Sandman: Panie Łaskawe Neil Gaiman 8,5
ocenił(a) na 1032 tyg. temu Każda dobra historia gdzieś się zaczyna i kończy. Seria Gaimana powoli zmierza w tym tomie ku końcowi, z wątkiem Lyty Hall na przedzie. I to w jakim stylu!
W tej części historia krąży wokół znanej z drugiej części Dom Lalki, Lyty Hall i jej synka – Daniela. Pewnego wieczoru, gdy kobieta dała sobie chwilę wytchnienia i zostawiła chłopca pod opieką Rose, okazuje się, że zniknął. Policja jest bezradna i wtedy matka zwraca się o pomoc do Pań Łaskawych, znanych także jako Furie oraz Erynie. Wtedy ich celem staje się Morfeusz, Sen z Nieskończonych. Czy Śnienie przetrwa tę wojnę?
Panie Łaskawe to najgrubszy z tomów, wydanych w głównej serii. Patrząc na mnogość wątków i postaci, które tam się pojawiają, nie jest to nic dziwnego. Przez historię tego albumu płynie się jednak tak samo przyjemnie jak przy poprzednich – wciąga i trzyma, od pierwszej do ostatniej strony. Tu niestety zdążyłam sobie zaspoilerować niektóre wydarzenia. Zapomniałam, że wstępy do Sandmana najlepiej czytać po lekturze całości. Cóż… zdarza się. Mimo tego, komiks zaskoczył mnie kilka razy, głównie pozytywnie, w kwestiach dotyczących bohaterów i ich losów. Spotykamy wiele postaci z poprzednich tomów (ukazanych także w serialu) – Hoba Gadlinga, Paula McGuire’a, Alexa Burgessa, Rose Walker i innych. Całość jest podszyta gorzkimi nutami, utratą oraz śmiercią.
Prolog do historii był bardzo miłym wprowadzeniem – jeden ze Śniących został omyłkowo wzięty za gościa Morfeusza i oprowadzony po Śnieniu przez Luciena. Ucieszyłam się, przypominając sobie przy okazji Sandman: Dreamcast, zwłaszcza, że zostały tam zawarte cytaty z komiksów. Osobiście wyczekuję każdej sceny z nadwornym bibliotekarzem, więc bardzo mi miło, widząc jego większą obecność.
Więcej na: CzasoStrefa