Sztandarem w gwiaździstych przybyszów
Dzień niepodległości znają chyba wszyscy. Wielki kinowy hit specjalisty od widowiskowych, choć zazwyczaj patetycznych i średnio logicznych filmów, wciąż cieszy się popularnością widzów. I to do tego stopnia, że teraz, po dwudziestu latach, do kin wchodzi jego kontynuacja. Jak zawsze w takich przypadkach ruszyła cała machina promocyjna, która nie ominęła także rynku komiksowego, i tak oto już w czerwcu do rąk fanów trafi komiksowa adaptacja pierwszej części filmu. Ale, co warto wspomnieć już teraz, uzupełniona o całkiem sporą ilość materiału, którego nie ujrzeliśmy nawet w rozszerzonej wersji Dnia Niepodległości.
Całość mojej recenzji pod adresem: http://nietylkogry.pl/post/144702787127/recenzja-komiksu-independence-day-the-original
Transformers jest co prawda kultową serią, jednak początek G1 nie zrobił na mnie zbyt dobrego wrażenia.
O ile komiksy z UK trzymają jeszcze jako-taki poziom, zarówno fabularnie, jak i wizualnie, to wyraźnie widać, że wersja amerykańska była pisana tylko w celu promocji zabawek. Płascy bohaterowie, niezbyt ciekawa fabuła, do tego wszystko jest tu jakieś takie... nijakie i infantylne. Zwłaszcza rozkładówki, gdzie poszczególne roboty po prostu stoją i opowiadają o swoich mocach - niczym plakat w sklepie.
Dobrego wrażenia nie robią też rysunki - wszystko wydaje się rozmazane, niewyraźne. To chyba kwestia kolorów i późniejszej edycji, bo czarno-białe wersje w tuszu (zamieszczone tu jako bonus) są znacznie bardziej czytelne.
Nie jest to też do końca kwestia wieku, bo o niebo lepszy (fabularnie i wizualnie) był np. Kaczor Donald... z lat '50. Nawet w kategorii wielkich robotów, Transformers przegrywają z wypuszczonym kilka lat wcześniej Mobile Suit Gundam z Japonii (notabene anime i mangą też stworzonymi w celu promocji zabawek).
No ale to dopiero pierwszy tom. Pozostaje 99 szans na poprawę.