Najnowsze artykuły
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać1
- ArtykułyEkranizacja Chmielarza nadchodzi, a Netflix kończy „Wiedźmina” i pokazuje „Sto lat samotności”Konrad Wrzesiński5
- ArtykułyCzy książki mają nad nami władzę? Wywiad z Emmą Smith, autorką książki „Przenośna magia“LubimyCzytać1
- ArtykułyŚwiatowy Dzień Książki świętuj... z książką! Sprawdź, jakie promocje na ciebie czekają!LubimyCzytać7
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Michael Marcus Thurner
1
5,7/10
Pisze książki: fantasy, science fiction, czasopisma
Urodzony: 12.05.1963
Michael Marcus Thurner (ur. 1963) – studiował anglistykę, geografię i historię. W 2002 rozpoczął współpracę z Pabel-Moewig, pisząc powieści zeszytowe serii Atlan, a od 2005 roku również serii Perry Rhodana. W wydawnictwie Bastei od 2003 roku regularnie ukazują się jego książki z serii Maddrax. W 2009 roku powstała „Podróż Turila”, jego najlepsza, jak do tej pory powieść.
5,7/10średnia ocena książek autora
90 przeczytało książki autora
61 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Podróż Turila Michael Marcus Thurner
5,7
„Kosmicznym karawanem na ratunek wszechświata!” - to hasło z tylnej okładki zupełne mnie zmyliło. Spodziewałam się pełnej gagów historii grabarza, który rusza w podróż, aby uratować galaktykę przed jakimiś kosmicznym zbirami. Ku mojej radości „Podróż Turila" okazała się opowieścią o ratowaniu przede wszystkim swojej wolności i prawa do samostanowienia.
Akcja powieści dzieje się w Łysym Worze, części wszechświata podobnej do odseparowanego od reszty kosmosu balona, która mieści w sobie kilkadziesiąt tysięcy światów, zasiedlonych przez niemal tyle samo narodów o różnorodnych kształtach, formach komunikacji, kulturze a nawet poziomie rozwoju. Bogactwo istot wynika tak z zaawansowania technicznego, jak i jest skutkiem stosowania inżynierii genetycznej oraz zachodzenia zwykłej ewolucji. To niezwykle urozmaicone tło opowiadanej historii autor świetnie zobrazował ukazując je czytelnikowi tak z perspektywy Turila, jak i epizodycznych bohaterów, będących przedstawicielami poszczególnych narodów.
Tytułowy Turil należy do kosmicznych grabarzy, zwanych także tanatologami, którzy przemierzają Łysy Wór na obdarzonych świadomością statkach-sferach, świadcząc usługi polegające głównie na ceremonialnym uśmiercaniu możnych za odpowiednią zapłatą. Wykonywanie przez Turila zlecenia na Domiendramie przerywa atak Kitarów - istot, o których niewiele wiadomo, a które od pewnego czasu prowadzą tajemnicze poszukiwania, doszczętnie niszcząc na swojej drodze kolejne światy. Korzystając z zyskanego czasu Turil postanawia rozgryźć ich tajemnicę, przypominając sobie usłyszaną poprzedniego dnia od starej SI przepowiednię, że będzie zmuszony do podejmowania decyzji, które mogą unicestwić całe narody. Problem Kitarów stara się rozwiązać także Kix Karambui, savio-robot będący sekretarzem ARMIDORNU (organizacji skupiającej ludy Łysego Woru),wykorzystujący rosnące zagrożenie dla wzmocnienia własnej pozycji.
Podobała mi się kreacja bohaterów w tej powieści - zostali wyraźnie zarysowani, a ich prawdziwe motywacje nierzadko długo były ukryte, trzymając mnie w napięciu co do kolejnych ich posunięć. Sam Turil jest bohaterem wielopłaszczyznowym, o wielu sekretach, odkrywanych przez czytelnika w zasadzie niemal do końca książki. Jest on inny od reszty tanatologów - chce więcej czuć, rozumieć i decydować. Coraz bardziej skonfliktowany z GELFAREM - swoim statkiem kosmicznym, który poprzez skomplikowany system powiązań próbuje przejąć nad nim kontrolę, Turil zmaga się ze swoją przeszłością (bardzo dobrze przedstawiona trudna relacja z ojcem) i walczy o zależną od siebie przyszłość. Wątek walki głównego bohatera o samostanowienie i niezależność od systemu narzuconego przez tanatologów oraz od ograniczeń nałożonych przez jego samoświadomy statek kosmiczny uważam zresztą za najciekawszy w całej historii.
Było to moje pierwsze spotkanie z literaturą science-fiction i początkowo nieco mnie przytłaczała ta różnorodność form życia oraz stopień zaawansowania techniki. Całe szczęście Thurner pisze obrazowo, a przybliżając czytelnikowi poszczególne światy, gatunki i zdobycze technologii stosuje niewiele naukowej terminologii. Spotkałam się z opiniami, że pierwsza część książki jest nudna – ja na tempo akcji nie narzekałam, ale mogło to być wynikiem skupienia się na poznawaniu obcych mi koncepcji stworzonego przez autora uniwersum. Spójna fabuła, liczne zwroty akcji, niezwykle ciekawe i zróżnicowane światy, dynamiczny główny bohater oraz zaskakujące zakończenie sprawiły, że „Podróż Turila” zapewniła mi nie tylko kilkanaście godzin naprawdę wciągającej lektury, ale i otworzyła przede mną nieznany mi wcześniej świat literatury s-fi, wzbudzając ochotę na więcej.
Podróż Turila Michael Marcus Thurner
5,7
Pierwszy raz powieść „Podróż Turila”, autorstwa Michaela Marcusa Thurnera, przeczytałem sześć lat temu i wtedy zmieniła mój pogląd na s-f. Po lekturze patrzę na ten gatunek literacki zupełnie innym, wyrozumiałym okiem a sam, wraz z tytułowym Turilem, przeżyłem swoiste katharsis. Nie wiem czy sprawił to styl autora, czy fenomenalna fabuła powieści, ale książka Thurnera stała się dla mnie czymś w rodzaju drzewa bodhi, pod którym dostąpiłem literackiego oświecenia. No ale zacznijmy od początku…
Do przeczytania powieści zachęcił mnie, krążący w sieci, fragment rozdziału pierwszego w którym Kitarzy dokonują zagłady planety Domiendram. Styl autora wydał mi się lekki i jak na s-f, podejrzanie epicki i kojarzący się z fantasy. Ochoczo zabrałem się za lekturę całości i „połknąłem” powieść w kilka dni. Efekt już znacie.
Tytułowy Turil to nie tyle kosmiczny grabarz (informacje z okładki mogą zmylić, i to bardzo),co doświadczony i przeszkolony Tanatolog, wirtuoz zagłady i mistrz ceremonii śmierci. Należy on do poważanej w całej galaktyce kasty neutralnych humanoidów, którzy wykonują zlecenia polegające na wyszukanej i teatralnej eutanazji. Każdy Tanatolog jest fizycznie i mentalnie powiązany ze swoim statkiem kosmicznym, obdarzonym inteligentną sferą. Przygoda życia Turila zaczyna się w momencie, gdy ma pozbawić życia Pramaina Bożyczego, władcę planety Domiendram. Ceremonia zostaje przerwana nagłym atakiem na planetę, którego dokonują Kitarzy, bezwzględna nacja szarańczopodobnych istot, która sieje spustoszenie w galaktyce Łysego Wora. Los Turila i Kitarów zostanie nierozerwalnie połączony a sam bohater przeżyje wiele przygód oraz na zawsze zmieni swoje życie.
Niech was nie zmyli zabawna nomenklatura powieści. „Podróż Turila” nie jest bynajmniej kosmiczną komedią w stylu „Autostopem przez galaktykę”, nie przypomina również humoru Pratchett’a. Jest to raczej klasyczna powieść s-f z wyraźnie zarysowanymi elementami filozoficznymi i metafizycznymi. W kilku miejscach autor zmusza nas do refleksji oraz poważnie zaskakuje swoją pisarską dojrzałością. W fabule „Podróży…” intryga goni intrygę a czytelnik co jakiś czas odkrywa nowe zwroty akcji i jest notorycznie zaskakiwany.
Język powieści to istny majstersztyk a polscy tłumacze, Katarzyna i Michael Sowa, odwalili kawał dobrej roboty. Cała kosmiczna nomenklatura galaktyki Łysy Wór przypomina język stosowany przez Stanisława Lema a słowa w stylu „kreawatar”, „synowoj” czy „medwróżka” dodają powieści niesamowitości i oryginalnego uroku.
Jeśli chodzi o bohaterów stworzonych przez Thurnera, to przypominają oni pomnożoną przez sto i wzbogaconą o wspaniałe opisy, znaną z „Gwiezdnych wojen” kantynę z Mos Eisley. Ludzi w galaktyce Łysy Wór raczej nie spotkamy a jedyne człekopodobne istoty określane są mianem Humanów. I tu właśnie roztacza się prawdziwy urok powieści, który wraz z genialną fabułą i wspaniałym stylem tworzy mieszankę idealną. Dziesiątki stworów, wykreowanych przez autora, zapadają nam na długo w pamięć a ich genialne zachowania, słownictwo i styl życia sprawiają, iż „Podróż Turila” nie nudzi nawet przez minutę. Co więcej, wszystkie te owadopodobne lub mackowate istoty, obdarzone są wyjątkową inteligencją a na ich przykładach, Thurner, bezwstydnie demaskuje nieszczęścia, przywary i wady naszego gatunku. Doskonałym przykładem jest tu fanatyzm religijny Karantyków z planety Faurum czy tragiczny los, kopulujących bez wytchnienia, owadzich Axtarsów.
Genialne pomysły i futurystyczne rozwiązania to ostatni aspekt, który chciałbym opisać w niniejszej recenzji, bo są to cechy, które z pewnością wyróżniają „Podróż Turila” z książkowego tłumu.
Nie wiem czemu, ale przez cały czas gdy czytałem powieść Thurnera, przed oczami miałem wysmakowane, komiczne dzieło Luca Besson pt. „Piąty Element”. Może dlatego, iż tak jak film Bessona, „Podróż…” jest niesamowicie nowatorska i aż pulsująca fantazją. W świecie Turila niemal wszystko jest możliwe, począwszy od rozłożenia danej istoty na czynniki pierwsze (i powtórnego złożenia) a skończywszy na pośmiertnym, holograficznym zapisie jej jaźni w postaci, cytowanego już, kreawatara. Ponadto, dwie sztucznie wychodowane, perfekcyjne istoty Sorollo i Ofernau , w których ciałach żyje kilka świadomości („branż”),jednoznacznie kojarzą się z Bessonowską Leeloo (Milla Jovovich).
Reasumując, „Podróż Turila” to świetna, pasjonująca powieść, której fabuła i zaskakujące, mądre zakończenie wnosi wiele do nudnego, literackiego świata, gdzie królują albo licealne wampiry albo skarby templariuszy. Sądzę, że powieść powinna przypaść do gustu wszystkim miłośnikom fantastyki, a szczególnie tym, którzy od literatury wymagają, oprócz rozrywki, refleksji oraz pewnego przesłania. „Podróż Turila” to powieść „z kluczem” do której mam zamiar wracać nie jeden jeszcze raz i która przekonała mnie ostatecznie do tego typu lektury.
Jedynym mankamentem, który psuje lekturę, jest całe mrowie literówek, zjadanych i przestawianych wyrazów i innych "chochlików drukarskich".