Najnowsze artykuły
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński6
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać7
- Artykuły„Horror ma budzić koszmary, wciskać kolanem w błoto i pożerać światło dnia” – premiera „Grzechòta”LubimyCzytać1
- Artykuły17. Nagroda Literacka Warszawy. Znamy 15 nominowanych tytułówLubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Charles A. Murray
2
6,1/10
Pisze książki: filozofia, etyka, nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
Charles Alan Murray (born 1943) is an American libertarian political scientist, author, columnist, and pundit currently working as a fellow at the American Enterprise Institute, a conservative think tank in Washington, DC. He is best known for his controversial book The Bell Curve, co-authored with the late Richard Herrnstein in 1994, which discusses the role of IQ in American society.
6,1/10średnia ocena książek autora
16 przeczytało książki autora
32 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
What It Means to Be a Libertarian. A Personal Interpretation.
Charles A. Murray
6,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
1996
Najnowsze opinie o książkach autora
Bez korzeni Charles A. Murray
6,2
O nieskuteczności rządowej pomocy socjalnej dla mniejszości w USA. Książka oparta na doskonale opracowanym materiale źródłowym. Po raz kolejny okazuje się, że trzeba dać wędkę, a nie rybę. Urzędnicy dziwili się, że im więcej pieniędzy wydano na getta, tym bieda materialna i moralna była większa i przestępczość również. Polecam, żeby zrozumieć bezczelność co poniektórych w dzisiejszej Ameryce.
Dziękuję za uwagę.
Bez korzeni Charles A. Murray
6,2
Ta książka jest kuriozalna pod wieloma względami. Ogólnie można je podzielić na dwie grupy: cechy wewnętrzne i zewnętrzne.
Zacznę od pierwszych, czyli związanych bezpośrednio z budową, treścią książki i samym jej autorem. Murray w pierwszych dwóch częściach powołuje się na niezliczoną liczbę danych socjologicznych, wykresów i szczegółowych analiz mających przedstawić sytuacją społeczną Stanów w latach 1950 - 1980. Cała ta ogromna, mrówcza praca prowadzi go jednak tylko do trzech "mądrości ludowych", od lat powtarzanych przez prawicowych konserwatystów całego świat. Jest coś wysoce irytującego w twierdzeniu tego uprzywilejowanego białego konserwatysty, że biedni, wykonujący niewdzięczną, ciężką pracę, która ledwie pozwala im utrzymać się na poziomie minimum socjalnego, powinni być dumni z samego faktu posiadania pracy. Autor nie zadaje sobie pytania, jak to jest możliwe, że w najbogatszym kraju świata ludzie pracujący tak ciężką, ledwie są w stanie przeżyć. Murray pokrętnie dowodzi, że zasiłki i dotowane miejsca pracy szkodzą, jakoby pozbywając tych ludzi dumy. Gromi osoby nie mające zamiaru harować za grosze, gdy należny im zasiłek przewyższa możliwe zarobki. Zastanawia się nad możliwymi impulsami, które mógłby korzystających z zasiłków zdopingować do aktywności zawodowej, ale nie przychodzi mu do głowy, że takim impulsem mogłyby być godziwa zapłata i możliwość awansu. Autor ze wszystkich sił stara się ukryć swój rasizm, który jednak wyłazi na wierzch niemal na każdej stronie. Najbardziej znamienne jest zdanie o tym, że w USA do lat 50. nie istniał problem czarnych. Zaiste, nie istniał. Murray jako jedyną drogę dla wszelkich mniejszości widzi całkowitą asymilację z anglosaską większością, a wręcz wyrzeczenie się własnej kultury. Werbalnie odżegnuje się do rasistowskich poglądów, lecz implikuje wprost, że kolorowi, Latynosi, Azjaci, Polacy i wszelkie inne mniejszości powinny dążyć do w sumie nieosiągalnego dla nich ideału reprezentowanego przez białą, anglosaską klasę średnią, a przede wszystkim się nie buntować, lecz przyjąć swój los jako naturalny. Raz po raz nawiązuje do amerykańskiego mitu równych szans, pomija jednak sprawę kapitału społecznego, rodzinnych fortun, dziedzicznego wykształcenia w dobrych szkołach, z których od 200 lat korzystają przedstawiciele białych elit. Źródła wszelkich niepowodzeń amerykańskich programów socjalnych widzi w ich odbiorcach, to oni ponoszą winę, że programy nie działają. Autor wprawdzie stawia sobie pytanie, co można zrobić, aby stały się skuteczniejsze, ale jedyna odpowiedź, jaką znajduje brzmi- zlikwidować (ponownie w imię mitycznej "dumy", którą jakoby im odbierają). Drugą cechą autora jest patriarchizm, występuje w roli tego, który wie lepiej, co dobre dla innych. Problemem są pozamałżeńskie dzieci, nie fakt, że matki samotnie je wychowują, a ojcowie nie czują się za nie odpowiedzialni. Rozwiązanie problemu dostrzega w "przyjęciu zasad moralnych obowiązujących w klasie średniej" (można przypuszczać, że autor ma nieco wyidealizowany obrazy owych "zasad moralnych"),a nie na przykład w edukacji seksualnej nieletnich i łatwym dostępie do środków antykoncepcyjnych. I to jest mój podstawowy zarzut (poza całkowicie obcą mi ideologią) wobec tej książki - autor błędnie rozpoznaje przyczyny problemów i proponuje fałszywe ich rozwiązania.
Przez cechy zewnętrzne książki rozumiem jej niezależny do autora kształt w polskim wydaniu. Sam fakt, że "Bez korzeni" zostało opublikowane przez wydawnictwo Zysk i spółka w 2001 roku, kiedy w Polsce panowało niemal 20% bezrobocie, jest swego rodzaju paradoksem. Drugi zarzut dotyczy przekładu. Podczas gdy autor ze wszystkich sił stara się ukryć swoje rasistowskie, nierównościowe poglądy, tłumacz nie znając właściwego języka, nagminnie pisze o "Murzynach", "upośledzonych społecznie", "pozamałżeńskich dzieciach", "jałmużnie" itd.
Jednym słowem książka irytuje prostotą argumentacji przenikającą spod pokrętnej logiki autora i doprawionej zabawnie nieadekwatnym językiem użytym przez tłumacza. Więcej można się z niej dowiedzieć o samym autorze niż o problemach społecznych USA i możliwościach ich rozwiązania. Wiele mówi też o mitach, którymi karmi się amerykański konserwatyzm, i które doprowadziły do wygranej Donalda Trumpa.