Zabójcze aplikacje. Jak smartfony zmieniły nasz świat Michał R. Wiśniewski 5,2
ocenił(a) na 52 lata temu W moich czasach w szkole średniej (zaraz po wymarciu dinozaurów😉),zarówno na niemieckim, jak i angielskim, każdy rocznik do znudzenia musiał przerobić zadania z cyklu „for and against essay”. Było o karze śmierci, o życiu w mieście lub na wsi, o oglądaniu TV lub o noszeniu mundurków szkolnych – co roku to samo, więc często starsze roczniki sprzedawały swoje rozprawki młodszym. Piszę o tym, bo dokładnie tak samo poczułam się w trakcie czytania książki, o której kilka słów skrobnę poniżej. Z taką jednak różnicą, że temat jakoby bardziej aktualny, bo dotyczący smartfonów i aplikacji. Trzeba przyznać, że tych ostatnich jest aktualnie więcej niż szarych komórek u większości z nas, ich użytkowników. Brutalne? Nie sądzę. Po prostu prawdziwe.
Otóż nie można żyć w rajskiej dziedzinie ułudy, wypierając fakt, że smartfony i aplikacje rządzą światem. Zdetronizowały koty i nie zanosi się na zmianę władzy. Widząc zatem, że jedno z moich ulubionych wydawnictw (Czarne),wypuściło książkę o tytule, który nie pozwolił mi przejść obok niej obojętnie – „Zabójcze aplikacje. Jak smartfony zmieniły świat” Michała R. Wiśniewskiego – rzuciłam się na nią z nadzieją, że dowiem się czegoś więcej o naszej „nowej starej władzy”. Już pierwsze rozdziały rozwiały moje nadzieje na sukces. Puls się uspokoił i powiało nudą ze wschodu. Czy może nas bowiem zaskoczyć fakt, że obecnie panuje kultura gapienia się w telefon, a jego status urządzenia do szybkiej komunikacji uległ przekwalifikowaniu na osobistego asystenta lub pełnoprawny komputer osobisty? Czy szokuje was to, że jak zapomnicie zabrać go ze sobą z domu, to doświadczacie tego paskudnego doznania jakoby rękę wam odcięto? A może chcecie polemizować z faktem, że jesteśmy uzależnieni od wszelkich powiadomień i irytuje nas, jak ktoś nie odpowiada nam w kilka sekund? A już na pewno będziecie zszokowani tym, że Instagram kłamie, wszelkie gry żerują na naszych słabościach, a Google (i nie tylko on) wie o nas więcej, niż my sami o sobie?
Smartfon – elektroniczna smycz, wydłuża się i zwija na żądanie, ale nigdy nie pęka. Podobnie jak świat aplikacji – mamy ich zainstalowanych więcej lub mniej, ale są i prawdę mówiąc, nie do końca wyobrażam już sobie, jak bez niektórych z nich mogłabym sprawnie funkcjonować. Świat przeniósł się do sieci. To małe urządzenie, które mieści się w kieszeni, stał się centrum dowodzenia, encyklopedią, swatką, terapeutą, dostawcą rozrywki i strażnikiem wspomnień. Nie patrzymy w chmury, a w chmurze przechowujemy nasz świat. I teraz powinni pojawić się moi nauczyciele języków z liceum z zadaniem napisania eseju „za i przeciw” dotyczącego użytkowania smartfonów i instalowanych na nich aplikacji. Tylko tym razem nie bawiłabym się w rozbudowaną argumentację. Skwitowałabym całą aferę jednym zdaniem – jak we wszystkim w życiu, i w tym potrzebny jest umiar. Bo ze smartfonów to trzeba umieć korzystać, tak z rozsądkiem. Podobnie jak ze wspomnianych aplikacji, bo taki TikTok z zasady zły nie jest. Nie raz przekonałam się, że można znaleźć na nim wartościowe treści. Trzeba tylko chcieć dostrzec zarówno korzyści, jak i zagrożenia, i nie odcinać się od wszystkiego, a nauczyć się z tym żyć. Pięknie podsumowuje to fragment z tej książki „Z tego, co widzę na TikToku i w innych miejscach w sieci, Gen Z jest w porządku. Są ogarnięci, radzą sobie mimo przeciwności losu. Potrafią rozmawiać o swoich problemach i słuchać o problemach innych. Nie wstydzą się iść na terapię (o ile mają taką możliwość). Nie mają łatwo, ale się nie poddają. Widać różnicę między nimi a trzydziestoletnim trollami z Wykopu”.
Komu polecam książkę? Osobom, które z wirtualnym światem mają mało do czynienia, a na wieść o tym, że o tym, co zobaczą na FB decyduje on sam, a nie oni, zaczynają się oburzać. To zdecydowanie rozjaśni wam temat w sposób obrazowy i zrozumiały. Komu jeszcze? Tym, którzy hejtują TikToka, w sumie to im najbardziej, bo rozdział o tej aplikacji, święcącej tryumfy wśród młodzieży, powinien otworzyć im oczy na to, co dobrego może ona przynieść.
Komu nie polecam? Świadomym użytkownikom, czyli tym, którzy nie będą się kłócić ze stwierdzeniem, że jesteśmy w sieci inwigilowani.
Ciekawostki:
- Masochistyczne śledzenie ponurych wiadomości ma swoja nazwę – doomscrolling.
- Gadu-Gadu automatycznie przydzielało numery kont użytkownikom, z wyjątkami takimi jak Lech Wałęsa, który w 2006 roku otrzymał specjalny numer 1980, który wybrał sobie sam.