Morderstwa w Suffolk Anthony Horowitz 7,4
ocenił(a) na 737 tyg. temu Długo się zeszło, bo na wakacjach zawsze mam dużo pracy, szczyty same się nie zdobędą, muzea nie zwiedzą, a zabytki nie obejrzą. Tylko dzieci jakoś bardziej niż zwykle same się sobą zajmą 🙂 I chyba dlatego, że tak długo czytałam tę książkę, nie jestem nią aż tak zachwycona, choć nadal uważam, że jest bardzo dobra. Dlaczego? Czytałam ją po kawałeczku, więc miałam czas na zastanowienie. I, okropne, domyśliłam się rozwiązania zarówno jednej, jak i drugiej zagadki, choć dopiero na końcu połączyły mi się obie w całość. Co za przykrość! Sądzę jednak, że gdybym czytała ją ciurkiem, nie chciałoby mi się rozmyślać i zostałabym zaskoczona, dlatego zdecydowanie polecam tę książkę.
Anthony Horowitz powraca do historii Susan Ryeland, którą znamy z pierwszej części - "Morderstw w Somerset". I tak, jak w tamtym tomie, i tutaj mamy podobną konstrukcję, czyli książkę w książce. Świetny pomysł! Zwłaszcza, że tutaj pojawia się faktycznie cała ta fikcyjna powieść Alana Conwaya - od okładki, przez stronę tytułową, spis treści, aż do całego tekstu książki. Bardzo, bardzo ciekawy zabieg! A jak obie te historie się łączą?
Otóż, Susan odwiedzają rodzice Cecily, która zaginęła po tym, jak przeczytała książkę Alana Conwaya. Proszą redaktorkę o pomoc w odnalezieniu córki. Okazuje się bowiem, że osiem lat wcześniej w hotelu prowadzonym przez tę rodzinę doszło do morderstwa, które Alan opisał potem w swoim kryminale, wykorzystując rozmaite aluzje, nawiązania i gry słowne. Cecily, zanim zaginęła, powiedziała, że zna rozwiązanie. Czy dlatego musiała zniknąć? Aby się tego dowiedzieć, Susan podejmuje się zadania, leci do Anglii, rozmawia z ludźmi i w końcu czyta książkę Alana Conwaya. Dwie płaszczyzny przenikają się wzajemnie, są ze sobą bardziej związane niż w pierwszej części, świetnie to zostało pomyślane i napisane. Może tylko, jak dla mnie, było zbyt dużo wskazówek. Mimo to zdecydowanie książka warta przeczytania!
Anthony Horowitz, "Morderstwa w Suffolk" 📚
Długo się zeszło, bo na wakacjach zawsze mam dużo pracy, szczyty same się nie zdobędą, muzea nie zwiedzą, a zabytki nie obejrzą. Tylko dzieci jakoś bardziej niż zwykle same się sobą zajmą 🙂 I chyba dlatego, że tak długo czytałam tę książkę, nie jestem nią aż tak zachwycona, choć nadal uważam, że jest bardzo dobra. Dlaczego? Czytałam ją po kawałeczku, więc miałam czas na zastanowienie. I, okropne, domyśliłam się rozwiązania zarówno jednej, jak i drugiej zagadki, choć dopiero na końcu połączyły mi się obie w całość. Co za przykrość! Sądzę jednak, że gdybym czytała ją ciurkiem, nie chciałoby mi się rozmyślać i zostałabym zaskoczona, dlatego zdecydowanie polecam tę książkę.
Anthony Horowitz powraca do historii Susan Ryeland, którą znamy z pierwszej części - "Morderstw w Somerset". I tak, jak w tamtym tomie, i tutaj mamy podobną konstrukcję, czyli książkę w książce. Świetny pomysł! Zwłaszcza, że tutaj pojawia się faktycznie cała ta fikcyjna powieść Alana Conwaya - od okładki, przez stronę tytułową, spis treści, aż do całego tekstu książki. Bardzo, bardzo ciekawy zabieg! A jak obie te historie się łączą?
Otóż, Susan odwiedzają rodzice Cecily, która zaginęła po tym, jak przeczytała książkę Alana Conwaya. Proszą redaktorkę o pomoc w odnalezieniu córki. Okazuje się bowiem, że osiem lat wcześniej w hotelu prowadzonym przez tę rodzinę doszło do morderstwa, które Alan opisał potem w swoim kryminale, wykorzystując rozmaite aluzje, nawiązania i gry słowne. Cecily, zanim zaginęła, powiedziała, że zna rozwiązanie. Czy dlatego musiała zniknąć? Aby się tego dowiedzieć, Susan podejmuje się zadania, leci do Anglii, rozmawia z ludźmi i w końcu czyta książkę Alana Conwaya. Dwie płaszczyzny przenikają się wzajemnie, są ze sobą bardziej związane niż w pierwszej części, świetnie to zostało pomyślane i napisane. Może tylko, jak dla mnie, było zbyt dużo wskazówek. Mimo to zdecydowanie książka warta przeczytania!