejąc.
- Marzeniem ludzkości jest sen o nieistnieniu - Włączył się do dyskusji David - Śnimy o odejściu spragnieni nieistnienia, choć na jawie dumnie ufamy w nasze dążenie do nieskończoności.
Wieczorem maestro mógłby się skryć za kurtyną nocy, w ciągu dnia my bylibyśmy ślepi i podatni na fałsz nieczystych dźwięków. Świt niweczy kłamstwa ustępującej nocy i chroni przed złudzeniem nadchodzącego dnia. Ukazuje nam skrzypka takim, jaki jest w swej istocie.
Papież usłyszał jego myśli i frasunek omiótł mu oblicze. Wyjaśnił Markowi znaczenie znaku odpuszczenia grzechów i ze współczuciem oznajmił mu, że ludzkie serce jest i pozostanie samotne, dopóki nie wypełni się czas. Samotność bowiem i wszystko, co złe – lęk, choroba, zawiść i wszelki grzech – istnieje w czasie, miłość zaś jest ponadczasowa.
Wojna nie zabrała jej męża. Kilka lat wcześniej odszedł do krasnej latawicy z wioski po drugiej stronie mostu. Nie rozpaczała, jako że był to chłop nierobotny a kiepski kochanek.
Dla mnie umrzeć, to zostać zapomnianym przez przyjaciół. Niektórzy umierają jeszcze zanim ich serce przestaje bić, wystarczy, że tracą coś istotnego.
- Rozumiem. Będziecie tutaj siedzieć i delektować się lekturą kobiecych czasopism, gdy do mnie będzie się dobierało jakieś zboczone lustro w lekarskim fartuchu?!
Szum, zgiełk, rozgwar, korowód pijanych istnień podrygujących we wspólnym tańcu, w którym nie tańczy się dla partnera, próbuje się stawiać kroki dla siebie, a wszystko i tak bierze w łeb, bo zamówiony taniec nie przynosi szczęścia, przekupiona orkiestra liczy każdy dźwięk i dopiero gdy ręce sięgają do pustych kieszeni, puste usta mówią byle słowa, a oczom przestaje zależeć na doborze partnerki, zdarza się niewyglądany cud. Pojawia się śmiech, naraz jest go tak wiele, bo cudem jest istnieć i się z tego śmiać.
Tak, jestem zmarłą. Umarłam dawno temu, a mimo to wracam w to miejsce, czekam na takich jak ty, na kogoś takiego, kto… może… Czekam, lecz to wasze ciała są zimne, ręce sztywne, usta bez żaru i oczy bez gróźb. To wam, żywym, brakuje życia.