cytaty z książek autora "Władysław Wilk"
Lepiej głodnym być, niż cieszyć się byle czym.
Lepiej samotnie żyć, niż tracić życie z byle kim.
Kiedyś, być może, wielka wojna zmiecie ludzi z powierzchni naszego globu, ale ziemia będzie się dalej kręcić w kosmicznej próżni, ze swymi górami i oceanami, z puszczami i pustyniami, z których zniknie tylko jedno – gatunek, który okazał się pomyłką ewolucji.
Lufa długa, wysmukła i zgrabna, jak noga Marleny Dietrich. Cudo, straszne cudo do zabijania.
Patrzyłem z bezsilną rozpaczą jak się te kanalie pchają do sejmu, do samorządów, do instytucji gdzie pachnie forsa, jak się wspierają nawzajem, bo od zarania dziejów łajdak nieomylnie ciąży do łajdaka. Nie upłynęło kilka lat odkąd za pieniądze przywiezione z Moskwy zakładali swoje partie, ich młodzieżowe przybudówki i plugawe gazety, a już potrafili zakłamać wszystko czego się dotknęli. Już się wyparli obłędnej ideologii, w imię której mordowali Polaków, już się okazało, że żaden, tak naprawdę, nie wierzył w komunizm, a nawet – że właściwie żadnego komunizmu nie było. „No jaki komunizm, czy taki Rakowski to bolszewik, przecież to awangarda postępu!”. Czego od nich oczekiwaliśmy? Czy mieli sporządnieć na starość, po całym życiu w kłamstwie? Trzeba było przewidzieć, że komuna powróci na scenę, tym razem już bez kagańca, i że cała rzesza frustratów poprze jej aspiracje do władzy. Tych panów po prostu nikt nie nauczył, że trzeba być porządnym człowiekiem. Nauczyli się, że warto być mądrym, wykształconym, znać języki, ale że porządnym – o tym nie słyszeli. Że dla mężczyzny najważniejszy jest honor, dla Polaka – Polska, dla chrześcijanina – Bóg. Na takie wymagania odpowiedzią są ironiczne uśmieszki partyjnych bonzów, słowotok spasionego prezydenta i jaśniejące debilną prostotą i uczciwością, która powala z nóg, oblicze premiera-biesiadnika. Ale czy ojciec, który przyjechał na sowieckim czołgu, chodził w mundurze politruka albo całe życie donosił na sąsiadów do SB – mógł zająknąć się o honorze? Czy ta cała hołota, nie śpiąca po nocach z zawiści o stołki i diety poselskie, może troskać się o pomyślność kraju i bać się Boga? Tacy ludzie po prostu nie wiedzą, że obok nich istnieje świat, do którego nie można wejść z czarną duszą ...
Odejdź zaraz od ludzi, którzy nie mają dla Ciebie szacunku.
Być może czeczeńska wojna dobiegła końca. Jeśli było tak w istocie, to bojownicy zwyciężyli. Teraz trzeba będzie utrzymać to, o co walczyli. Tymczasem zza pleców żołnierzy już wyglądała rzesza polityków, którzy czekali na owoce zwycięstwa. Wszystko było proste, dopóki sprawy rozstrzygał karabin. Kiedy jednak umilkną karabiny, przemówi demokracja. Cóż mogłem powiedzieć Murwanowi? Poczekaj, Murwan – za parę miesięcy, kiedy demokracja ujawni w Czeczenii wszystkie swoje zalety, zobaczysz u władzy ludzi z którymi dzisiaj nie usiadłbyś przy jednym stole? Zobaczysz łajdaków i kłamców z miedzianymi czołami, którzy przemawiają w twoim imieniu. Handlarzy sprzedających twoją ojczyznę po kawałku i budujących własne imperia. Adwokatów, gotowych za pieniądze bronić każdej zbrodni, pozbawionych czci i zasad, za to bezbłędnie szermujących paragrafami. Będą w twoim imieniu stanowić prawo. Zobaczysz dziennikarzy, pisarzy i artystów, którzy całe życie służyli kłamstwu. Będą w twoim imieniu tworzyć konstytucję. Polityków, którzy swoje dzieci wychowali na łobuzów i aferzystów i nie cieszą się nawet szacunkiem sąsiadów. Będą budować twoje państwo, dom dla ciebie. Biedny Murwan! Lepiej żebyś wcześniej zginął, niż miał zobaczyć owoce swojego zwycięstwa. Obaj przegraliśmy, Murwan. Teraz przyszedł czas ścierwojadów.
My, po pięćdziesięciu latach zaprzedanych Moskwie komunistycznych rządów, znowu mieliśmy u władzy tych samych komunistów, którzy teraz rozszarpywali Polskę na kawałki. Dopiero teraz, po pół wieku, przyszedł czas na konkretną materializację ich władzy. Dopiero teraz, gdy wyzwolili się z gorsetu ideologii, mogli już bez skrępowania rzucić się do grabieży narodowego majątku. Teraz nie chodziło im już tylko o władzę, jak w minionej epoce, kiedy na każdym kroku spluwali frazesami i walczyli o sprawiedliwość społeczną. Teraz mogli pokazać swoje prawdziwe oblicze i ujawnić skryte marzenia. „Jaka sprawiedliwość?! – śmiali się w twarz wszystkim, których brzydził udział w tym cynicznym złodziejstwie. – Banki, fabryki, prezesury, Polska Miedź, fundusze ubezpieczeniowe, pieniądze, pieniądze, pieniądze – wszystko nasze! Wszystko wchłoniemy, strawimy, cały kraj będzie pracował dla nas i naszych potomków. Oto, po co zdobywa się władzę i rzyga przez pół wieku Marksem! Dla nas forsa – dla was ta zasrana Polska i orzeł w koronie z naszego gówna!”.
Siłę woli można ćwiczyć w cierpieniu i wyrzeczeniach, w pracy i poświęceniu dla innych ludzi i dla ideałów, w doskonaleniu ciała i umysłu, w dążeniu do mistrzostwa, w poszukiwaniu prawd nadrzędnych – lecz ostateczny sprawdzian męskiej wartości daje dopiero pojedynek ze śmiercią. Śmiercią, która w istocie jest tylko własnym strachem przed nią.
Rosja poraża umysły śmiertelną chorobą. Bolszewicy realizowali tylko politykę założoną w genach poddanych imperium. Nie stworzyli żadnej nowej jakości. To Rosja, asyryjski potwór jak nazwała ją Achmatowa, narzuciła im odwieczny stereotyp myślenia i działania. Lenin i jego drużyna ulegli temu samemu procesowi co Tatarzy Kubiłaja, którzy przyjęli obyczaje podbitych Chińczyków, albo Rzymianie, ucywilizowani kulturą Grecji. Tylko że tutaj działa to w odwrotnym kierunku. Rosja wtłacza najświetniejsze umysły w koleinę nieodmiennie wiodącą do stóp szafotu. Kremlowski satrapa miał zawsze tylko jeden dylemat: trzeba pomyśleć ilu ludzi zostawić. Kat z toporem ociosuje pokolenia – oto ustrój państwowy Rosji. W istocie bizantyjskostepowa apoteoza łajdactwa i chamstwa. Odwieczna materializacja koszmaru Szygalewa opisanego w „Biesach”, które nie są bynajmniej przestrogą, lecz protokołem wiwisekcji. Od tysiąca lat rozbójnik Kreml gotuje w kotle gorący bulion z dziecięcych pępków. Lód chrzęści w oczach. Mózgi wylizuje ostry język – bicie zegara na Spasskiej wieży. Rosja myśli krwawymi kośćmi porzuconymi w sybirskiej koleinie, strzaskaną czaszką rozpaczliwie stara się wspomnieć swoje ludzkie oblicze. „Kim są te owadopodobne istoty, kipiące wzburzonym tłumem na ulicach naszych miast? Czyżby były także ludźmi, a nie szarymi, strasznymi wszami?” – pytała ze zgrozą Zinaida Gippius. W gnijącym ciele Rosji lęgnie się zaraza, którą szare wszy roznoszą po świecie. Tylko fosfor może ją wypalić.