Dźwięki wspomnień Katarzyna Meres 6,6
ocenił(a) na 69 lata temu ZAPRASZAM
http://po-uszy-w-ksiazkach.blogspot.com/
"Dźwięki wspomnień" chciałam przeczytać od daty ich wydania, gdyż jest to dzieło mojej blogowej znajomej. Byłam bardzo ciekawa, cóż mogła zamieścić w swojej własnej książce. Z tego miejsca chciałam jej serdecznie pogratulować, iż udało jej się coś tak wspaniałego. Bo jak inaczej możemy określić wydanie własnej lektury? Brawa za ambicję i wytrwałość w dążeniu do celu!
Mówi się, że każdy z nas pewnego dnia znajdzie osobę, która pokaże nam, czym jest prawdziwa miłość.
"Dźwięki wspomnień" możemy podzielić na dwie historie. Pierwsza z nich to pamiętnik dziewczyny lub raczej młodej kobiety, która jest śmiertelnie chora. Jedyne co jeszcze utrzymuje ją na tym świecie to dziecko oraz miłość, która nie do końca jest odwzajemniona.
Natomiast od 58 strony rozpoczyna się opowieść kolejnej zakochanej kobiety. Bohaterka wyznaje nam swoje najskrytsze myśli i uczucia, które płoną w niej od dnia, gdy zobaczyła uosobienie swojej miłości.
Życie jest krótkie, ale wystarczająco długie, aby ludzie zdążyli nas zranić. Każdy rani.
Zacznijmy od tego, że obie części są dość nierówne względem siebie. Chodzi mi tutaj o poziom. Pierwsza szczególnie przypadła mi do gustu, choć powinna być bardziej rozwinięta. Pragnęłam głębiej poznać bohaterkę oraz jej życie, i nie miałabym nic przeciwko, gdyby cała ta historia była rozciągnięta na jakieś 250 stron.
Mimo to, że głównym tematem obu historii jest miłość, to u dwóch bohaterek wygląda ona zupełnie inaczej. W intymnych zapiskach pamiętnika Emilia wyznaje nam swoje lęki, troski i nieszczęście, jakie niesie za sobą nieodwzajemniona miłość. Z kolei w drugiej historii poznajemy to uczucie z innej strony: ze strony cudownie zakochanej kobiety, która kocha i jest kochana nad życie.
Miłość rani, ale też umacnia. Droga idealnej miłości nigdy nie jest gładka, nie jest usłana różami. Potrzeba włożyć w nią mnóstwo pracy, aby przybrała piękny, nieskazitelny kształt.
Książka jest niezwykle prawdziwa i choć mówi Wam to szesnastolatka, uwierzcie, że mam rację. Po przeczytaniu tej krótkiej lektury mogę stwierdzić, że Katarzyna Meres zna najgłębsze uczucia, jakie siedzą w ludziach- i tych szczęśliwych, i tych, którzy marzą o skoczeniu z mostu prosto pod pędzący pociąg. Pisarka dokładnie wczuła się w role, które opisywała, dzięki czemu mamy możliwość poznawania różnych obliczy miłości i dogłębnego przeżywania ich wraz z postaciami.
Niestety nie zabrakło też spornej liczby wad. Najbardziej irytowały mnie powtórzenia, które były bardzo nagromadzone. Czasem zbyt prosty styl dawał się we znaki i niszczył estetykę dzieła. Ale najbardziej zabolało mnie to, iż powieść jest tak niemiłosiernie krótka.
Okazało się, że nasza miłość jest lepsza, niż sobie wyobrażałam - delikatna jak pajęcza sieć, szczera, cierpliwa, wybaczająca, a przede wszystkim ciągle ucząca się.
Pamiętajmy jednak, że jest to debiut Katarzyny Meres, więc miała prawo do licznych błędów. Jak na pierwszą książkę wypadło naprawdę nieźle. Spędziłam z bohaterkami bardzo miły, choć krótki, poranek i nie żałuję, że sięgnęłam po tę lekturę. Jeśli Kasi uda się wydać kolejne powieści, to z wielką chęcią po nie sięgnę, a "Dźwięki wspomnień" polecam szczególnie kobietom, które cechują się wielką wrażliwością!