Nie zbiera się jabłek z tego sadu. Podróż do grobów, duchów i ukrytych skarbów Podlasia Wojciech Koronkiewicz 6,4
ocenił(a) na 725 tyg. temu Książka zakupiona w formie e-booka jako jedna z dwóch bezpośrednio w wydawnictwie “Paśny Buriat” (logo jeszcze lepsze niż nazwa!) dla realizacji czytelniczego wyzwania wrześniowego i przeczytania lektury z wsią w tle. Raczej zakupiona pod pretekstem tego wyzwania, bo jakoś te wyzwania traktuję po swojemu i nie waham się naciągać lektur spośród tych już posiadanych na półkach (fizycznej, elektronicznej czy audio) czy inaczej mnie interesujących. A że już wkrótce będę zwiedzał Podlasie po raz kolejny, tym razem na trasie długiego biegu terenowego...
Ciąg krótkich impresyjnych opowieści o tym, czym jest i jak działa pamięć w małych miejscowościach. Mini-opowieści poprzedzielane licznymi fotogramami od razu rwą narrację, jeśli nas już próbowała wciągnąć w jakieś lokalne wiry. A jednak mamy świadomość, że to wciąż o jednym i tym samym jest opowieść.
Autor jeździ rowerem po małych miasteczkach, wioskach i leśnych głuszach, badając historie każdej przydrożnej kapliczki, pamiątkowego kamienia, kurhanu. Robi to całkiem niemetodycznie i nowocześnie, jeżdżąc rowerem, czy odpuszczając już na miejscu, gdy dostępu broni pies. Rozmawia też z ludźmi i to im przygląda się z uwagą, ważne są dla opowieści te krótkie relacje-spotkania. Dziś w tych wioskach żyją jeszcze resztki tych, którzy wiedzą, kto leży w mogile, gdzie w lesie kamień, kto bił okutą pałką czy podpalał stodołę pełną ludzi; wiedzą to już raczej z opowieści bezpośrednich świadków - swoich rodziców i dziadków. Te własne terenowe badania, ale i wiedza humanistyczna pozwalają autorowi odczarowywać przekłamania zapisane nawet na pamiątkowych leśnych tablicach czy kamieniach (o patoczarnkowej narracji szkolnych podręczników nawet nie wspominając).
I gdy już wydaje nam się, że będzie to głównie lokalna opowieść silnie zabarwiona opisem żydowskich pogromów w małych miasteczkach i wsiach Podlasia (Jedwabne, Wąsosz, Radziłów),autor zahacza i o temat współczesny - “idących przez las” z Białorusi, a nas zalewa fala złości i wstydu. Mundur, to dziś zdecydowanie nie brzmi dumnie! Nie ma wątpliwości, po której stronie opowiada się autor, a ja sam dziwię się, że tropiciele nieprawomyślności i antypatriotyzmu w “Zielonej granicy” Agnieszki Holland (co znamienne - jeszcze przed premierą filmu, a więc i jego obejrzeniem) nie zabrali się i za Koronkiewicza Wojciecha; chyba jednak chłop ma za małe zasięgi (słyszał tu kto o tej książeczce?). Ale i tak trzeba przyznać, że odwagi autorowi nie brak w docieraniu do prawdy, ale i - przede wszystkim - w pisaniu o niej.
Niewiele chyba spodziewałem się po tej książce wnosząc z okładki, a jakoś mną zawładnęła. Jedno porządne czytelnicze popołudnie (gdyby tak mieć czas),a książka włazi pod skórę jak te lokalne diabliki z wierzbowej dziupli: albo się ją czyta, albo myśli o jej czytaniu. Jak dla mnie czytelnicze zaskoczenie. Chcę dalej czytać książki z Paśnego Buriata!
Moja babcia miała na imię Zinajda, też była prawosławna.