Najnowsze artykuły
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński3
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać4
- Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Robert Terentiew
Źródło: http://www.zysk.com.pl/pl/Zapowiedzi/Stad_az_do_Brighton_Beach_-_ROBERT_TERENTIEW
1
6,6/10
Pisze książki: literatura piękna
Jeden z nielicznych już potomków rosyjskich, białych emigrantów. Absolwent Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Warszawskiego, dziennikarz, publicysta, wieloletni felietonista „Tygodnika Solidarność”. Publikował w drugim obiegu wydawniczym, po stanie wojennym na emigracji w Nowym Jorku. Po powrocie do kraju związany z Telewizją Polską; autor programów, scenariuszy, reportaży i filmów dokumentalnych.
6,6/10średnia ocena książek autora
24 przeczytało książki autora
26 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Stąd aż do Brighton Beach Robert Terentiew
6,6
Kiedyś jakiś bardzo mądry człowiek powiedział, że żeby poznać prawdziwego przyjaciela, trzeba zjeść z nim beczkę soli, a inny, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Książka, którą trzymam przed sobą opowiada o dziwnej przyjaźni – w małej nowojorskiej dzielnicy, kilkanaście lat po wojnie, między ludźmi, z których każdy przeżywa osobisty dramat. A jednak ta przyjaźń jest niezwykła – dlaczego? O tym w książce!
Robert Terentiew to jeden z nielicznych już potomków rosyjskich, białych emigrantów. Absolwent Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Warszawskiego, dziennikarz, publicysta, wieloletni felietonista „Tygodnika Solidarność”. Publikował w drugim obiegu wydawniczym, po stanie wojennym na emigracji w Nowym Jorku. Po powrocie do kraju związany z Telewizją Polską; autor programów, scenariuszy, reportaży i filmów dokumentalnych.
Mamy rok 1980. Podczas kiedy w Polsce powstaje Solidarność, Europę dzieli mur berliński, zwany „żelazną kurtyną”, za oceanem na emigracji w dzielnicy Brighton Beach, zwanej również Małą Odessą przebywa kilku samotnych mężczyzn. Nie ma tutaj ogromnych neonów i drogich sklepów jak w Nowym Jorku, a miejsce zamieszkują ludzie, którzy nie są Amerykanami z krwi i kości. Na przykład Piotr – Rosjanin, kochający jazdę konną, zawodowo lekarz weterynarii, często postępujący wbrew sobie, próbuje odciąć się od szarej rzeczywistości. Jest również Jerzy – Polak, idealista, szuka w wielkim świecie miłości i własnego kąta, gdzie będzie mógł osiąść na starość. I jest jeszcze jeden – Jasza, Żyd, w Ameryce szuka szczęścia, próbując uwolnić się od swoich korzeni. Ci ludzie, gdyby nie mieszkali obok siebie, pewnie nigdy by się nie poznali – tak wiele ich różni. Ale dzięki tym różnicom, każdy z nich może się dźwignąć i stanąć na nogi, mimo problemów.
Bohaterzy – to oni odgrywają tu największą rolę. Każdego z nich poznajemy osobno i każdy jest wyjątkowy, niezwykły. Już od pierwszych stron, opowiadają na swoją historię, od początku – zaczynając od dziada, ojca, matki po dzieciństwo, pierwsze miłości, kończąc na historii o tym, co tknęło ich, aby wyjechać do Ameryki. Każdy z nich jest inny, każdy przeżywa inny problem, a jednak w pewien sposób są do siebie bardzo podobni.
W tej książce nie ma pędzącej akcji, jest to raczej długa opowieść snuta przez dojrzałego mężczyznę. Pan Robert świetnie dobiera słowa, opisy w jego wykonaniu czyta się świetnie i wcale nie nużą. Dzieje się to również za sprawą bardzo ciekawej fabuły książki i oryginalnego pomysłu, na jaki wpadła autor. Książkę czyta się jednak dość długo, bo niektóre wydarzenia trzeba przeczytać kilka razy, aby zrozumieć ukryty w nich sens.
Pan Robert daje również czytelnikowi świetną lekcję historii. Wydarzenia, która są opisywane w książce, są nam dalekie – niewiele przecież wiemy o życiu rosyjskich, ukraińskich i polskich emigrantów w dalekiej dzielnicy Brighton Beach. A czytając możemy poznać ich życie, zobaczyć jaki punkt widzenia mieli mieszkańcy Stanów Zjednoczonych na polską Solidarność, z jakimi problemami zmagali się ludzie wtedy. To niezwykła lekcja, bo bardzo żywa i interesująca.
Powieść „Stąd aż do Brighton Beach” mogę szczerze polecić tym, którzy są ciekawi nowej kultury czterdzieści lat temu, lubią niecodzienne lekcje historii i interesują się życiem emigrantów polskich. Polecam ją wszystkim, którzy chcą znaleźć w książce oprócz ciekawej fabuły trochę opowieści i legend. Jestem pewna, że Wam się spodoba, więc na co czekacie?
5/6
8/10
Stąd aż do Brighton Beach Robert Terentiew
6,6
Piękna lekcja historii...
„Piątą Aleją na Manhattanie, gdzieś na wysokości 57. Ulicy, tuż po szóstej rano i tuż przy krawężniku, w pozycji na sztorc, dość śpiesznie szedł jezdnią materac”.[s.7]
Tak brzmi pierwsze zdanie powieści Roberta Terentiewa "Stąd aż do Brighton Beach". I wbrew pozorom, wcale nie jest to książka fantastyczna, SF czy wykorzystująca dorobek Gombrowicza. Wręcz przeciwnie. Jest to książka ociekająca realizmem z każdej strony, pokazująca w najdrobniejszym szczególe obraz świata ludzkiego i prawdziwego… prawdziwego aż do bólu…
Ameryka od zarania wieków roztaczała przed mieszkańcami wschodu wizje dobrobytu, wolności i permanentnego szczęścia. Kariera „od pucybuta do milionera” nęciła, a marzenia o amerykańskim raju były marzeniami milionów. Kiedy jednak stawały się rzeczywistością, okazywało się, że American Dream to często jedynie puste frazesy kończące się z nadejściem każdego nowego, szarego poranka a marzenia o dobrobycie, wolności i szczęściu gubią się gdzieś pomiędzy szukaniem lepiej płatnej pracy a kolejnym piwem wypijanym w barze na odeskim molo.
Bo emigracja, bez względu na to, czy dobrowolna czy wymuszona przez sytuację polityczną, sprawia, że wymarzona Ziemia Obiecana okazuje się dla emigranta światem, do którego trudno się przystosować. Światem, w którym lęk, samotność i wyobcowanie staje się chlebem powszednim.
Do takiego świata trafiają bohaterowie powieści Terentiewa. Piotr – główny bohater powieści, potomek rosyjskich Kozaków urodzony w Polsce, weterynarz i jeździec, Jerzy – solidarnościowy emigrant, idealista, szukający na obcej ziemi ‘własnego raju’ oraz Jasza – radziecki Żyd. Każdy z nich, w czasach dzielącej Europę „żelaznej kurtyny”, podjął decyzję o emigracji. Każdy z nich bardziej „myślał o tym, od czego wyjeżdża, niż o tym, co go spotka w przyszłości” i dlatego każdy, próbując dostosować się do nowej rzeczywistości… w tej nowej rzeczywistości przeżywa swój osobisty dramat…
Losy tych trzech – jakże różnych mężczyzn – splatają się ze sobą w Małej Odessie – dzielnicy powstałej na wybrzeżu Nowego Jorku w Bringhton Beach, zamieszkałej przez radzieckich Żydów. Miejscu o tyle specyficznym i odstraszającym rodowitych amerykanów, co pięknym i zachwycającym dla emigrantów. Z rzędami budynków, w których „na parterze mieściły się sklepy, bary i restauracje, dość zresztą paskudne”[s. 17], z ławkami ustawionymi przy balustradzie od strony plaży, na których siadały „stare kobiety i robiły na drutach”[s.17] a przy stolikach wystawianych obok barów „mężczyźni w spodnich na szelkach (…) grali w szachy”[s. 18]. Sosnowy boardwalk odesytów, na którym odbywało się wszystko, co ważne w ich dzielnicy. Jak się okazało później… w życiu Piotra, Jerzego i Jaszy, również...
Ludzie w Małej Odessie to ludzie specyficzni. Wywali się z radzieckiej rzeczywistości, ale w tej nowej – amerykańskiej – nie próbują tworzyć żadnych więzi, nie pragną asymilacji. Przeciwnie – budują swoje własne odeskie getto, ciesząc się tym, co jest: szumem fal oceanu i swojską gastronomią zakrapianą wódką. Pięknie i beztrosko…
Czasy jednak się zmieniają. Do władzy dochodzi Gorbaczow, nadchodzi Pieriestrojka a do Małej Odessy napływają „nowi ruscy” – gangsterzy, ludzie mafii, złodzieje, handlarze i zabójcy... Odtąd nic w Odessie już nie jest takie samo…
Powieść Terentiewa od samego początku nasuwa skojarzenia ze "Szczuropolakami" Redlińskiego. Obie książki traktują o wschodnich emigrantach, którym przyszło zmierzyć się z amerykańska rzeczywistością. O ile jednak Redliński bombarduje nas zaoceańskimi mitami i stereotypami, z którymi stara się rozprawić, o tyle Terentiew pokazuje najzwyczajniejszą, codzienną i, co najważniejsze, jednostkową egzystencję emigrantów na nowej ziemi. Dzięki historiom pojedynczych osób, udziela czytelnikom jednej z najpiękniejszych lekcji historii. Poznajemy m.in. polską Solidarność z różnych punktów widzenia, widzimy skutki dogłębnych zmian, które dokonują się zarówno w Polsce w czasie stanu wojennego jak i tuż po nim oraz w Rosji, która musi zmierzyć się z nowym ustrojem i społeczną rewolucją. Widzimy zmiany, które odciskają się nie tylko w decyzjach społeczno-politycznych, ale – przede wszystkim – te, które odciskają piętno na ludzkiej psychice i rzutują na dalsze wybory.
Poznajemy historie bohaterów. Każdego z osobna (od narodzin, życia w ojczyźnie, przez pierwsze miłości, aż po wkraczanie w dorosłość) i wszystkich razem – od pierwszego spotkania w Ameryce, poprzez wspólne problemy, aż po dojrzewanie do prawdziwej, chociaż niezwykle trudnej, przyjaźni. Jak pisze autor: „są tacy ludzie, których lepiej nie spotykać na swojej drodze, ale są i tacy, których los, choć rzadko, wysyła nam naprzeciw w jak najlepszych intencjach”[s 18]. Na takiej wspólnej, emigracyjnej drodze spotkali się bohaterowie powieści Terentiewa. W innych okolicznościach, prawdopodobnie nigdy nie zamieniliby ze sobą słowa, nie mówiąc o jakiejkolwiek zażyłości. Tu jednak, w świecie, w którym samotność pośród tłumów doskwiera najbardziej, próbują wspierać się i wspólnie dostosować do nowego życia. Pragną za wszelką cenę znaleźć swoje miejsce na ziemi, w którym w końcu będą mogli zaznać prawdziwego szczęścia…
Dla Piotra, wychowanego w Wielkopolsce, wśród pięknych pół, koni i starych dworków, obciążonego bagażem rodzinnych tradycji i dramatów, okazuje się to jednak niemożliwe. Nie potrafi odnaleźć w sobie Amerykanina, odnajduje za to w sobie Polaka, romantycznego idealistę, próbującego wskrzesić dawną tradycję. Jak skończy się jego romantyczny zryw? Musicie doczytać sami…
Ja ze swojej strony mogę powiedzieć tylko jedno: Naprawdę warto!
[http://planetakobiet.com.pl/artykul-3347-pieknalekcjahistorii.htm#1]
[http://papieros-w-filizance.blogspot.com/2012/04/stad-az-do-brighton-beach-robert.html]