Polski podróżnik, kajakarz i odkrywca. Jako pierwszy opłynął kajakiem Morze Bałtyckie i Bajkał. Również jako pierwszy opłynął całe polskie wybrzeże z Polic przez Cieśninę Pilawską do Elbląga. Dwukrotny Akademicki Mistrz Polski w Kajakarstwie Górskim. "Na liczniku kajakowym" ma 64 000 km, w tym kilkanaście tysięcy km po morzach. Ukończył Politechnikę Poznańską. Turystykę kajakową uprawiał od 1980 roku. W 1999 roku został laureatem międzynarodowej nagrody "Conrady" w kategorii "indywidualności żeglarskie" za rejs kajakiem dookoła Bałtyku.
W roku 2010 otrzymał prestiżową nagrodę za największe osiągnięcia podróżnicze przyznawane przez internautów – Złote Stopy 2009/2010 w kategorii generalnej i w kategorii Woda.
Aleksander Doba pracował w Zakładach Chemicznych Police. Miał żonę Gabrielę i dwóch synów: Bartłomieja i Czesława; Bartłomiej z żoną Kasią uczynili Go dziadkiem, czego skutkiem była wnuczka Ola.
Pan Aleksander lubi opowiadać i da się to wyczuć również w tej książce (dokument "Happy Olo" też ma podobną narrację). Poznamy tu postać bezkompromisową, niezmiennie dążąca do wyznaczonego sobie celu. Myślę, że tytuł książki świetnie oddaje nie tylko zmagania się Pana Doby z żywiołami ale też jego charakter. Książka jest ubogacona mnóstwem zdjęć. Czego mi zabrakło w książce? - wypowiedzi rodziny i przyjaciół pana Doby ale w końcu to autobiografia nie biografia. Swoimi osiągnięciami i postawą Autor udowadnia, że warto marzyć i dążyć do realizacji tych marzeń nie patrząc na ograniczenia.
Po przeczytaniu książki rozumiem dlaczego stała się ona bestsellerem.
Chwytając za pozycję najbardziej oczekiwałem historii zmagania się człowieka z własnymi słabościami. Pragnąłem przeczytać książkę walki z własnym jestestwem i własnymi ograniczeniami. Po kilkunastu kartkach moje pragnienia zostały rozwiane. Lecz nadal żywiłem wielką nadzieję, że będzie to książka przygodowa w której uraczę w pięknych lub i ciekawych słowach historii zdobywania oceanu na maleńkiej łupinie. W okolicach połowy książki i ona została spopielona.
Przeczytałem tą książkę do końca, bo jest to bardzo ciekawy dziennik z podróży. Podróży niezwykłej człowieka z tytanu. Super kolosa. Podziwiam wyczyn Pana Aleksandra, bo jest niezwykły ale moje oczekiwania na temat walki ze słabościami zamknięte zostało na kilku stronach a najciekawsza przygoda pojawiła się na kilku ostatnich kartkach książki. Nie tego oczekiwałem.
Bezapelacyjnie wyczyn był niesamowity i podziwiam za determinację oraz odwagę autora ale książka mam wrażenie nie oddaje tego co się tam działo na oceanie. Właśnie przepłynięcie oceanu kajakiem było powodem tak dobrej sprzedaży książki.
PS: w ostatnich słowach książki autor napisał, że nie powinienem krytykować tej książki jeśli nie potrafię napisać lepszej i to spowodowało, że powstała ta opinia