Marta Kładź-Kocot – doktor nauk humanistycznych, autorka dwutomowej powieści fantasy „Noc kota, dzień sowy” oraz książki „Dwa bieguny mitopoetyki. Archetypowe narracje w twórczości J.R.R. Tolkiena i Stanisława Lema”. Pisuje również artykuły naukowe o fantastyce i mitach, opowiadania oraz teksty publicystyczne. Uzależniona od czytania, okularów przeciwsłonecznych, dobrej kawy, zadawania tekstom nietypowych pytań i wewnętrznego sarkastycznego komentatora rzeczywistości. Lubi zapomniane słowa i dziwaczne teorie.
„Daraena” Marty Kładź-Kocot to książka dla czytelników, którzy nie boją się intelektualnych wyzwań, gry znaczeń i naręcza nawiązań ubranych w nieoczywistą, angażującą historię podróży zbuntowanej księżniczki do wnętrza świata-drzewa. Mit i materia łączą się tu w spójną całość, serwując nam niezwykle bogatą w znaczenia, wielowymiarową opowieść. Gorąco zachęcam Was do przeczytania tej jedynej w swoim rodzaju magicznej pozycji.
Całą recenzję przeczytasz tu: https://glodnawyobraznia.blogspot.com/2023/08/recenzja-marta-kadz-kocot-daraena.html
Słabo.
Porównując ze sobą dwie części "Zamek Cieni" i "Glinianą pieczęć" zauważalna różnica polega na tym, że pierwszy tom dawał jakieś nadzieję na to, że koniec tej opowieści będzie zaskakujący, efektowny i piorunujący. Niestety tak nie jest.
Krótkie wstawki z trzema Prządkami są zupełnie nie potrzebne. Czarodzieje, którzy są też uczonymi badaczami nie domyślają się jak można pokonać klątwę, choć już w połowie pierwszej części jest klarowny sygnał jak to zrobić. Mega intryga polityczna jest zakończona w sposób śmieszny, a opisana jest chaotycznie.
Opisami Autorka wypełniła praktycznie 70 procent swojej powieści, które nie wnoszą merytorycznie niczego ciekawego, nowego, potrzebnego. Mało tego, Kładź-Kocot ucieka opisami w totalną ślepą uliczkę, nawiązując do przypadkowych bohaterów, którzy pojawią się stricte epizodycznie. Tak więc można poczytać o podróży Lety Therrus z Cantią von Essen, o tym kogo spotkały i jak im wędrówka mijała. Jak były światkiem morderstwa rodziny, która z osnową główną a nawet poboczną nie miała nic wspólnego.
Wplecenie postaci Księcia i związanego z nim bohatera Machiavello Niccoli to nic innego jak kolejna inspiracja postacią renesansowego polityka, dyplomaty i historyka Niccolo Machiavelli, który zasłynął swoim traktatem o sprawowaniu władzy pt. "Książę". Machiavelli doczekał się nawet nazwania jego imieniem terminu - makiawelizm. Wszystko fajnie, ale na miły Bóg Autorko, wymyśl coś do definiuje ciebie, bo czerpanie z masowej kultury w twoim przypadku jest przesadne.