Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 19 kwietnia 2024LubimyCzytać319
- ArtykułyPrzeczytaj fragment książki „Będzie dobrze” Aleksandry KernLubimyCzytać1
- Artykuły100 najbardziej wpływowych osób świata. Wśród nich pisarka i pisarz, a także jeden PolakKonrad Wrzesiński1
- ArtykułyPięknej miłości drugiego człowieka ma zaszczyt dostąpić niewielu – wywiad z autorką „Króla Pik”BarbaraDorosz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jim Gaffigan
1
7,0/10
Pisze książki: biografia, autobiografia, pamiętnik
Urodzony: 07.07.1966
Indiana native Jim Gaffigan arrived in New York City in 1990 at the age of 24. Officially, he had relocated to work in advertising, but his real fascination with New York had a lot more to do with pursuing his dream of making people laugh as an actor and stand-up comic, a dream he would eventually realize through hard work and ample talent. Hailing from a clan of conservative Midwestern bankers, young Gaffigan had virtually no contacts or connections in the entertainment industry. In a 2006 interview for The Onion's AV Club, Gaffigan told journalist and film critic Noel Murray he came from "a conservative family where you're driven by security, and wearing a tie to work is considered a success. My uncle was the first one to go to college and, at that point, we'd been in this country for 150 years. It took us five generations to get to the middle class, and I was like, "Hey, I think I'm gonna go into the entertainment world!" Everybody was like, "Are you nuts?"
Gaffigan proved his comic merit and steadily climbed the ladder to stand-up success, eventually landing an appearance on fellow Hoosier David Letterman's talk show "Late Show with David Letterman" (1993). The gap-toothed late night yukmeister was so impressed by Gaffigan's first appearance that he handpicked him to develop a sitcom for the Letterman-owned production company World Wide Pants. The fruit of this union, a sitcom entitled "Welcome to New York" (2000),was canceled shortly into its initial run despite critical acclaim. Fortunately, the melanin-challenged stand-up artiste's career was very far from over. He went on to guest-star on a veritable who's who list of hit shows including "That '70s Show" (1998),"Sex and the City" (1998),"Third Watch" (1999),"Ed" (2000) and "Law & Order" (1990). According to the aforementioned Noel Murray, the demise of "Welcome to New York" (2000) also had a cathartic effect on Gaffigan's stand-up routine. "His observational humor lost a lot of its initial peevishness, and it now relies on his hyper-awareness of his own mundanity, expressed in an 'inner voice' that comments on his act throughout the show," wrote Murray in early 2006, referring to Gaffigan's signature habit of reading his audience's mind in a gut-bustingly tremulous falsetto. Whatever the future holds for Mr. Gaffigan, all fans of good and original comedy are just happy that he is alive and well and making us pee our pants.
Gaffigan proved his comic merit and steadily climbed the ladder to stand-up success, eventually landing an appearance on fellow Hoosier David Letterman's talk show "Late Show with David Letterman" (1993). The gap-toothed late night yukmeister was so impressed by Gaffigan's first appearance that he handpicked him to develop a sitcom for the Letterman-owned production company World Wide Pants. The fruit of this union, a sitcom entitled "Welcome to New York" (2000),was canceled shortly into its initial run despite critical acclaim. Fortunately, the melanin-challenged stand-up artiste's career was very far from over. He went on to guest-star on a veritable who's who list of hit shows including "That '70s Show" (1998),"Sex and the City" (1998),"Third Watch" (1999),"Ed" (2000) and "Law & Order" (1990). According to the aforementioned Noel Murray, the demise of "Welcome to New York" (2000) also had a cathartic effect on Gaffigan's stand-up routine. "His observational humor lost a lot of its initial peevishness, and it now relies on his hyper-awareness of his own mundanity, expressed in an 'inner voice' that comments on his act throughout the show," wrote Murray in early 2006, referring to Gaffigan's signature habit of reading his audience's mind in a gut-bustingly tremulous falsetto. Whatever the future holds for Mr. Gaffigan, all fans of good and original comedy are just happy that he is alive and well and making us pee our pants.
7,0/10średnia ocena książek autora
4 przeczytało książki autora
5 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Dad is Fat Jim Gaffigan
7,0
Hej, Jim Gaffigan napisał książkę o swoich dzieciach! [???] A... nie wiecie kim jest Jim Gaffigan? No to jest koleś od Hot Pockets! [???] Eee... to może inaczej. Jim Gaffigan to znany amerykański stand-upowiec (znaczy komik),który słynie z monologów na temat jedzenia (w szczególności boczku) i lenistwa amerykanów. Jako dumny katolik, jak nikt inny potrafi się śmiać z własnej religii, nie nadeptując nikomu na odcisk. Kawały z Hot Pockets to jego popisowy numer. Czym jest Hot Pockets? To nic innego jak zamrożone ciasto francuskie(?) z wkładem warzywnym i serem. Taki fast food do 'odtworzenia' w domowej mikrofalówce. Rozumiem, że ani Hot Pockets ani tym bardziej osoba Gaffigana nie jest bliżej znana polskiemu miłośnikowi amerykańskiego stand-upu czy chociażby głodującym studentom, ale myślę że wielbiciele serialu "Różowe lata 70-te" mogą go pamiętać z kilku odcinków, gdzie wcielił się w postać Roya, nieśmiałego, życiowego fajtłapę, który zatrudnia Hyde'a do pracy w barze szybkiej obsługi właśnie. Gaffigana łatwo poznać po jego wielkiej bladej głowie i lekkiej nadwadze. Z resztą nieważne. Poszukajcie sobie na tubie jego występów. Szczerze polecam. Ubaw gwarantowany!
A teraz... skoro już wiemy nieco o autorze, to może coś o książce. "Dad is Fat" to zapis wspomnień i opis przygód jego rodziny. Jest Jim, Jeannie i ich piątka(!) rozrabiaków w wieku od 1 do 8 lat. Zatem książka o dzieciach i problemach jakie stważa nie tyle ojcostwo, a ojcostwo 5 (słownie piątki) dzieciaków. Wszystko polane ciepłym i rozbrajającym humorem Gaffigana. Może się to wydawać mdłe, ale za każdym razem jak autor pisze coś z głębi serca to zawsze kończy to trafną a zarazem absurdalną uwagą typu "Bardzo chciałem zabrać dzieci na narty. Chciałem, żeby dobrze się bawiły na śniegu i piły gorącą czekoladę w schronisku. Niestety zapomniałem o pierwszej zasadzie udanego wyjazdu na narty z dziećmi, a mianowicie: nie zabierać dzieci" :) Osobiście nie jestem ojcem, ale to przez co blady Jim musi przechodzić każdego dnia ze swoim domowym przedszkolem przyprawia mnie o ciarki i skutecznie odstrasza od zostania głową rodziny. Autor wspomina też i o tym, ale daje do zrozumienia że w momencie narodzin pierwszego dziecka, wszystko się zmienia. Zarówno nasze przyzwyczajenia jak i nasze nastawienie. Jim ciągle narzeka na brak snu, hałas w mieszkaniu, niezręczność przy wypadzie do restauracji, kina czy podczas pobytu w hotelu, ale nigdy nie żałuje tego, że ma dzieci, a to przecież one są sprawcą wszystkiego. Co ciekawe, jedyne czego żałuje to tego, że nie może z nimi spędzać więcej czasu. Jeżeli to nie jest najprawdziwsza, najwspanialsza ojcowska miłość to ja... do cholery nie wiem o czym gadam.
Mój jedyny problem z książką był taki, że jakieś 1/4 żartów już słyszałem w jego występach lub w wywiadach telewizyjnych. To ciągle dobre żarty, ale jednak już mnie tak nie bawiły jak w momencie kiedy sam je wypowiada. No i czytając przez ponad 200 stron o tym jak ciężko jest zapanować nad grupą rozbrykanych urwisów miałem wrażenie jakby Jim robił to na pokaz. Z opisów wynika, że dzieciaki są jak tornado, jak rozwinięcie skrótu ADHD, niczym gwiazdy rocka w pokoju hotelowym. Czy tak jest naprawdę czy Jim specjalnie wyolbrzymia dla komicznego efektu? Tego, jako osoba bezdzietna, nie wyczułem niestety. Ale to i tak nie zmienia faktu, że "Dad is Fat" to przezabawna literatura, niczym kolejny stand-up, jednego z najoryginalniejszych komików made in USA. Książka oprócz tego, że znakomicie relaksuje i dostarcza masę genialnych żartów, daje też sporo do myślenia. To nie są poważne teksty, ale bardzo życiowe. A gdzie szukać doskonałej komedii, jak nie u siebie w domu właśnie.
Dad is Fat Jim Gaffigan
7,0
"Po trzecim dziecku przestają ci gratulować" - usłyszałam słowa nieznanego mi wcześniej twórcy popularnego w krajach anglojęzycznych stand-up'u.
Właśnie urodziłam wtedy czwarte dziecko i bardzo mnie rozśmieszył ten gorzkawy żart. Przez dalszą część występu śmialiśmy się z mężem do łez z dosadności i celności kolejnych dowcipów.
Być może Jim Gaffigan wstrzelił się w odpowiedni moment mojego życia. Dość powiedzieć, że zapałałam do niego natychmiastową sympatią i gdy zobaczyłam jego książkę 'Dad is fat' zabrałam się za nią ze smakiem.
I nie zawiodłam się.
Myślę, że niezwykle trudno jest być dobrym kabareciarzem, ale jeszcze trudniej jest napisać książkę złożoną z opowiadanych na scenie dowcipów (bez pomocy bezcennych narzędzi, jakimi są odpowiednia mimika czy ton głosu). Gaffiganowi się to udało (choć twierdzi, że to jego żona jest odpowiedzialna za to, że książkę w ogóle da się czytać :)))
Jego strumień swobodnych myśli na temat rodzicielstwa (skrzętnie posegregowany w rozdziały dotyczące różnych trudnych kwestii jak np. przyjęcia urodzinowe czy zabieranie dzieci do restauracji) to prześmiewczy zapis własnych porażek i potknięć na niwie wychowywania dzieci.
Gaffigan robi z siebie totalnego fajtłapę, który właściwie nie wie, jak to się stało, że został ojcem piątki dzieci i wylądował w dwupokojowym apartamencie bez windy na nowojorskim Manhattanie. Winę zwala na żonę, która podobno zachodzi w ciążę od samego patrzenia na dzieci.
Jeśli - w codziennym trudzie logistycznego ogarniania takiej gromadki małych dzieci - coś może pójść nie tak, to na pewno pójdzie. Rodzicielstwo, to wg Gaffigana jedno wielkie pasmo porażek, błędów i wypaczeń. To cholernie kosztowne, uciążliwe, pełne smrodu i brudu zajęcie.
Nie dajcie się jednak zwieść! "Dad is fat" to nie zapiski rozgoryczonego ojca, ale pełne ciepła żarty faceta, który kocha swoje dzieci. W końcu jeśli nawet ktoś narzeka na to, że musi zabierać dzieci do muzeów ("Właściwie to dlaczego moje dzieci mają rujnować moje mieszkanie, skoro mogą demolować to miejsce, które ktoś szumnie nazwał 'muzeum'?") czy organizować im pikniki ("jedzenie w niewygodnej pozycji, siedząc na ziemi i odganiając namolne muchy") to znaczy, że jednak przynajmniej podejmuje jakiś wysiłek.
Jim Gaffigan śmieje się z siebie, ale też przychodzi do nas z krzywym zwierciadłem. Przesadą byłoby stwierdzenie, że jest to książka pełna głębokich refleksji, ale na pewno pozwala nabrać dystansu do samego siebie, szczególnie w dzisiejszym świecie, który (za pomocą wszystkich możliwych mediów) wywiera potężną presję na rodziców, by stali się perfekcyjni. By oprócz dostarczania (li i jedynie) zdrowej żywności, kreatywnych zabawek i designerskich ubrań zapewniali dzieciom milion zajęć pozalekcyjnych i stymulowali wszystkie zmysły na potęgę.
A tymczasem są w życiu rzeczy ważniejsze, które trzeba nauczyć się doceniać. Jak na przykład "wysublimowany stan bycia sam na sam ze sobą" - który nie przytrafia się rodzicom często :)
O gustach się nie dyskutuje. Tak samo - podejrzewam - o poczuciu humoru.
Nie chciałabym tej książki przereklamować. Nieobiektywnie powiem tylko, że śmiałam się w głos przy każdej obracanej kartce. Widocznie mamy z Jimem podobne poczucie humoru (i doświadczenia :))
I chyba nie jestem w tym odosobniona, sądząc po tym, jakie tłumy walą na występy tego jednego z najpopularniejszych amerykańskich stand-up'owców.
Jedyną wadą są (nie takie znowu częste) odniesienia do amerykańskiej popkultury, zupełnie niezrozumiałe dla kogoś, kto nie ma z nią styczności na co dzień.
Jednak cała reszta, a w szczególności rozdział o przyjęciach urodzinowych*, który jest dla mnie mistrzostwem świata (pod względem wypunktowania absurdów),rekompensuje tę niedoskonałość z nawiązką.
Polecam gorąco!
* (w amatorskim tłumaczeniu - uff, życzę powodzenia tłumaczowi, jeśli ktoś zdecyduje się wydać tę książkę po polsku; niełatwo oddać specyficzny klimat 'gaffiganowskich' żartów)
Wszystkie te zachłanne firmy widzą, że chcesz to zrobić i widzą w tym wspaniałą okazję by pożerować trochę na twoim pragnieniu przywołania wspomnień z przyjęć urodzinowych twojego dzieciństwa i wyprawieniu dziecku podobnego przyjęcia urodzinowego, przepłacając za to słono. Wkrótce się przekonasz, że każda sieć restauracji, muzeum dla dzieci, lodowisko, kręgielnia, sklep z zabawkami czy centrum rekreacyjne oferują 'Pakiet Urodzinowy', by za drobną opłatą stu miliardów dolarów oszczędzić ci trudu zapraszania tabunu małych dzieci do swojego domu. To niewygórowana cena za tanie, plastikowe, wykonane z toksycznych materiałów 'Made in China' nikomu niepotrzebne prezenty, które rodzice zaproszonych dzieci kupią w drodze na przyjęcie, a które ty następnie zutylizujesz, obdarowując nimi kolejne dzieci urządzające urodziny.
[...] Wygląda na to, że każde dziecko z klasy waszych pociech ma urodziny przynajmniej raz do roku. Dacie wiarę? Przyjęcia urodzinowe zalewają cię z każdej strony, rozprzestrzeniając się jak plaga termitów pożerających twoje soboty. Są organizowane o mało przyjaznych godzinach, w bardzo dziwnych miejscach. Moja córka Marre została raz zaproszona na party o dziewiątej. Tak, o dziewiątej rano w sobotę! Na początku myślałem, ze to żart [...] i byłem gotowy powiedzieć jej, że sobotnie przyjęcia są niezgodne z naszą religią.