Najprościej całą historię zaprezentowaną w Avengers: Bez drogi do domu (album wydany na naszym rynku zbiera materiały z dziesięciu pierwotnie wydanych zeszytów) określić mianem łatwej i przyjemnej w odbiorze. Każdy, kto zdecyduje się sięgnąć po tytuł, otrzyma dość typową dawkę superbohaterskiej rozrywki. Kolejne rozdziały to kosmiczna przejażdżka pełna zwrotów akcji i widowiskowych scen. Scenarzyści nie silili się tutaj na zbytnią innowacyjność, decydując się wykorzystać sprawdzone schematy, stanowiące o sile wielu innych tytułów ze stajni Marvela. Są tutaj więc ciekawi bohaterowie, z całą masą osobistych problemów (uzewnętrzniających się w sytuacjach kryzysowych). Dobrze nakreślone sceny podkreślające różnorakie emocje i podsycające dynamikę historii. Odrobina charakterystycznego dla marki patetyzmu wymieszanego ze szczyptą humoru. Przede wszystkim album oferuje jednak masę widowiskowej akcji, która stanowi jego główną siłę.
Jeśli chodzi o wspomnianych bohaterów, to ciekawym rozwiązaniem jest sięgnięcie po część herosów, którzy w danym momencie niekoniecznie znajdują się w mainstreamie (nie są to jednak postacie całkowicie anonimowe). Dzięki temu fabuła staje się ciekawsza, odrobinę wyróżnia się na tle konkurencji i jednocześnie daje szansę zabłyśnięcia tym postaciom. Na plus należy również zaliczyć bardzo zgrabne i nawet sensowne (co nie jest standardem) połączenie dwóch pozornie różnych światów. Conan Barbarzyńca i superbohaterowie być może brzmi dość kuriozalnie, ale o dziwo zapewnia naprawdę przyjemną porcję rozrywki.
Poprawny scenariusz akcji, nie mógłby prezentować pełni swoich zalet, gdyby nie świetna oprawa rysunkowa. Jest kolorowo, wyraziście a co najważniejsze bardzo dynamicznie (z odpowiednią dawką brutalności, jeśli wymaga tego scena). Poszczególnym artystom udaje się utrzymać dość spójny styl, dzięki czemu całość ogląda się z niekłamaną przyjemnością. Na pewne wyróżnienie zasługuje tutaj Marcio Menyz ze względu na jego wizję Cymeryjczyka.
https://popkulturowykociolek.pl/recenzja-komiksu-avengers-bez-drogi-do-domu/
Dobra, zero polotu - świat ogarnia mrok, kolejny antagonista "Pan/i mroku". Całość trzymają jedynie bohaterowie: faktycznie zasługują na nazewnictwo linii wydawniczej "Fresh". Ciekawa odskocznia, dla mnie większość "świeżaków", więc z zainteresowaniem wgłębiałem się w historię. Fabularnie strasznie przesilone: mitologiczne bóstwa niczym się nie wyróżniały, a lokacje grupy Avengersów bez finezji, wszystko zrobione dla odhaczenia kolejnych punktów. To co zrobili w final countdown historii to... nawet ciężko to nazwać. Podejrzewam jedynie, że padły słowa "dobra, trochę sporo stron się zrobiło, trzeba jakoś zakończyć tę historię" no i się zakończyło. Żeby było bez spoilerów, a może i zachęcę czytelników do tej wspaniałej lektury, skwituję to tylko jednym sformułowaniem: X D.