Przeciw fizykom; Przeciw etykom Sekstus Empiryk 6,0
Liczyłem na coś ambitniejszego. To ma być ten „wielki” i „groźny” sceptycyzm?
Żonglerka słowami w oderwaniu od ich sensów i znaczeń. Ćwierć inteligenckie bzdury na poziomie Zenona z Eleii (uśmiechnąłem się sam do siebie, kiedy dopiero we wstępie do drugiej części tłumacz „to po mnie powtórzył”)*. Sofistyka w pełnej krasie. Wystarczy losowy przykład, by oddać jakość tego mędrolenia:
„Jeśli bowiem wykaże się, że dzień i noc nie istnieją, to wynika, że i wyobrażenie o postaci dnia {nie jest czasem albo, że}
jest czymś nieistniejącym. Dzień bowiem rozumiany w sposób ścisły jako złożony z dwunastu godzin, mianowicie od wschodu do zachodu, wydaje się nam w wyniku badania czymś, co nie istnieje. Kiedy bowiem istnieje pierwsza godzina, jeszcze nie istnieje jedenaście [pozostałych]; a skoro nie istnieje większość godzin, to nie istnieje również dzień. Znowu: kiedy istnieje druga godzina, to pierwsza już nie istnieje, a pozostałe dziesięć jeszcze nie istnieje, i dlatego, gdy większość godzin nie istnieje, to i w ten sposób nie będzie dnia. I ilekroć istnieje jedna godzina, skoro dzień nie jest [tylko] jedną godziną, to dzień nie może istnieć”.
Poważne pochylanie się nad takimi bzdetami pokazuje stan umysłowy współczesnych akademików - nazbyt często trafiają się tacy, dla których to są poważne "problemy" „filozoficzne”. Podejrzewam, że to głównie tacy „filozofowie” (w cudzysłowie, bo Sekstus na początku sam siebie wyłączył spod klasycznej [właściwej] definicji filozofa Pitagorasa, Sokratesa, Platona i innych)** sprawiają, że przeciętnemu człowiekowi filozofia wydaje się być bezsensowna i niepotrzebna.
(Parafrazuję:) Miejsce nie istnieje, bo w jakim miejscu znajduje się miejsce? Czas nie istnieje, bo w jakim czasie płynie czas? Jeśli koło przekroimy na pół, to do której części będzie należał środek koła? Jedni uważają coś za dobro, inni to samo za zło, a jeszcze inni tą samą rzecz za ani dobrą ani złą… więc dobro i zło nie istnieje.
Rozmyślania na poziomie podstawówki. Momentalnie przypomina mi się platoński Sokrates: „Bo sądzę, żeś zauważył, jak to chłopaki, kiedy po raz pierwszy zakosztują myśli niezależnych, zaczynają się nimi bawić, zawsze tylko na to, żeby się sprzeciwiać, i naśladując tych, którzy ich zbijają, sami zaczynają zbijać innych i cieszą się jak szczeniaki tym, że oto mogą zaczepiać i szarpać myślą swoje najbliższe otoczenie”. („Państwo”)
Biadoli coś o głupocie „dogmatyków”, ale ci przynajmniej starają się być spójni. Sekstus jest relatywistą w negatywnym tego słowa znaczeniu:
„Być może bowiem sceptyk okaże się być w lepszej sytuacji od tych, którzy filozofują inaczej, skoro, zgodnie ze zwyczajami ojczystymi i prawami, twierdzi, że bogowie istnieją, i skoro czyni wszystko to, co związane jest z ich kultem i czcią, podczas gdy w sferze dociekań filozoficznych nie działa zbyt pośpiesznie”. W sensie: publicznie robi i gada o bogach to co inni, ale prywatnie ("filozoficznie") przyjmuje, że ani istnieją, ani nie istnieją, aby uwolnić się od ewentualnych niedogodności moralnych. Jak widać, szkoła sceptycka jest zwyczajnym konformizmem i tchórzostwem, na wielu płaszczyznach***.
Kolejny raz okazuje się, jak niewiele wspólnego ze sobą mają potoczne terminy z tymi filozoficznymi. Nie mylcie sceptyczności ze sceptycyzmem. Do tego drugiego nic nie mam – zwłaszcza szacunku.
Jedyna rzecz godna przeczytania w tej książce wydania Derewieckiego jest słowniczek greckich pojęć na końcu, który pojawia się w filozoficznych publikacjach zdecydowanie za rzadko.
* „Od strony polemicznej tekst powiela schematy obecne w innych księgach, jednak, jak już wspomnieliśmy, w ograniczonym zakresie. Sekstus korzysta z metody Zenona z Elei, przejętej przez Arkezilaosa, która polega na sprowadzaniu poglądów przeciwników do absurdu przy wykorzystaniu elementów zaczerpniętych z ich myśli i przeciwstawieniu ich sobie. Metoda ta, przejęta później przez Karneadesa, staje się podstawowym schematem wszelkich sceptycznych argumentacji”. Zbigniew Nerczuk
[!!!]
** Sekstus dobrze zna właściwą definicję filozofii, ale sam się z niej wyklucza:
„Tym, którzy filozofują na sposób dogmatyczny, nauka o bogach wydaje się czymś całkowicie niezbędnym. Dlatego twierdzą oni, że filozofia jest „praktykowaniem mądrości”, a „mądrość – wiedzą o sprawach boskich i ludzkich”.
Przez całą książkę Sekstus pejoratywnie określa wszystkich niesceptyków „dogmatykami”, rozumiejąc ów termin jako synonim głupoty. Nie dziwi dlaczego nie zauważa własnych dogmatów, wszak głupi nie zdaje sobie sprawy ze swojej głupoty.
*** „Powiadamy, że celem sceptyka jest niezakłócony spokój wobec przypuszczeń, a wobec rzeczy mu narzuconych umiarkowane ich doznawanie”. Sekstus Empiryk „Zarysy pyrrońskie”
Zgrabne ubranie w słówka histerycznej potrzeby uspokojenia sumienia.