Steve Sem-Sandberg urodził się w 1958 w Oslo. Jest pisarzem, dziennikarzem i krytykiem literackim. Współpracuje z działem kultury "Svenska Dagbladet". Jego trylogia o życiu trzech kobiet (Milena Jesenská, Ulrike Meinhof i Lou Andreas Salomé) zyskała wielkie uznanie w Skandynawii, a najnowsza powieść Härifärn till allmänningen, rozgrywająca się w Szwecji w latach 1965-1975, zebrała doskonałe recenzje. Steve Sem-Sandberg uznawany jest za jednego z najciekawszych skandynawskich autorów ostatnich lat. Jest laureatem szeregu nagród literackich (m.in. nagrody literackiej pisma "Aftonbladet"),był również nominowany do Nagrody Augusta przyznawanej przez związek wydawców szwedzkich, nagrody literackiej Szwedzkiego Radia oraz prestiżowej Nagrody Literackiej Rady Nordyckiej. W 2008 roku został uhonorowany nagrodą im. Marina Sorescu wręczaną przez Rumuński Instytut Kultury. Wiele podróżuje, mieszka w Sztokholmie i Pradze.http://
To, że ludzie głodują i umierają, czy że się ich wywozi, to może jeszcze i da się wytrzymać. Ale co zrobić z ciszą, co zrobić z tą całą stra...
To, że ludzie głodują i umierają, czy że się ich wywozi, to może jeszcze i da się wytrzymać. Ale co zrobić z ciszą, co zrobić z tą całą straszliwą ciszą?
Rzecz dzieje się (głównie) w zakładzie “opiekuńczo – wychowawczym” Spiegelgrund, funkcjonującym w czasie II Wojny Światowej na austriackich ziemiach. Dzieci tam przebywające poddawane są medycznym zabiegom, gdzie bardziej tutaj chodzi o eksperymentowaniu, oraz są poniżane i bite. “Opieka medyczna” traktuje małe dzieci nie jako żywe istoty ludzkie, a zwykłe i niepotrzebne przedmioty.
Książka przedstawia dwie strony, tzn: widok ze strony oprawcy oraz ofiary. Co moim zdaniem, miało być ciekawie rozłożonym dla czytelnika widokiem na obszarze książkowych stron. Dlaczego miało być a nie jest? Ponieważ w dużej mierze książka opisuje tamtejsze wydarzenia w formie fabularyzowanej, co uważam za wielki błąd. Bardziej odpowiadała by tutaj wersja reportażowa lub tekst ujęty w postaci wspomnień osób, które przeżyły eksperymenty stosowane w zakładzie.
Co najbardziej uderzyło we mnie jako czytelnika? Zbrodnia, bez kary. Czyli fakt, iż ośrodek pochłonął około 800 żywych, bezbronnych istnień oraz to, że kary dla personelu “medycznego” nałożone po zakończonej wojnie, były symboliczne w stosunku do wyrządzonych wcześniej krzywd (pomijając jedna karę śmierci przez powieszenie). A to że doktor Heinrich Gross, zmarł w spokojnej starości, nie odpowiadając za swoje czyny… Cóż, często sprawiedliwość odwraca się bezczelnie plecami od pokrzywdzonych ludzi, którzy domagają się (słusznie) owej sprawiedliwości.
W skrócie podsumuję całość tak: Początek książki, powiedzmy około 200 stron, zaznajamia nas z tym co się dzieje na terenie ośrodka oraz niekiedy innych lokacji. Później wieje nudą, właśnie dzięki istniejącej już fabule, która odpycha aniżeli zachęca do czytania. Na ratunek przychodzą ostatnie strony, jakoś poniżej setki gdzie znów czytanie wraca na normalne tory.
Czy mimo tego polecam książkę “Wybrańcy”? Tak, ale radzę uzbroić się w cierpliwość, brnąc między zdaniami mniej więcej w środkowej jej części. Zachęcam do zapoznania się z tematem.
Myślę, że zrozumiałam przesłanie tej opowieści: pokazać zamkniętą społeczność, w której, pomimo upływającego czasu i zmian, nadal żywe są emocje związane z przeszłością i wciąż wystarczy lada pretekst, by wybuchły dawne animozje. Przy okazji odkrywania ze starych dokumentów własnej rodzinnej historii, na jaw wychodzą pro-nazistowskie sympatie bohaterów, jakieś niejasne interesy, eksperymenty medyczne na dzieciach w czasie wojny.
Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że rozumiem wszystkie wątki czy podzielam pobudki działań bohaterów. Nawet jeśli członkowie zamkniętej społeczności mają - w zamyśle autora - zapłacić w ten czy inny sposób za grzechy przeszłości, to, z jednej strony, narracja jest zbyt niejasna jak na tak prosty wniosek a równocześnie - zbyt dosadna jak na alegorię.
Tekst nie jest łatwy w odbiorze. I to nie tylko problem braku dialogów. Nie tylko z powodu swobodnego mieszania wspomnień na przestrzeni dekad. Pełno jest też zdań w stylu: "Te jej rude włosy, i sposób zachowania: jej chude, patykowate ciało niczym żywy krzyk pod wysoką wierzbą przy Żółtym Domu, wierzbą, która latem przypominała niemrawo i ospale szemrzący namiot zieleni, a zimą pełna była twardych, ostrych gałęzi, które rozrywały niebo tak, jak krzyk Minny rozrywał wszelką ciszę, bo gdziekolwiek w sąsiedztwie by się stało, wszędzie dochodził jej ochrypły szaleńczy głos, który krzyczał i darł się bez przerwy."
Jak dla mnie największy problem, jaki mam z tym tekstem jest taki, że musiałam pogodzić się z wieloma wątkami, pozostawionymi w zawieszeniu i bez ostatecznego wyjaśnienia.