Autorka należy do światowej czołówki pisarek powieści dla pań. Pisze także pod nazwiskiem Elizabeth Lowell i Lowell Charters. Jest uznawana za mistrzynię gatunku. Za swoją twórczość została uhonorowana Lifetime Achievement Award w kategorii powieści o miłości. Jej bestsellerowe książki są wysoko oceniane zarówno przez krytykę, jak i przez wiernych czytelników. Na świecie wydano ponad 8 000 000 egzemplarzy książek jej autorstwa. Na dowód olbrzymiej popularności tej autorki niech służy fakt, iż aż jedenaście jej powieści znalazło się na liście bestsellerów "New York Timesa".
Nie lubię książek przygodowych od czasu jak przeszła mi miłość do Tomka Wilmowskiego. Diamenty, kopalnie, dżungla czy stepy nawet okraszone pięknymi facetami fabularnie mnie nudzą. No i kartele, bohaterowie agenci od zadań specjalnych (może za wyjątkiem jednego, no może dwóch) to też raczej nie moja bajka. Pewnie dlatego masakrycznie znudził mnie początek tej książki, ale jako, że lubię ciekawe relacje bohaterów, to czytałam dalej.
I w sumie dobrze, bo fajna jest Australia okiem Lowell. Niekiedy niemal można było poczuć ten żar lejący się z nieba czy piach wgryzający się w oczy. Mimo bólu jaki potrafi ze sobą przynieść, ładna jest w opisie autorki. Budzi zainteresowanie.
Niezłe są diamenty i ich historia. To rzeczywiście udało się autorce przekazać. Przyznam, że o wielu rzeczach nie miałam pojęcia i tutaj traktowałam jak prawdę, a nie fikcję autorską. Obym się nie pomyliła.
Bohaterowie ciekawi i w sumie udanie zestawieni. To jedna z lepszych par Lowell na jakie się natknęłam. Chemia jest, fascynacja też. Niekiedy ich relacje wydawały mi się mocno infantylne, ale kładłam to na karb gorąca, które nawet najbardziej rozsądnym ludziom potrafi zamieszać w głowie. Trochę topornie, jak na moje oko, wyszedł moment kiedy bohaterka przekonuje się do intencji bohatera, kiedy dociera do niej wielka miłość, którą poddawała pod wątpliwość. Ale widocznie taka była wizja autorki.
W sumie nie ma za bardzo do czego się przyczepić, gdyby tylko nie te diamenty, pościgi, kartele i cała międzynarodowa otoczka szpiegowsko-przemysłowa to byłabym nawet całkiem zadowolona. Polubiłam bohaterów, trochę mniej ich przygody, ale rozumiem, że zanim doszli do omawiania procentowego udziału w związku, musieli wiele przejść.
Choć fabularnie książka zdecydowanie nie jest nudna, mnie trochę zmęczyła.