Pokolenie lat siedemdziesiątych, fascynatka literatury każdej. Zakochana w micie i mitologiach. W pracy badawczej skłania się obecnie ku wątkom słowiańskim we współczesnej fantastyce, ale zaczynała od szerszego spektrum, czego dowodem książka o mitologiach Andrzeja Sapkowskiego. Publikuje artykuły w książkach monograficznych, wydaniach zbiorowych i pokonferencyjnych. Współpracuje stale z Czasem Fantastyki, gdzie ukazują się jej szkice o polskiej fantastyce i felietony filmowe.
Fani fantastyki stosunkowo często ruszając na studia, chcą pisać o swoim ulubionym gatunku. Wtedy jednak pojawia się problem dotyczący źródeł, których aż tak dużo znowu nie ma, zwłaszcza jeśli chodzi o polską literaturę. I tak na pomoc przychodzą takie książki jak „Mitologie Andrzeja Sapkowskiego” Elżbiety Żukowskiej.
Tak po prawdzie ta niedługa książeczka to właśnie jest… praca magisterska z 2006 roku. Została wydana przez Gdański Klub Fantastyki w ramach cyklu Anatomia Fantastyki i to u nich tę książkę można dostać; osobiście kupowałam ją przez portal Allegro i z tego co widzę, jest tam wciąż dostępna.
To nie jest żadne wybitnie odkrywcze dzieło, czy wchodzące w tematykę szczególnie głęboko. Autorka omawia pokrótce mitologię słowiańską, celtycką i germańską, a także charakteryzuje ogólne mityczne założenia i pokazuje elementy, które Sapkowski wykorzystał w swoim cyklu o Wiedźminie. Mam więc poczucie, że to praca skierowana do dwóch typów osób.
Po pierwsze, do osób, które kompletnie nie są w temacie i nie wgłębiały się nigdy bardziej w mitologię. Dla których historia o Geralcie to synonim mitologii słowiańskiej, albo po prostu chcą wiecieć więcej, będąc np. świeżo po lekturze cyklu. Wówczas prosto, jasno i na temat zdobędą podstawowe informacje, które pozwolą przejść w poszukiwaniach dalej.
Po drugie, dla osób, które same podobną pracę piszą i potrzebują źródeł. Wówczas nie tylko po prostu można podać tę książkę w liście przypisów i wykorzystać Żukowską w swojej pracy, ale również zainspirować się jej przypisami i sprawdzić źródła, do których autorka dotarła. A dzięki temu, że nie jest to pozycja długa, to na pewno przebrnięcie przez nią nie zajmie zbyt dużo czasu, co przecież przy pisaniu tego typu prac jest niezmiernie istotne.
Sama nie czuje, bym dowiedziała się z tej książki czegoś szczególnie nowego, ale że tego typu źródła zbieram i czasem nawet do nich wracam, to cieszę się, że mam ten tytuł na półce.
Kapitan Żbik w spódnicy. No i narysowany czterdzieści lat później. Z podkreśleniem wszelkich niuansów. Zatem mamy komunistyczną milicję, bikiniarzy, prostytutki. Zazdrosnego kochanka i trupa młodej kobiety. Oraz sprawę, która rozwiązuje się przypadkiem. Czy mi się ta historia podobała? Niespecjalnie. Niechlujna kreska, która nie ułatwia rozeznania w mnogości postaci. A i intryga z gatunku banalnych. Tak to już jest, gdy ktoś chce narysować komiks, żeby coś udowodnić lub przekazać, a nie po to, by narysować ciekawą bądź poruszającą historię. Przejrzeć można, sensacji nie będzie. Rozpaczać nad straconym czasem też raczej nie będziecie.