Dom Kalifa. Rok w Casablance Tahir Shah 7,3
Przyjechał do kolorowego Maroka z nudnego i przytłaczającego Londynu, zachwycił się Casablanką i marokańską kulturą, postanowił tam zamieszkać, kupił Dom Kalifa, przez rok go remontował, w międzyczasie wtopił się w lokalną społeczność, mieszka tam do dziś, szczęśliwie, z żoną i dziećmi. Oto treść książki, jakich czytałam wiele. Ktoś, kto się osiedlił w nowym miejscu, jak się już urządzi, to ma ambicję opowiedzieć jak to z przeprowadzką i remontem było. A może taki delikwent pisze dla podreperowania nadszarpniętego remontem budżetu? I wychodzą potem książki jakby spod jednej sztancy, niezależnie od tego, czy dom był z Prowansji, Toskanii, Hiszpanii, czy greckich wysp. Czytadła wiele takich. Jedne gorsze, drugie jeszcze gorsze.
Ta książka - wspomnienie jest lepsza, wprawdzie schematyczna, ale ożywia ją i czyni wyjątkową urzekające i egzotyczne dla Europejczyka Maroko. Tu nic nie działa tak, jak w Londynie, co autor odkrywa przy okazji remontu swojej nowej, ale zrujnowanej 400-letniej posiadłości. Nie tylko w sferze architektonicznej, płytek, ceramik, inkrustacji, podłóg, sufitów, ogrodowej architektury, pomiędzy rzemieślnikami nie kończącymi swojej pracy, artystami czyniącymi z nabytego domu prawdziwe cacko, ale i w zakresie życia po marokańsku, na gwarnym suku, w kawiarniach, gdzie przesiadują mężczyźni, hurtowniach materiałów budowlanych, sądach, wśród skorumpowanej policji, biurokracji, niezrozumiałych praw islamu, pobliskich slumsów i innych miejsc, do których turysta raczej nie trafi. Bo to jest MA-RO-KO! Żeby je zrozumieć, trzeba się przestawić i zmienić światopogląd. W końcu autor po uszy zanurza się w miejscową kulturę i styl życia. Gdy z potrzeby serca uwierzył w świat, który wymyka się rozumowi i w domowego złośliwego dżina, do ujarzmienia którego zatrudnia nawet grupę miejscowych egzorcystów. W tym momencie poczuł, że Maroko to jego miejsce na ziemi, Dar Kalifa to jego dom, a dla otaczających go marokańskich przyjaciół i służących zaczął być „swój”.
Książka napisana lekko, z humorem i z czułością, przez strony przelatuje się z przyjemnością. Obowiązkowo polecam wszystkim, którzy wybierają się do Maroka. Przeczytajcie przy szklaneczce mocno osłodzonej miętowej herbaty „bardzo pysznej naprawdę”.