Najnowsze artykuły
- ArtykułyLubimy czytać – ale gdzie najbardziej? Jakie są wasze ulubione miejsca na lekturę?Anna Sierant8
- Artykuły„Rękopis Hopkinsa”: taka piękna katastrofaSonia Miniewicz2
- ArtykułyTrzeci sezon „Bridgertonów” tuż-tuż, a w Świątyni Opatrzności Bożej niecodzienni gościeAnna Sierant4
- ArtykułyLiteratura młodzieżowa w Polsce: Słoneczna wiosna z Martą ŁabęckąLubimyCzytać1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Vivian Fuchs
Źródło: http://www.sirvivianfuchs.com/
1
7,3/10
Pisze książki: literatura podróżnicza
Urodzony: 11.02.1908Zmarły: 11.11.1999
Brytyjski podróżnik i odkrywca. Jego pierwsza wyprawą była wyprawa na Grenlandie w 1929 roku. Po ukończeniu studiów w 1930 roku wyjechał do Afryki Wschodniej studiować geologię tamtejszych jezior. W nastepnych latach brał udział w wyprawach do Wąwozu Olduvai i nad Jezioro Rudolfa. W międzyczasie poślubił swoją kuzynkę Joyce Connell. Najbardziej znany jednak z kierowania wyprawą transkontynentalną przez Antarktydę. W 1958 roku otrzymał tytuł szlachecki z rąk królowej Elżbiety II.http://www.sirvivianfuchs.com/
7,3/10średnia ocena książek autora
4 przeczytało książki autora
11 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Na przełaj przez Antarktydę Vivian Fuchs
7,3
Po "sześciu ludziach wśród pingwinów" zaczynam wierzyć, że literatura o Antarktydzie dzieli się na trzy rodzaje: o heroicznej epoce odkryć, o tym, jak w ciągu ostatniej dekady doszedł tu czy tam, oraz o tym, jak to jest prowadzić ekspedycję naukową.
No i mam teraz zagwozdkę. Lubię książki o Szóstym Kontynencie pasując do mojego wyobrażenia tego miejsca, to znaczy opiewające piękno i majestat, w których autorzy nie szczędzą drastycznych opisów nie mniej drastycznych i mrożących krew w żyłach detali. Szczególną rozkoszą napawają mnie te lecące w dół stopnie Celsjusza, kiedy za oknem straszy nieludzkie trzydzieści na plusie. I co ja mam w takim razie zrobić z książką, w której heroizmu nie ma ani grama, a wyliczenia tych wszystkich lotów samolotowych z zaopatrzeniem, tych ton jedzenia, ton paliwa (ekologiczna zgroza) przewożonych po trasie marszu Scotta zostawiają uczucie pewnego, no... dyskomfortu? I żeby nie było wątpliwości: nawet te tony jedzenia i paliwa nie sprawiały, że uczestnicy ekspedycji byli całkowicie bezpieczni i pewni swoich losów.
Ta książka nie jest zła. Powiedziałabym, w porównaniu do "Sześciu ludzi..." jest zgrabnie napisana, nie przeciążają jej nużące szczegóły, a jeśli nawet opisy, jak to panowie przedzierali się z mozołem przez pola szczelin na lodowcach zaczynają po jakimś czasie męczyć, to pomaga świadomość, że - no cóż - tak między innymi wygląda dzisiejszy heroizm wypraw naukowych. No, a że mnie by bardziej ucieszył przekład dzienników dra Wilsona, najchętniej z ilustracjami autora...
Dodatkowa gwiazdka za dyskretny humor i dyskretne wzruszenie, jakie przebija przez słowa autorów, kiedy wspominają swoich poprzedników na trasie wielkiego marszu. (Na marginesie - ogrom przygotowań i rozmach całej ekspedycji pokazuje, na co tak naprawdę porywał się Shackleton i daje dobry punkt odniesienia dla jego możliwości na blisko pół wieku wcześniej).