Budząc diabły Piotr Sawicki 5,3
ocenił(a) na 62 lata temu To tak... książkę dodałem do listy 'do przeczytania' w momencie kiedy portal lc.pl ogłosił nominacje do swojego plebiscytu.
Opis wydał mi się na tyle ciekawy - plus nominacja, która świadczyć powinna o przynajmniej niezłym poziomie - że uznałem, że ją przerobię.
Co się stało później, wszyscy dobrze wiemy... Wojna na Ukrainie i prorosyjskie komentarze autora, którego od razu, słusznie zresztą, spotkał ostracyzm społeczny. I właściwie trzeba powiedzieć, że tymi wypowiedziami zakończył swoją karierę pisarską... No bo kto będzie chciał wydawać powieści takiego gościa. Chyba, że załatwi sobie jakiś pseudonim. Ewentualnie rynek rosyjski powinien stanąć przed nim otworem.
Mimo to, postanowiłem przeczytać ostatnią, na polskim rynku wydawniczym, książkę Piotra Sawickiego i ocenić ją obiektywnym okiem, nie zważając na osobiste poglądy i upodobania. Zresztą tak jak robię to zawszę, bo gdybym miał brać pod uwagę poglądy poszczególnych autorów, to większość przeczytanych książek kończyłaby z oceną 1/1O.
Złośliwi powiedzieliby, że wydarzenia z powieści idealnie odwzorowują stan psychiczny autora. Książka, nawet jak na horror, makabryczna, perwersyjna, wyuzdana, obleśna. Mamy tutaj rozrąbywanie dziecięcych głów, księdza, zachęcającego nieletnią do opowiadania podczas spowiedzi o tym jak się masturbuje. Mamy typa, który poluje na niepełnosprawne kobiety, bądź seniorki i gwałci je w krzakach. Ten bohater także zgwałcił w altanie śmietnikowej bezdomną, która okazała się jego matką. Cała plejada dewiacji. Od wyboru do koloru. Pod tym względem nudy nie ma...
Niektórych takie momenty będą brzydzić innych obrażać. Kogoś może podniecą. Mnie nie ruszały w ogóle. Bo to fikcja literacka. Ktoś to sobie po prostu wymyślił żeby szokować. I dopóki te szokujące elementy nie stanowią głównego punktu programu w historii. Dopóki to są rzeczy tylko dodane, bo wymaga tego jakaś tam konwencja gatunkowa. Dopóki opowieść po prostu sama w sobie jest dobra, wciągająca - to jest ok. Nie mam z tym żadnego problemu. Problem jest wtedy, kiedy te pato-elementy występują po to aby ratować niezdarną fabułę. I wydaje mi się, że właśnie z tym mamy tu do czynienia.
Książka jest głupkowata. Jedynym elementem ją ratującym są wątki starosłowiańskich wierzeń. To była rzecz, która mnie trzymała w postanowieniu żeby kontynuować lekturę. Podobnie jak miejsce rozgrywania akcji - północno-wschodnie Niemcy - które troszkę znam. Także relacje między Polakami i ich egzystencja na obczyźnie były ciekawym wątkiem.
Jednym słowem fundamenty pod świetny horror były, ale gdzieś to wszystko się rozbija na etapie planowania w jaki sposób to wszystko dalej pociągnąć.
---
EDIT: Po kilki tygodniach od zakończenia lektury, wróciłem tutaj żeby podbić ocenę o oczko wyżej. Spowodowane jest to tym, że łapię się na powrotach myślami do fabuły książki. I są to myśli raczej pozytywne.