Szkodliwa medycyna Ben Goldacre 6,2
ocenił(a) na 34 lata temu Czasami człowiek musi na chwilę wyjść ze świata fantazji i zagłębić się nieco w realiach. Myślałam, że literatura popularnonaukowa będzie ku temu najlepszym rozwiązaniem, bo i czegoś się dowiem, i zmienię tor myśli, poza tym opis Szkodliwej medycyny bardzo mi się spodobał. Lubię, jak ktoś próbuje rozwiązywać zagadki społeczne. Tylko… czy dostałam dokładnie to, co chciałam? Niekoniecznie. I muszę się przyznać, że ta książka dłużyła mi się w nieskończoność.
Zacznę od tego, że już sam sposób pisania autora nie przypadł mi do gustu. Niby miał być śmieszny, ale mnie jakoś nie bawił, poza tym nie miałam przed sobą obrazu zbyt przyjemnego w odbiorze człowieka. Dodatkowo ten akademicki niekiedy żargon nie sprzyjał przyjemnemu odbiorowi ani nawet nie pozwalał na jakiekolwiek emocje, chyba że zniechęcenie i obojętność. Najbardziej chyba zawiodłam się na tym, że zamiast pisać o konkretnych sytuacjach i lekach, autor tworzył całe, naprawdę długie, wlekące się rozdziały dotyczące jakichś osób będących samozwańczymi naukowcami. Opisywał, jak ich demaskował, próbując się dowiedzieć, kto przyznawał im stopień naukowy, i jakie głupoty głosili publicznie (co chwilami wyglądało, jakby cierpiał na manię prześladowczą). Cóż, nie do końca tego się spodziewałam, przez co byłam naprawdę bardzo znudzona.
Całą lekturę moim zdaniem można podsumować w skrócie: koncerny farmaceutyczne nie są do końca sprawiedliwe, wielu osobom zależy wyłącznie na zysku, nie na zdrowiu ludzi, wielu odbiorców reklam to idioci, którzy nie potrafią rozróżnić prawdy od fałszu, wszystko da się udowodnić poprzez doświadczenia, a poza tym to dziennikarze są źli (i generalnie humaniści też, bo tak się poczułam, czytając książkę pana Goldacre). Czy dowiedziałam się z tego wszystkiego czegoś nowego? Niekoniecznie. Owszem, zdarzały się nawet interesujące ciekawostki, które autor zawierał w książce, ale nie stanowiły one tak dużej części, jakby mogły. Czytając treść, którą przed sobą miałam, wyobrażałam sobie pana, który siedzi po nocach przed komputerem i klupie w swoją klawiaturę, uśmiechając się do siebie psychopatycznie, bo krytykowanie sprawia mu przyjemność. Nie mówię, że to zła krytyka, bo rzeczywiście osoby, które opisywał, niekiedy mnie szokowały swoim zachowaniem, ale wciąż nie rozumiem sensu pisania o czymś takim w książce. Może to dlatego, że jest to trochę oderwane od naszej rzeczywistości?
Zastanawiałam się, dlaczego wydana oryginalnie w 2008 roku książka została wypuszczona na rynek wydawniczy w Polsce dopiero teraz. Dlatego że był tutaj rozdział o antyszczepionkowcach (co akurat było całkiem ciekawe)? Nie bardzo widzę u nas w polskiej sferze czytelniczej miejsca na Szkodliwą medycynę, tym bardziej że wiele rzeczy nie tyczy się realiów, które u nas panują. Przykładowo: na początku opisywany był jakiś specyfik, o którym w życiu nie słyszałam i którego nigdy nie widziałam na oczy w Polsce. Dobrze, mogliśmy to przenieść na inne głośno reklamowane kosmetyki, które tak naprawdę nie działają i oszukują innych ludzi, ale to wciąż było mało interesujące. Ludziom lepiej czyta się o czymś, co jest im bliskie.
Struktura tej książki też pozostawiała wiele do życzenia, zupełnie jakby autor jej nie przemyślał, a po prostu pisał o tym, co akurat mu się przypomniało. Tu zrobimy kilka rozdziałów o jakichś osobach, które oszukują ludzi, przy okazji publicznie je demaskując, tu jakiś jeden o magicznym specyfiku, tu jeden o antyszczepionkowcach… Jakoś nie mogłam sobie tego poukładać w głowie i nazwać to konkretnie Szkodliwą medycyną. Poza tym niektóre rozdziały były okropnie rozwlekane. Jak się pojawiało już jakieś interesujące zdanie, to zaraz pojawiał się szereg tych mało ciekawych. W pewnym momencie byłam tak zmęczona czytaniem, że przewracałam kartki od niechcenia. Strasznie mnie ta lektura wymęczyła. Musiałam ją przeczytać w całości, bo jednak był to egzemplarz recenzencki, ale zajęło mi to naprawdę dużo czasu i więcej niż 50 stron dziennie nie byłam czasem w stanie przeczytać. Dla mnie po prostu krótkie, ale stanowcze: NIE.
Podsumowując. Nie mam co tu wiele mówić. Owszem, zgadzam się, że jesteśmy na co dzień manipulowani przez dziennikarzy, którzy plotą głupoty, ale ta książka podbudza w nas też nieufność wobec wszystkiego, co czytamy albo stosujemy. Dzięki panu Goldcare sama zaczęłam się teraz podejrzliwie gapić na każdy produkt, jaki trzymam w ręce, choćby na krem do twarzy, bo może on jednak rzeczywiście ani trochę nie działa, a ja tylko wydaję niepotrzebnie pieniądze. To samo z lekami. Może to wszystko jest efektem placebo? Może całe życie jest jednym wielkim efektem placebo? Nie jest to lektura, która wpłynęła na mnie pozytywnie, a tym bardziej taka, która mnie zainteresowała. Osobiście nie polecam, ale wiem, że znajdzie się ktoś, komu się taka lektura spodoba, chociaż strzelałabym bardziej na osoby mające do czynienia z kierunkami medycznymi czy biologiczno-chemicznymi. Ja już panu Goldacre podziękuję.
https://demoniczne-ksiazki.blogspot.com/2020/01/szkodliwa-medycyna-czy-ksiazka-ben.html