Duch niespokojny Aleksander Janta-Połczyński 7,0
Janta w 1945 roku miał dla amerykańskiego wydawnictwa napisać książkę o losach najnowszych Polski zachęcającą Amerykanów do obrony demokracji w naszym kraju. Wszystko poszło nie tak i zamiast tej, potencjalnie nadętej, książki po angielsku powstała biograficzna opowieść o młodości Aleksandra, obejmująca 25 lat, lekka i w długich momentach niezwykle zabawna.
Niezwykłe są, nadające się na scenariusz komedii slapstickowych, historie: udawanej misji z Beludżystanu, której udało się w 1924 roku nabrać cały Poznań, poczynając od władz miejskich i dowódcy Policji Państwowej oraz historia balu w Niedźwiedziu, na której objawił się po raz pierwszy jako aktor (ale także jako oszust!) Stanisław Józef Bielski. To są naprawdę historie, że boki zrywać!
Ale nawet tam, gdzie trudno się głośno śmiać i wypada się raczej czasem lekko uśmiechać, też jest ciekawie. Na przykład wtedy, kiedy wspomina swoje pierwsze przygody erotyczne (bardzo delikatnie, bez żadnych obsceniczności) daje intrygujące świadectwo pozorności pruderii, która zwykle kojarzy nam się z “dawnymi czasami”. Są tu również pewne niezbyt klarowne, niewypowiedziane wprost, niepokoje, o których Janta chyba do końca życia nie mówił jasno a które dziś chyba interpretowali byśmy jako wątpliwości co do własnej orientacji seksualnej.
Wspomnienia jego debiutów literackich i reporterskich też są bardzo ciekawe i zaskakujące w wielu momentach. Oczywiście wciągnęły mnie jego wspomnienia o warszawskim światku “Ziemiańskiej”, do którego on, mimo statusu bardzo “początkującego” pisarza został jednak wprowadzony.
Jednak najwięcej dało mi do myślenia jego wspomnienie o jego pierwszej podróży do ZSRR i o pisanych przez niego wtedy tekstach o Rosji. Było to dla mnie odkrycie, bo te wczesne książki są dziś jakoś kompletnie niedostępne. Janta był reporterem może nie z gatunku tych “czołowych” ani tym bardziej nie z gatunku tych “najbardziej wpływowych” ale z całą pewnością miał ciekawe, zupełnie specyficzne spojrzenie. Po powrocie z ZSRR w swoich tekstach dał obraz, który w zasadzie nikomu nie pasował. Nie pasował ludziom komunizującym, bo pokazywał, że jest to kraj absolutnie nie będący “rajem na Ziemi” a co gorsza wcale nic nie wskazywało, że on się w ogóle kieruje w stronę stania się “rajem na Ziemi”. Nie pasował jednak także antykomunistom, zwłaszcza tym polskim, bo co prawda był to kraj źle zorganizowany i wrogi ludziom, ale jednak stale się umacniający i, według Janty, nic nie wskazywało, żeby ZSRR miał wkrótce upaść a nawet wręcz przeciwnie - przewidywał on, że będzie to kraj nabierający coraz większej siły i znaczenia. Bardzo młody Janta zauważył też to, czego Józef Mackiewicz nie chciał zobaczyć do końca życia: że ZSRR to już wtedy była znów imperialna Rosja. Jeszcze za słaba, żeby zamierzać się na zajmowanie krajów europejskich ale już zajmująca kraje centralnej Azji i podbijające jej narody.
Zaintrygowała mnie kwestia tych jego książek pisanych po powrocie z ZSRR gdyż 15 lat później napisał Janta dość podobną w wydźwięku książkę “Wracam z Polski”, która została jeszcze gorzej przyjęta przez polskie środowisko emigracyjne. Głównie z tego powodu, że dla Janty Polska w 1946-1947 roku nie była krajem “pod sowieckim butem” a działania ówczesnych władz cieszyły się w znacznym stopniu realnym wsparciem społeczeństwa. Nic nie wskazywało, żeby “kraj” miał wystąpić masowo przeciwko “okupantowi” a wręcz przeciwnie. Ten obraz tak bardzo się nie spodobał, że generał Anders chciał wymusić na Giedroyciu wstrzymanie jej dystrybucji a potem nawet chciał Giedroyciowi “zamknąć usta”. W rezultacie doprowadziło to do rozwodu przyszłego środowiska “Kultury” z II Korpusem. Swoim “innym spojrzeniem” był więc Janta kreatorem zupełnie innych przyszłości…