Najnowsze artykuły
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać1
- ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński4
- ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
- ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać7
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Tomasz Jarosz
3
6,5/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,5/10średnia ocena książek autora
127 przeczytało książki autora
155 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Narzeczeństwo, czyli sztuka przygotowania się do małżeństwa
Katarzyna Jarosz, Tomasz Jarosz
7,3 z 3 ocen
6 czytelników 0 opinii
2014
Najnowsze opinie o książkach autora
Zaginiony świat koni Tomasz Jarosz
4,9
Jazda konna to pasja mojego dzieciństwa. Niemożliwym byłoby zliczyć czas, który spędziłam w siodle czy stajniach pomiędzy końmi. Od wczesnego dzieciństwa uwielbiam także książki ukazujące świat koni – zarówno te, z których mogłam się nauczyć technik jazdy czy obcowania z tymi wspaniałymi zwierzętami, jak też wszelakie powieści, które przenosiły mnie w ich świat, gdy nie mogłam z jakiegoś bardziej lub mniej racjonalnego powodu sama znaleźć się na grzbiecie jakiegoś wierzchowca. Z uporem maniaka czytam wszystkie części poruszającego Heartland, legendarnego Zaklinacza koni znam niemalże na pamięć, Niosąca radość zmienia moje życie już po kilkunastu stronach spędzonych nad jej lekturą. Mój Kary, Broszka, Nieujarzmiona, Klub siodła, Black Beauty to tylko kilka spośród tytułów, które przychodzą mi na myśl, kiedy wracam pamięcią do chwil spędzonych w świecie koni. Mając okazję przeczytać Zaginiony świat koni Tomasza Jarosza myślę: idealnie komponuje się z całym wachlarzem końskich przeczytanych lektur, biorę. Nie mogę doczekać się, by dostać książkę w ręce i zatracić się w niej. Kiedy już ją dostaję czytam kilka stron i odkładam na półkę, w kolejnym podejściu udaje mi się przeczytać niewiele więcej a doczytanie powieści do końca staje się nie lada wyzwaniem.
Tomasz Jarosz tworzy powieść w gatunku fantasy, wpisującą się w kanon literatury dla dzieci i młodzieży. Zaginiony świat koni jest opowieścią wielowymiarową. To historia kilkunastoletniej dziewczyny – Mileny, która całym sercem oddaje się swojej pasji – jeździectwie i obcowaniu z końmi. Ukazuje ona wzór niewinnej, wartościowej nastolatki, która traktuje życie jako misję do spełnienia. Milena z utęsknieniem wyczekuje wakacji, kiedy to rok w rok wyjeżdża na wieś, gdzie każdą chwilę może spędzać wśród ukochanych wierzchowców. Ten rok okazuje się być jednak zupełnie innym niż poprzednie. Krótki spacer z psem, znaleziony bacik, słyszane w głowie myśli rodzą w sercu bohaterki niepokój, że wydarzy się coś ważnego. Nie myli się – niedługo potem za sprawą Karo – ulubionego konia, znajduje się w zupełnie innej rzeczywistości.
Emirowie, mieszkańcy Zaginionego Królestwa Koni, to istoty, które nigdy nie poznały zła. Żyją w niezburzonej niczym idylli na swojej planecie, w świecie dobra, miłości i przyjaźni. Dysponują ogromną siłą, jakiej nie ma nikt inny na świecie. Porozumiewają się za pomocą umysłów, dzielą własną siłą i miłością. Niestety, do czasu. Do czasu, kiedy przez lud Kratów – szerzące się zło – są zmuszeni uciekać ze swojej planety i skryć się na Ziemi pod postacią koni. Ukrywają się wśród ludzi i czekają na cud, który ich uratuje. Kratowie są stworzeniami przesiąkniętymi złem do szpiku kości. Walkę i żądzę władzy mają wyssaną z mlekiem matki. Do szczęścia brakuje im jeszcze by stać się niezniszczalnymi i podporządkować sobie świat. Dać im to może jedynie siła Emirów. Chcą na ich planecie stworzyć piekło, pełne bólu, cierpienia i podłości. Nadchodzi czas walki, w którym główną rolę odegra Milena – człowiek, mający w sobie pierwiastek zarówno Emira jak i Krata. Reprezentantka gatunku ludzkiego – istot, które potrafią walczyć, ale nie wytępiają swojego gatunku. Reprezentantka niewinna i czysta. Konie wybierają ją na swoją wybawicielkę, przekazują jej całą swoją siłę i moc, uczą niezwykłych możliwości działania i podróżowania, wierząc, że uratuje ich od zagłady.
Pełna recenzja na:
http://moznaprzeczytac.pl/zaginiony-swiat-koni-tomasz-jarosz/
Laboratorium miłości. Tom 1: Przed ślubem Jacek Pulikowski
7,4
Zacznę od pozytywów: rozdziały stricte poświęcone interpretacji Pieśni nad Pieśniami czy końcowy fragment rozdziału, w którym pewne małżeństwo podaje garść wskazówek odnośnie tego, jak kłócić się bardziej konstruktywnie (tj. stosowanie komunikatów ,,ja" zamiast ,,ty", unikanie wartościowania, oceniania czy mówienia ,,Ty zawsze mnie zawodzisz" lub ,,Nigdy mi nie pomagasz") są w porządku. Teksty zdają się być przemyślane i wyważone.
Ale...
Ach, reszta książki ocieka niedoinformowaniem, odrzucaniem faktów, ocenianiem i, tak, manipulacją.
Przytoczę tutaj kilka przykładów, które dla mnie zupełnie skreśliły tę pozycję jako jakkolwiek wartościową czy godną polecenia. Już prędzej poleciłabym komuś znajomemu czytanie pani Katarzyny niż to.
Zatem:
a. Pan Szymon Grzelak, doktor(!) psychologii(!!) przytacza wyniki metaanalizy Weller i Davis z 1999 roku i stwierdza, że autorki podają, iż użycie prezerwatywy chroni przed AIDS (zdaje się, że zarażamy się wirusem HIV, a nie chorobą AIDS, ale to słowa pana doktora, a nie moje) w 80%. Cóż, wystarczy 30 sekund googlowania na scholarze, żeby się dowiedzieć, że autorki podają, iż estymują, że jest to ochrona na poziomie 87% (w dyskusji zaś podają, że przy idealnym używaniu prezerwatywy ochrona może szybować nawet do 95-9%). Ale to nie pasuje do narracji, prawda? Lepiej zaszokować czytelnika, że 20% osób korzystających z prezerwatywy i tak zaraża się wirusem niż wspomnieć o tym, że prezerwatyw po prostu trzeba używać odpowiedzialnie, by minimalizować ryzyko.
b. Pan dr inż. Jacek Pulikowski wspomniał o parafrazach i o tym, że są przydatne w komunikacji i za to go chwalimy! Zaszokował mnie jednak tym, ile stereotypów i dezinformacji zdołał pomieścić na niewiele ponad 8 stronach. Dowiadujemy się między innymi, że ,,jakieś rozumowe przemyślenia" to nie dla kobiet - one żyją tylko uczuciami! To uczucia i emocje są ich motorem napędowym, dlatego nagminnie oczekują od partnera, żeby czytał im w myślach, wysłuchiwał tyrad o problemach i mówił im, że są piękne i dobre.
Z kolei mężczyzna nie jest w stanie rozróżnić typów płaczu własnego dziecka - dla niego ono po prostu "ryczy", bo on przecież nie jest stworzony do takich rzeczy jak uczenie się, wrażliwość i otwartość na poznawanie swojego potomka. On po prostu nie umie i tyle. A od żony potrzebuje słyszeć, że jest silny, mądry i odpowiedzialny. Widzicie tutaj rozdźwięk? Bo ja bardzo wyraźnie.
c. Państwo Jaroszowie, których pochwaliłam za ich wskazówki na samym początku tej recenzji. Och, jakże oni popłynęli ze swoimi tezami!
Ogólnie twierdzą, że jak się kobiecie powie, że przesadza, to ją to sparaliżuje. Ja z kolei uważam, że ,,Eee tam, przesadzasz" sparaliżuje każdego i dlatego żaden szanujący się psycholog nie mówi tak do swojego klienta...
Dalej jest wprost bajecznie nietrafiona teza: ,,...jeżeli to mężczyzna ma problem i ktoś mu powie: Słuchaj, stary, nie ty pierwszy i nie ostatni, to dla niego to jest budujące" - eee, budujące w jaki sposób i w jakim świecie? Chyba logiczną i nieszaloną informacją jest to, że każdy potrzebuje być wysłuchany, zrozumiany i zaopiekowany. To nie są jakieś potrzeby, które się dychotomizują ze względu na płeć.
Mężczyzna nie zasługuje na bycie traktowanym, jakby był zrobiony z kamienia i potrzebował się tylko wykazywać i zamykać w jaskini z własnymi problemami. Kurczę, taka narracja jest na poważnie szkodliwa i krzywdząca, a podaje się ją w ładnej okładce książki o "miłości". Dramat.
d. Na koniec HIT. Seksuolog(!!!) opowiada, że nie ma czegoś takiego jak seksualne niedopasowanie i wysuwa śmiałe tezy, jakoby osoby, których potrzeby się rozmijają były "skrajnie hedonistyczne".
To tak - seksualne niedopasowanie istnieje i wiedzieli o tym już starożytni Hindusi chociażby. Kwestia tego, że każdy człowiek jest trochę inaczej zbudowany, również w sferze poniżej pasa. I to naprawdę nie jest tak, że każdy każdemu podpasuje, bo jeżeli jedna strona jest bardzo drobna, a druga bardzo hojnie obdarzona, to stosunek może się przecież wiązać z bólem.
Jeśli zaś chodzi o ten skrajny hedonizm to on był tylko wstępem do tego, by rościć sobie prawo, by mówić ludziom, że się nie kochają, skoro w ogóle śmieją mówić o niedopasowaniu pod względem potrzeb. Czyli to taki chwyt, że zamiast zająć się omawianym problemem, to pan seksuolog się bierze za zupełnie inny obszar i zaczyna czytelnikowi wmawiać, że my w ogóle źle rozumiemy pojęcie miłości, a w ogóle to może zajmijcie się ważniejszymi problemami w życiu niż tylko tym całym seksem, co?
Rodzinę, jak przypuszczam, tworzoną przez jednego rodzica i dziecko nazywa ,,zubożoną", ,,jednoramienną" i mówi, że to największa katastrofa dla dziecka, żeby się w takiej wychowywać. Well, z pewnością lepiej się wychowywać z rodzicami, którzy nie chcą ze sobą być lub kłócą się na oczach dziecka, nie? W końcu jest dwuramienna!