Kobieta z bursztynowym amuletem Heidi Rehn 5,7
ocenił(a) na 18 lata temu Recenzja pojawiła się na stronie www.kreatywna-alternatywa.blogspot.com
No i stało się po raz kolejny! Mocno tłukąc się pięścią w pierś i głośno lamentując, że to tylko i wyłącznie moja wina spuszczam głowę, aby z pokorą przyznać się do popełnionego przez siebie błędu! Znowu! Podczas swojej ostatniej wizyty do biblioteki, widząc na jednej z półek książkę Heidi Rehn najzwyczajniej w świecie poleciałam na ładną okładkę no i mam za swoje! Będąc „okładkową blacharą” sama siebie skazałam na tyle stron ciągłej irytacji! Tak moi Drodzy, dobrze się spodziewacie, poniższa recenzja nie będzie wcale, a wcale pozytywna!
Od czego by tu zacząć? No oczywiście od fabuły! Naszą główną bohaterkę – Magdalenę, poznajemy w momencie, gdy w wieku sześciu lat znajduję się w samym środku wielkiego pożaru i rzezi w Magdeburgu. Popadająca w ogromne kłopoty dziewczynka jest przekonana o tym, że już nigdy nie zobaczy swoich rodziców i kuzynki, którą po śmierci matki przygarnęła matka Magdaleny. Jednak wtedy pomaga jej niewiele starszy Erik. Rozstając się z nim, chłopczyk daje jej swój talizman – bursztynowy wisiorek, który od tej pory ma ją chronić. Ich losy ponownie łączą się kilka lat później i z miejsca przeobrażają się w ogromną, szaleńczą miłość! Wydawać by się mogło, że młodzi zakochani ludzie muszą być bardzo szczęśliwi, niemniej jednak brak akceptacji ich związku ze strony rodziny dziewczyny sprawia, że muszą się ukrywać. Jednak pewnego dnia Erik tak po prostu znika – nikt nie wie co się z nim stało, ani gdzie jest. Magdalena zostaje bez ukochanego… ale pod jej sercem zaczyna rosnąć nowe życie. Kiedy dwa lata później, Magdalena znów spotyka Erika, ten jedną nogą jest na drugim świecie. Jako fleczarka rudowłosa dziewczyna robi wszystko, żeby przywrócić mu zdrowie. Niemniej jednak Erika, nazwanego zdrajcą, i tak czekać ma śmierć – przewodzący carskim taborem zarządził jego widowiskową egzekucje! Magdalena szybko podejmuje ważną decyzję – musi pomóc ukochanemu uciec! No i tutaj się zatrzymam. Przyznam się szczerze, że czytając opis czekałam na coś lepszego, a dostałam ot zwyczajną, bardzo przewidywalną i nic nie wznoszącą historię. Akcja wlokła się jak flaki z olejem, nic interesującego nie miało miejsce, a widniejące na okładce słowa: „wojenne pożoga, rozstania i przeciwności” to tylko takie mrzonki. Mamy również wątek miłosny, wszakże właśnie na tym oparta jest cała powieść. Mówiłam już, że nie jestem romantyczką? Książka Heide Rehn tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziła! Matko, tak przedstawione uczucie dwóch osób w ogóle do mnie nie przemawia. Mdłe, nieciekawe i niezwykle intrygujące! Jezu! Co to miało być?! Po prostu koszmarne! Jeśli taki obraz miłości miał być głównym przesłaniem powieści no to ja podziękuję! Niestety, ani fabuła, ani pomysł, ani dynamizm akcji - a raczej jego brak, mnie nie zadowolił! Jeden wielki koszmar!
No to idziemy teraz do bohaterów! O na to czekałam! Na początku Magdalena! Jezu! Cóż to za koszmarne babsko! Taka cudowna, taka wspaniała, taka idealna! I jaka wierna! I jak ją wszyscy uwielbiają! No po prostu gdybym mogła to od razu wrzuciłabym ją na stos i niech się smaży! Porażające było dla mnie to czego dopuściła się autorka, mianowicie stworzyła (ba, jakie duże słowo!) – przerysowała postaci, które są mdłe, które niczym się nie wyróżniają, a swoją przewidywalnością wywołują w czytelniku jedynie frustracje. Denerwujący był również kontrast zastosowany w przedstawieniu Magdaleny z jej kuzynką Elisabeth. Podczas gdy blond Elisabeth została zaprezentowana czytelnikom jako, delikatnie mówiąc, ladacznica latająca na facetów, o tyle ruda Magdalena to prawdziwy anioł czystości i niewinności, prawie-dziewica, wzór cnót! No i jeszcze Erik! W sumie o nim zbyt dużo nie wiemy, ale sam jego sposób bycia jakoś do mnie nie przemówił. Nie zapałałam do niego nawet krztą sympatii i z przyjemnością przygotowałabym mu drugi stoik.. tuż obok ukochanej! A jak jeszcze jesteśmy w kategorii bohaterów – to co zrobiła Heidi Rehn pod sam koniec, a więc kwestia wyeliminowania „niepotrzebnych postaci” (kuzynki i przyjaciela Magdaleny),zasługuje tylko i wyłącznie na jedynkę z dwoma minusami!
Został nam jeszcze język! Tak sztywny i usypiający, ze o matulu! Dialogi były mdłe, nieciekawe i tylko powiększały moją frustrację. Nawet poprawność techniczna mnie tutaj nie przekonuje. Niezwykle ciężko czyta się coś co w żadnym elemencie nie daje chociaż odrobiny przyjemności.
Tak więc już kończąc jeden jedyny punkt przyznaję za okładkę, która niestety po raz kolejny okazała się być moją zgubą. Tea, w ogóle nie uczysz się na błędach!