Najnowsze artykuły
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński3
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać4
- Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Robert Muchembled
2
6,8/10
Pisze książki: literatura piękna, popularnonaukowa
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,8/10średnia ocena książek autora
26 przeczytało książki autora
117 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Dzieje diabła od XII do XX wieku Robert Muchembled
6,6
„Dzieje diabła” podobały mi się. Muchembled przeprowadza wnikliwą analizę społeczno-kulturową konceptu diabła, włączając w to religię i filozofię. Analiza ta bywa na tyle pogłębiona że często, zamiast dotyczyć tylko samego diabła, dotyczy ona problemu postrzegania i konceptualizacji zła w społeczeństwie w ogóle. Miałem więc od czasu do czasu wrażenie że problem diabła – konkretnej postaci, jego opisywanie, schodziły na dalszy plan. Z drugiej strony po przemyśleniu tego problemu doszedłem do wniosku, że ten diabeł wciąż jest obecny w analizach Muchembleda – jako ktoś sterujący myśleniem Zachodu, ktoś przeciw któremu Zachód stara się przeciwdziałać, wobec kogo stara się on wzbudzić strach. Diabeł też powraca w bardziej konkretnej postaci później w książce. To nie jest też tak że jego konkretna postać jest nieobecna wcześniej, tylko po prostu jego opisy niekiedy bywają krótsze, bardziej szkicowe, by bardziej skupić się na społeczeństwie. (może po prostu nie było aż tyle dostępnego materiału) Poza tym diabeł u Muchembleda „zmienia postać” – czasami jest on czarownicą, postacią z horroru, mitologii czy mordercą lub chuliganem. Jest to, po przemyśleniu ciekawe – dzięki temu utrzymuje się ciągłość w myśleniu, widzimy jak zmienia się zło i jego uosobienie. „Dzieje diabła” są też, wciąż, najlepszą książka o chrześcijańskim diable, którą udało mi się znaleźć.
No dobrze, więc co widzimy w tej analizie? Widzimy jak walki o wpływy społeczno-polityczne i religijne teologów i uczonych Średniowiecza (jego elity) wprowadzają w społeczeństwie pojęcie diabła potężnego, który od pewnego (późniejszego) okresu zdaje się nawet przewyższać w mocy Boga, wprowadzając manicheizm – prąd religijny (zwany też herezją) opierający się o pojęcie obecności i walki dwóch, równie potężnych bogów – dobrego i złego (Boga i Szatana). Wcześniej wśród społeczeństwa obecny był obraz diabła nie tak groźnego, kogoś kogo dało się oszukać, trochę jak mitologicznego bożka Pana. Diabeł był zawsze słabszy od Boga, zgodnie z Biblią. Był też konkretny. Z czasem, jak zwraca uwagę Muchembled, diabeł przenikał do wnętrza człowieka, jako postać która stale wywierała na niego wpływ. Wszystko to nasiliło się w epoce Reformacji i Kontrreformacji i po niej, wraz z walkami o wpływy religijne między Katolikami a Protestantami. To też w końcu poskutkowało Inkwizycją i polowaniami na czarownice, procesami o czary. Tutaj Muchembled naprawdę błyszczy, cytując materiał źródłowy procesów i księgi demonologiczne, wprowadzając dreszcz emocji i namacalności. Widzimy też jak na diable skupiał się Luter, co wpłynęło na Protestantyzm w ogóle.
Fascynujący przy tym był też opis Renesansu i Baroku, mrocznych, intensywnych tragedii duchownego Jeana-Pierre’a Camusa, które przywodzą na myśl tragedie Shakespeare’a. Występek goni w nich występek, obecne są zdrady i morderstwa i różnego rodzaju tragedie. Badacz mówił że widać w nich chęć zasmakowania Camusa i jego czytelników w występku, transgresji, fascynację nim, przy jednoczesnej chęci by stanąć ostatecznie po stronie prawości i religii, gdzie występni są (jeśli dobrze pamiętam, krwawo) ukarani. Później przechodzimy do Oświecenia, gdzie myśliciele sprzeciwiają się opresyjności fundamentalizmu religijnego. Jak zawsze u Muchembleda, świetnie zarysowana jest tu strona filozoficzna. Potem mamy mocną zmianę wraz z Romantyzmem – diabła – buntownika Byrona, zainspirowanego diabłem z „Raju utraconego” Miltona czy diabłem Blake’a. Rozpoczyna się Romantyzm. Następnie interesująco przedstawiony jest też diabeł dekadentów, diabeł Huysmansa, widzimy jak artyści zaczynają interesować się demonologią czy okultyzmem. Autor sugestywnie czerpie tu, czy w książce w ogóle też z literatury, jak w przypadku omawiania twórczości i motywacji Baudelaire’a. Ciekawie czyni przy okazji podział na twórców dramatycznych, przejmujących i traktujących diabła poważnie, bo w niego wierzących, jak Baudelaire czy protestanccy Amerykanie, a zsekularyzowaną Europą Zachodnią, dla której diabeł jest tylko obiektem rozrywki i śmiechu.
Rozdział o początkach XX wieku jakoś mnie nie przekonał, ale za to, zupełnie inaczej niż w recenzji na którą się natknąłem, przekonał mnie rozdział o XX wieku w ogóle. Badacz kreśli tu, jak wspomniałem wcześniej, wizję diabła przejawiającego się w popkulturze, skupiając się przy tym na filmach, horrorach czy kryminałach, filmach Hitchcocka czy Kubricka, opisując filmy studia Hammer. Słowem, tam gdzie pojawia się lęk i zło, tam przejawia się diabeł. Autor wszystko to widzi jako przejaw mentalności kulturowej. Wszystko to bardzo mnie zainteresowało. Na początku Muchembled raczej wyliczał filmy ze zdaniem-dwoma komentarza i krótką analizą (która jednak była ciekawa i, jako całość, dość pogłębiona),w końcu jednak sięgnął pod podszewkę, badając mentalność Amerykanów, którzy dali światu taką moc horrorów i przedstawień diabła. Jak twierdzi – robią to, bo purytańska kultura jest wciąż w nich obecna i boją się oni diabła. Poparł to też przykładami z życia, przykładami z epoki „Satanic Panic”, obawami o mordy wykonane przez satanistów czy przystępowania młodzieży do sekt satanistycznych. Co ciekawie, twierdzi tu że zostanie wyznawcą diabła jest typowo amerykańskie, bo Europejczycy po prostu w niego nie wierzą. Podobnie zresztą odniósł się do premiery filmowego „Egzorcysty” – tylko Amerykanie (czy Anglosasi) tworzą te filmy, boją się ich i na nie chodzą, dla europejczyków są one wyłącznie rozrywką. Jak widać, niektóre z tez historyka są dyskusyjne, są kwestia optyki – ale są też zwykle ciekawe. Warto tu też wspomnieć że skupia się on niemal wyłącznie na Europie Zachodniej i Ameryce, choć w kilku miejscach pojawiają się kraje Europy Wschodniej (np. wspomina o późniejszym niż w Europie Zachodniej początku polowań na czarownice w Polsce).
A, warto też wspomnieć że książka wydaje się najintensywniejsza w epoce Kontrreformacji, gdzie obecność diabła jest szczególnie wyczuwalna, gdzie analizy filozoficzne autora są najgłębsze. Potem jej intensywność spada, ale wciąż jest ona ciekawa. Choć, oczywiście, kwestia intensywności jest subiektywna.
„Dzieje diabła” czyta się naprawdę dobrze, wciągają czytelnika. Ogólnie, poza paroma zastrzeżeniami poczynionymi w tekście nie miałem uwag do książki Muchembleda. To dobra książka, warta lektury i dostarczająca przyjemności. Na zakończenie podam jeszcze dwie inne książki o diable do których chcę sięgnąć, może też Was zainteresują. Jedna jest o byronicznym diable Romantyzmu, druga jest o wyznawcach diabła – Satanistach - w historii w ogóle – przy czym przedstawia też historię diabła i skupia się również na diable Huysmansa. Więc: Schock, „Romantic Satanism” i Van Luijk, „Children of Lucifer”.
A, i może wspomnę o tym że, co do analizy literatury i filozofii, po przemyśleniu – są rozdziały, momenty w których mocniej się na nich skupia, czasami traktowane są one bardziej pobieżnie, ale mogę powiedzieć, że Muchembled stara się zwykle sięgnąć pod powierzchnię, nawet jeśli robi to bez analizy literatury i filozofii, stara się on analizować kulturę i mentalność jako całość.
Dzieje diabła od XII do XX wieku Robert Muchembled
6,6
Muchembled (ur. 1944):
"In 1986 he became Professor of Modern History at Paris 13 University. He has written notably about witchcraft. violence and sexuality. Some of his works have been translated into English, German, Spanish, Italian, German, Dutch, Modern Greek, Turkish, Chinese and Japanese.." (Wikipedia)
Kopiuję w języku angielskim, bo w polskim zero informacji poza udowodnieniem przydatności słowa "osnowa". Wszystkie znalezione źródła, łącznie z okładką, różnią się nieznacznie stylistyką, a łączy je miłość do "osnowy". Podaję wersję okładkową:
"...kształtowanie się kultury Zachodu.. ..na osnowie stosunku do problematyki szatana.... Osnowa rozważań jest tu figura szatana..."
Zwracam uwagę, że tytuł zapowiada historię diabła, a nie szatana. W takiej sytuacji polecam najciekawszy artykuł pod adresem: adelfos.republika.pl/katalog_nauka/szatan.htm , a ja kopiuję krótką ocenę z onetu: zapytaj.onet.pl/.../2,6192681,Czym_sie_rozni_szatan_. :
"Słowo satan w j. hebr. znaczy "przeciwnik" (i w tym sensie może odnosić się do ludzkich nieprzyjaciół na przykład na wojnie, albo nawet do adwersarzy w poglądach) oraz "oskarżyciel". Samo w sobie słowo to nie musi oznaczać od razu negatywnej oceny. Gdy Anioł Jahwe stanął na drodze Bileama, aby nie pozwolić mu na rzucenie przekleństwa, stał sie dla niego szatanem. Oskarżenie również może być słuszne, a zatem oskarżyciel nie musi być kimś złym, tylko dlatego, ze oskarża. Natomiast greckie diabolos, będące przekładem hebr. satan, zawiera już jednoznaczną ocenę.
Diabolos to nie tyle oskarżyciel, co oszczerca. Słowo diabolos pochodzi od czas. dia-ballein (dzielić, rzucać kłody). Diabeł jest tym, który próbuje oddzielić Boga od człowieka..."
Przygotowany do lektury, z trudem przebrnąłem przez pokrętny wstęp, by doznać szoku czytając tłumaczenie, dlaczego autor zaczyna swoje rozważania dopiero od wieku XII (s. 14):
"Szatan pojawia się w całym swym majestacie w późnym okresie rozwoju kultury Zachodu. Poszczególne elementy obrazu demona były obecne od dawna, ale dopiero w wieku XII lub XIII zajęły decydujące miejsce w wyobrażeniach i praktykach, by pod koniec średniowiecza złożyć się w jeden przerażający i natrętny zbiór wyobrażeń..."
Dlaczego dopiero wtedy tj ponad 1200 lat po narodzeniu Jezusa, akurat po soborze laterańskim (1215) ? Bo jest to czas wielkiej ekspansji chrześcijaństwa. Przypomnijmy, że ten sobór, zwołany przez Innocentego III dał podstawy do powołania i n k w i z y c j i i ustanowił:
"Ekskomunikujemy i rzucamy anatemę na każdą herezję podnoszącą się przeciw świętej, ortodoksyjnej, katolickiej wierze, którą wypowiedzieliśmy powyżej..."
W pierwszym tysiącleciu Kościół miał inne priorytety. Musiał oczywiście w sporach doktrynalnych zajmować się walką Dobra ze Złem, by stworzyć (s. 15) "system teologiczny zdolny do stanowienia przeciwwagi dla systemów pogańskich, gnostyckich czy manichejskich". Na soborze w Nicei (obecnie Iznik w Turcji) w 325 r, oprócz słynnego wyznania wiary, pogoniono zwolenników Ariusza, co służyło konsolidacji Kościoła, a ponad 100 lat później w 447 na soborze w Toledo opisano diabła (s. 23)...:
".....jako istotę wielką i czarną, rogatą, pazurzastą, z oślimi uszami, z roziskrzonymi oczyma i zgrzytająca zębami, wyposażoną w dużego fallusa i wydzielającą siarczany odór..."
Ustalenia teologiczne nie przekładały się na rzeczywistość, w której było wiele różnorodnych potworów. Efektywna władza dyscyplinuje ludzi strachem, który w przypadku władzy cesarsko – papieskiej, najłatwiej utrzymać przy pomocy mocy piekielnych. Tymczasem... (s. 27):
"Aż do XII wieku świat był nazbyt wypełniony czarami, aby Lucyfer mógł wypełnić całą przestrzeń strachu, obaw i niepokoju. Nieszczęsny diabeł miał zbyt wielu konkurentów, by mógł sprawować władzę niepodzielną..... .Czas energicznej ofensywy chrześcijańskiej, zmierzającej do nauczenia czytania świata w barwach czarnych i białych, miał jednakowoż nadejść...... ..Począwszy od XIII wieku postać diabła nabierała w istocie coraz większego znaczenia..... ...Lucyfer urósł w siłę w momencie, gdy Europa dążyła do większej spójności religijnej i wynalazła nowe systemy polityczne, jako preludium do ruchu, który w XV wieku pchnął ją daleko do przodu, na podbój świata...”
Nauczany w szkole o zmaganiach Polski z Zakonem Krzyżackim i indoktrynowany twórczością Henryka Sienkiewicza, ostatnie zdanie cytatu muszę nazwać infantylizmem. Jak wynika z cytatu konkurencję chrześcijańskich diabłów należy wykosić (s. 36):
„Chociaż nigdy nie udało się ostatecznie wyplenić wierzeń ludowych, podjęto ofensywę zmierzającą do oczyszczenia życia i wiary przeciętnych chrześcijan...”
Cel uświęca środki, więc pomińmy drobiazg, że „oczyszczani” często nie wiedzieli nawet, że są chrześcijanami. Najważniejsze, że wprowadzenie jednego, ściśle określonego diabla i piekła, czyli (s. 31) (wg cytowanego Bascheta):
„....”satanistyczne” decorum.. ..prowadzą do posłuszeństwa religijnego oraz do uznania władzy Kościoła i państwa, cementując zarazem ład społeczny poprzez odwołanie się do rygorystycznej moralności..”
Przekładając na język dla każdego zrozumiały, Kościół wymyślił wszystkie dyrdymały o diable i piekle, by strachem przed nimi, krótko za mordę lud trzymać.
A co z książką? Autor diabła ucieleśnia i bardzo dużo pisze o wykorzystaniu go w straszeniu przed, nazwijmy to - wolnym seksem. Ponieważ jestem w tej materii oczytany od ponad 50 lat, to wynudziłem się niemożebnie. A i poza seksem, niewiele mnie książka dała, bo większość rewelacji była mnie znana, a bez tego czego nie znałem, też mnie się dobrze żyło. Jeszcze przegląd filmów, które również w większości znałem, bo w młodości należałem do dwóch klubów filmowych. A obecne sensacyjki o zwiększonym popycie np. we Francji na egzorcystów są rodem z prasy brukowej.
Zamiar autora nieprzemyślany, bo jeśli ta książka miała bawić, to brak jej polotu, a jeśli miała temat traktować poważnie, to dlaczego pominięto dzieła myślicieli i filozofów? OK, nie każdy zna się na filozofii, ale co z literaturą? Wspomniał o dziesiątkach książek nieistotnych, a pominął dwie pierwszoplanowe: „Władcę much” Goldinga i „Demon i Panna Prym” Coelho. Szczególnie tej pierwszej, niewątpliwie wybitnej, nie mogę wybaczyć