Nadrealizm europejski Henri Michaux 6,3
ocenił(a) na 73 lata temu Surrealistyczna miłość przybiera chimeryczne kształty a kiedy próbuję tę uprawiającą słowną woltyżerkę formę życia podejść z innej strony, ona nieoczekiwanie ukazuje mi kształt piękny i subtelny, kochający i czujący. Tak wiele posiada możliwości w definiowaniu pojęć rozkoszy. W jednym momencie dzikie i wonne kwiaty aby w kolejnej chwili wszystko utopić w brutalnym sensie rzeczywistości. A kiedy do tego Paul Éluard zaczyna puszczać wodze fantazji, to niedostatki wszystkiego giną. Odzywa się serce, westchnieniem, spojrzeniem, nosi pożądanie jakby to była najlżejsza rzecz na świecie. I wtedy liczy się już tylko jedno zdanie: "zamknąłem się w swojej miłości, marzę". Któż potrafi kochać słowa jak on sam? Mieszać z nich trucizny po których przychodzi chęć do śmiechu, podążać za myślami od chwili ich narodzin w mózgu. A to wszystko przy blaskach zachodzącej realności. "Śnię że zasnąłem, śnię że śnię", nadrealizm potrafi to perfekcyjnie wykonać.
Przygnał mnie tutaj wstręt do świata obowiązujących konwencji. W poszukiwaniu instynktu i podświadomości odepchnąłem pragmatyczny racjonalizm aby na jedną chwilę uciec od znanej mi od lat literatury. Wiedziałem, że to właśnie w tym miejscu odnajdę człowieka z pogranicza snów Comte de Lautréamonta, inspiratora nowatorskiej estetyki, której zadaniem jest między innymi kreacja sennych koszmarów. Moim zdaniem, istotą surrealizmu w poezji jest zamknięcie oczu, podczas którego odczuwamy jedynie wewnętrznymi zmysłami. Pole wyobraźni zostaje poszerzone. Po szczeblach uczuć przebiegają nieznane dotąd poetyckie twory. Cnotom domowych ognisk zagraża nowe, nierzadko odradzające się jedynie po to, żeby zniszczyć starą stylistykę. To przyprawia przekwitły świat o wściekłość. Pachnie, wibruje egzotyką nowych doznań słownych. To istnieje zupełnie inaczej niż dotychczas.
Popęd nadchodzi falami, to pocałunek surrealizmu dryfuje bez steru. Czy panują tu jeszcze jakieś zasady, poza koniecznością ich nieistnienia? Ciężko opisać tchnienie, którego delikatność ma niewiele wspólnego z muśnięciem motylich skrzydeł. Miraże, wyzwolona radość, te chwile gdzie wszystko staje się bezgraniczne. Ale jednocześnie trudne poetycko, zmącone okropną gorączką w której migają na przemian znajome i nieziemskie krajobrazy. Nadrealizm dąży do piękna w obrzydliwości, nie potrafi się wdzięczyć harmonią i logiczną konsystencją. Bardziej zaskakuje niż schlebia czytelniczym gustom, przywykłym do jednostajnego szumu banałów. Ponieważ tu się nie zarzuca sieci frazesów licząc na to, że odbiorca złapie się na tanie wierszydła. Surrealizm ciągle dba o dobrą ostrość i nie dopuszcza żeby coś zardzewiało, nawet wtedy, kiedy przykryte tumanem kurzu giną dzieła Maxa Ernsta i Roberta Desnosa.
Urzekła mnie pokrętna cudowność samotnych miejsc nadrealizmu. Nasycony nierzeczywistymi miastami, pognałem w głębię tęsknoty za zaginionymi morzami. Tu naprawdę można się poczuć nawet melancholijnie. Wczepiając się w artystyczne wizje Salvadora Dalego opadać dalej i mocniej, ale miękko i bezboleśnie pogrążać się w najwyższej sztuce. Nie żałuję, że utknąłem na kilka dni w tych "szaleńczych" wersach. Dla mocno osadzonego we współczesnym realizmie człowieka, poezja surrealistów staje się kluczem do zamkniętych dla współczesnych ludzi okiennic inności. Pragnienie życia jest tu odmienne, zaciekawienie przybiera różnorodne kształty niewidzianych dotąd znaków. Przez chwilę można zapomnieć, że wszystko jest śmiertelne i oddać się w ramiona młodości. I tak jak napisał Paul Éluard w "Damie karowej", żyć "kochając miłość".