Plaża topielców Domingo Villar 6,4
ocenił(a) na 83 lata temu Skandynawski kryminał w południowym stylu. Świetnie wymyślona intryga i sprawnie poprowadzone tropy. Mnie urzekło!
Inspektor Caldas to iście skandynawski typ detektywa – dość chłodny, żeby nie powiedzieć obcesowy, mrukliwy, raczej introwertyczny. Jednak umie znaleźć sposób na dotarcie do sedna sprawy, do właściwych ludzi i rozpracować zabójstwo czytając między wierszami. Cała zagadka jest zawiązana wokół demonów przeszłości, zagrzebanych konfliktów – zupełnie jak w znanych nam skandynawskich powieściach – jednak główne skrzypce grają tutaj duchy sensu stricte, jak w iberyjskim realizmie magicznym. Fantastyczna mieszanka. Podobała mi się też historia rodzinna Caldasa, ponieważ detektyw jest w kiepskim momencie życia, a relacje, choć bardzo ważne dla niego, w ogóle nie pomagają w pracy. Zajmują jego głowę w najgorszych momentach śledztwa i nie pozwalają na radykalne odcięcie się od problemów. Ciekawym pomysłem jest zestawienie osobowości Caldasa z Rafą – dość krnąbrnym i niesubordynowanym partnerem/asystentem, dla którego zdaje się misyjna postawa detektywa być mitem i postawą nie do końca zrozumiałą. Ja Rafę polubiłam, ale zamysł autora był chyba inny. Oceńcie sami. Trzeba przyznać, że przez konsekwencję i spójność w budowaniu rozwiązania zagadki w pewnym momencie czytelnik orientuje się w sytuacji, jednak ja tego nie postrzegam jako wady – widać, że pomysł na zakończenie nie pojawił się znikąd ani też autor nie zmienił koncepcji w ostatnim momencie, tylko po to, żeby wszystkich zaskoczyć, dając nieprawdopodobne odpowiedzi. I jeszcze klimat! Rzecz dzieje się w północnej części Hiszpanii, zatem miejscu raczej ciepłym, tropikalnym, nam, Polakom, kojarzącym się z wakacjami. Otóż tutaj ja nie wyczułam żadnego żaru – przeciwnie – ta powieść pełna jest chłodu i mgły, co mnie absolutnie zaskoczyło.
Sama książka skonstruowana jest bardzo przyjaźnie dla czytelnika: krótkie rozdziały, dość szybkie tempo historii, zaskakujące przejścia między czasem i miejscem akcji. Dla mnie problemem był zabieg techniczny autora zaczynania każdego rozdziału definicją słownikową pojęcia, które ma znaczenie dla tego rozdziału. Niestety to mocno stopowało podążanie za fabułą, wyrywało z tempa akcji i zupełnie nie było potrzebne. Po kilku rozdziałach nauczyłam się ignorować te wstępy do kolejnych części książki i dopiero wtedy odkryłam jak dobra jest ta powieść. Polecam Wam Villara, bo on zupełnie w Polsce przeszedł bez echa, a szkoda, tym bardziej że jednak wymyka się schematom. Rozrywka w dobrym stylu i kryminał z klasą.