Wielki karzeł i inne opowieści Franz Hohler 6,8
Lubię opowiadania, bo według mnie ich forma jest bardzo niezobowiązująca, można krótki tom czytać miesiącami i wcale na tym nie ubolewać, można też je nieustannie porzucać i do nich wracać. Przede wszystkim jednak lubię opowiadania za to, że są przykładem na to, że wcale nie potrzeba wielu słów, żeby poruszyć.
Rzadko zdarza mi się czytać książki, które bawią, ale poczucie humoru Hohlera szalenie mi odpowiada. Surrealizm w tych opowiadaniach jest tak bardzo normalny i rzeczywisty, że żal było mi tej kupy gnoju, której nie udało się odwiedzić przyjaciółki. Bardzo przypasowały mi te opowiadania, raz że były całkiem niegłupią odskocznią od poważniejszych książek, dwa dobrze się przy nich bawiłam, trzy odpoczęłam przy nich niesamowicie.
Książka przypomniała mi hit mojego wczesnego dzieciństwa, Piosenkę zespołu Fasoli - Fantazja, bo fantazja jest od tego, żeby bawić się na całego. No i tak.... Hohler nie bierze jeńców, jak już fantazjować to na całego, dlaczego nie wpleść w codziennie życie trochę dziwności. Myślę, że autor zostawia nas też i z wielkim polem do interpretacji, bo te opowiadania choć krótkie i zabawne pozostawiają po sobie nie tyle morał, co pewną nutę zastanowienia - jak np. opowiadanie o mgle czy ubraniu. Śmieszne, sensowne i przemyślane, humor przedni, się chichrałam. Okładka kojarzy mi się z "Autostopem przez galaktykę", pewnie bezpodstawnie i pewnie tylko dlatego, że mam obsesje na punkcie tej książki.
Ze swojej strony polecam, humor bardzo w moim klimacie, purnonsens to moje życie. Myślę, że jeszcze do nich wrócę, może nie do wszystkich, ale na pewno przeczytam jeszcze raz o kupie gnoju, o butach idących na bal, o wannie i apteczce, o głazie w kinie i jeszcze kilku innych. Mnie porwały :)