Niewidzialni. Antologia opowiadań norweskich Ailo Gaup 5,6
ocenił(a) na 412 lata temu Odkąd skończyłam czytać targały mną dylematy - czy oceniać każde opowiadanie z osobna czy też spróbować ująć wszystkie w całość. Jedno jest pewne - nie zostanę fanką współczesnej literatury norweskiej, gdyż swoją współczesnością nie odbiega od ogółu nurtów współczesnych, które do mnie nie przemawiają. Zbiór otwiera opowiadanie, które najbardziej mi się chyba nie podobało. Wiem doskonale co autor zamierzał w ten sposób przedstawić i owszem, zdecydowanie mu się to udało. Ale można to było zrobić inaczej, to że piszę o ludziach, którzy nie potrafią się porozumieć werbalnie nie znaczy, że sam muszę prezentować brak umiejętności komunikacji pisemnej. Ja wiem, że tego sztuka współczesna wymaga, ale nigdy nie uznam tego za wybitne i godne mej uwagi. Potem już jest lepiej. Opowiadania pisane są w sposób normalny, autorzy nie próbują już eksperymentować z językiem a tylko sposobem przedstawiania rzeczywistości. Na co zatem w następnej kolejności ponarzekam? Na mnóstwo przypadkowego seksu. Kompletnie ni stąd ni zowąd, bez żadnej zapowiedzi, bez żadnego wkładu w fabułę, po prostu - o, jest. Najgorzej wypadło to w pierwszym opowiadaniu pisanym kobiecą ręką, którego autorka wyraźnie - zgodnie z notką biograficzną - identyfikuje się ze współczesną młodzieżą zachodu. Ciekawy sposób przeplatania wspomnień z dzieciństwa z życiem teraźniejszym, ale na litość, robienie z siebie panny lepkich opyczajów wcale nie jest godnym pozazdroszczenia manifestem wyzwolenia i feminizmu. Wątek seksu zaburzył mi także w odbiorze chyba najprzyjemniejsze opowiadanie, zawiązujące do kultury saamskiej, pełne baśniowej atmosfery. Niestety, pogwałconej cielesnością. Apogeum to zjawisko osiąga w ostatnim opowiadaniu, które nie bez powodu w podtytule posiada określenie "niepornograficzna" - tylko dlatego, że akcja pozostaje w sferze fantazji, a nie dzieje się naprawdę. Było kilka opowiadań ciepłych i przyjemnych, jak "Za psa Ronny'ego" czy "Marionetki", które czytało się dość miło - ot, ku pokrzepieniu serc. Osobnym zjawiskiem była "Gosposia". Tak, ja wiem, że kocham turpizm i nurzanie się w literackim brudzie, ale pod warunkiem, że ten brud jest... no, ze smakiem, że tak powiem. Tutaj tego nie ma, tu jest wszystko podane jak na talerzu (a w stosunku to treści opowiadania to sformułowanie jest jeszcze bardziej obrzydliwe...),wprost, wręcz na siłę epatując paskudztwem. Autor nie popisał się ani odrobiną wyczucia i smaku, bo takie rzeczy da się przedstawić w bardziej przystępnej formie.
Ogólnie rzecz biorąc pozostanę jednak przy dramatach Ibsena i dziełach faszysty Hamsuna. Nowele współczesnych pisarzy, mimo iż mam świadomość co powinny przedstawiać i co jak najbardziej rozumiem i podzielam, po prostu do mnie nie trafiają. Są nie tak napisane, niektóre silą się na awangardową oryginalność ("Niewidzialni", "Gosposia"),inne próbują zdobyć czytelnika młodzieżową nowoczesnością ("Morze ciszy", "Karnawał"),wszystkie pokazują losy prostych ludzi - czasem zbyt prostych, wręcz płytkich. Czytając to ma się wrażenie, że współcześni Norwegowie to bardzo nieszczęśliwy naród...